„Fedra, czyli historia flanelowego wstydu” w Teatrze Układ Formalny, wg scenariusza i w reż. Agaty Dudy-Gracz, inspirowanego „Miłością Fedry” Sarah Kane oraz „Hippolytosem uwieńczonym” Eurypidesa. Pisze Adam Zawadzki z Nowej Siły Krytycznej.
Sala wrocławskiego Centrum na Przedmieściu to niewielka przestrzeń, nie zmieści wielkiej widowni. W ostatni dzień serii pokazów popremierowych „Fedry, czyli historii flanelowego wstydu” byłem zmuszony usiąść na podłodze (oczywiście na poduszce) – tak duże było zainteresowanie! Teatr Układ Formalny często współpracuje z innymi artystami, w tym spektaklu są to aktorki z wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol, a premierę zrealizował w koprodukcji z Dolnośląskim Centrum Filmowym i Muzeum Pana Tadeusza.
Reżyserka i scenarzystka w jednej osobie, Agata Duda Gracz, opowiada o teatralnej bufetowej (gra ją Justyna Szafran z Capitolu), która ma naturę marzycielki. Wydaje się, że uczestniczymy w jej życiowym dramacie – do momentu jednak, w którym wcielając się w postaci teatralne, zaczyna przeżywać ich tragedie. Duda Gracz znalazła inspiracje w greckiej tragedii „Hippolytos uwieńczony” Eurypidesa i w dramacie Sarah Kane „Miłość Fedry”, współczesnej wersji antycznego mitu. „Fedra, czyli historia flanelowego wstydu” łączy dramat z elementami farsy i musicalu (muzyka: Łukasz Wójcik-Zawierucha).
Główna bohaterka nosi flanelowe spodnie od piżamy, ale i o jej emocjach także możemy powiedzieć, że są jak flanela miękkie. Cierpi na depresję. W momencie klęski skrywa emocje pod maską wziętą z antycznego teatru i nosi ją już do końca. Jej stan zdradzają rozmyte łzami ciemne cienie pod oczami (maska zaczyna przypominać twarz Pierrota), nieszablonowe zachowania (nimfomania), ton głosu. Niektóre przeżycia wyrażone są językiem Eurypidesa, nie mamy szansy zrozumieć starej greki (polskich napisów brak), na innej zasadzie odbieramy wyznanie palącej miłości Fedry do pasierba Hipolita. Ze sztuki Sarah Kane reżyserka bierze temperament nowego brutalizmu, tytułowa bohaterka nie jest królewna, ale przeciętna osoba, niemniej nękają ją podobne problemy rodzinne i natręctwa.
Duda Gracz scenografka w centrum mieszkanie Fedry ustawiła czerwoną kanapę (tu uprawiany jest seks; to również miejsce żerowania sępów, które symbolizują byłych kochanków), po kątach czarne stoliki, stare telewizory, które mrowią szarym, szumiącym obrazem. Wszędzie multum pustych butelek po winie, w akwarium pływa martwy szczur – znak zaniedbania i niedbalstwa. Scena dzieli się na kilka mniejszych przestrzeni, dzięki operowaniu światłem (spatynowana zieleń) przenosimy się do gabinetu lekarza. Przemysław Furdak zaskakuje nas żartobliwym monologiem o kobiecym hormonie – estrogenie. Realizator świateł Kacper Scheffler garderobę Afrodyty maluje na niebiesko, to kącik z lustrem, lampką i fotosem bogini, która czuwa nad wszystkimi i jednocześnie jest divą, lubi się popisać. Gdy schodzi ze sceny, żegna się i po prostu gasi lampkę. Emose Katarzynę Uhunmwangho z Capitolu podziwiamy w niedługich scenach muzyczno-tanecznych, jest dosłownie boska. Światło sugestywnie buduje wrażenie psychodelii, fioletowe filtry grają niczym promienie UV.
Choreografia Piotra Mateusza Wacha towarzyszy piosenkom, przekazuje enigmatyczną historię, pogłębia wyraz emocji Fedry – jej mimowolnym ruchom (niczym nerwowe tiki) towarzyszy wymuszony, sztuczny uśmiech. Z podziwem śledziłem Fedrę do momentu, kiedy do akcji wkracza Hipolit. Od początku jest na scenie, ale długo siedzi w samotności. Traktuje macochę ozięble, w przerażający sposób poniża ją i jej bliskich. Zgrywa cwaniaka i twardziela. Zbliżenie nie satysfakcjonuje ich, podobnie jak seks z innymi. Brutalność tej sceny (kulminacja wstydu głównej bohaterki) jest trudna do wytrzymania. Fedra nie poddaje się, nie płacze, nie żali, ignoruje to, czego doświadcza. Jerzy Górski, grający Hipolita, wychodzi na chwilę z roli, co sprawia wrażenie nieplanowanej wpadki, i konwersuje z tajemniczym głosem płynącym z offu.
Po spektaklu zadaję sobie pytania: jak traktujemy swoją intymność i cielesność? Do jakich czynów jesteśmy w stanie się posunąć?