„Cyganeria” Giacoma Pucciniego w reż. Marcina Łakomickiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Adam Czopek na stronie okoliceopery.pl
Teatr Wielki w Łodzi po raz piąty w swojej historii sięgnął po „Cyganerię” Giacomo Pucciniego. Jej najnowsza premiera wywołuje, delikatnie rzecz ujmując, mieszane uczucia, szczególnie jeżeli chodzi o reżyserię Marcina Łakomickiego, która w wielu miejscach nie przystaje do autorskich didaskaliów. Cztery sceny: „Na poddaszu”, „Dzielnica łacińska”, „Rogatka d’Enfer” i ponownie „Na poddaszu” zostały przez reżysera potraktowane dość swobodnie.
Nie bardzo mi odpowiadały krzywe okna paryskiej mansardy, do której część bohaterów wchodzi przez te okna (po zbiciu papierowej szyby), albo wyłaniającego się z kominka Schaunarda (oczywiście po zburzeniu papierowego muru tylnej ściany). Mimi bez uświęconej tradycją świeczki, która zgasła, też wchodzi przez krzywe okno (na szczęcie bez rozbijania papierowej szyby). Jednak najwięcej zastrzeżeń mam do konstrukcji i wymowy trzeciego obrazu, w którym paryskie mleczarki pojawiają się na rogatkach d’Enfer bladym zimnym świtem w balowych toaletach. Trochę to dziwne! Rozgrywający się w tej scenerii dramat rozstania Mimi i Rudolfa mocno traci na dramatycznej wymowie. Tak naprawdę to bez zastrzeżeń, i z pełną aprobatą, przyjmuję konstrukcję ostatniego obrazu, określając ją jednym słowem: piękna w każdym wymiarze! Pozostając przy realiach inscenizacji należy podkreślić płynne prowadzenie przez reżysera akcji, w czym pomogły mu możliwości techniczne łódzkiej sceny, oraz świetną realizację oświetlenia i projekcji co jest dziełem Irene Selka.
„Cyganeria” to rzetelny poziom muzyczny i to od dobrze grającej i pięknie brzmiącej orkiestry poczynając. Rafał Janiak wydobył z partytury wszystkie niuanse dynamiczno-kolorystyczne i przepoił muzykę sugestywną ekspresją. Jest w jego interpretacji: subtelna gra uczuć, młodzieńcza fantazja i beztroska zabawa, a wszystko to jest jakby wstępem prowadzonym do dramatu ostatnich fraz, który w tym ujęciu zabrzmiał z wyjątkową siłą. Jednocześnie należy zaznaczyć, że dyrygent zadbał o właściwe proporcje brzmienia na linii kanał orkiestrowy – scena, co pozwoliło solistom na swobodne i naturalne prowadzenie głosu.
W obsadzie na pierwszy plany wysunęła się Iwona Socha tworząc sugestywny, od początku po tragiczny finał, obraz czułej, wrażliwej delikatnej hafciarki Mimi. Jej prowadzony naturalnie głos ma ciepłe nasycone i wyrównane w każdym rejestrze brzmienie, a cała przekonująca kreacja wokalna ujmuje wdzięczną prostotą. Dzielnie jej dotrzymywał kroku Andrzej Lampert dysponujący lirycznym, miękko brzmiącym, głosem, który okazał się stylowym, pełnym wyrazu, Rudolfem. Jego finałowa, fraza "Mimi!…Mimi!" nasycona rozdzierającą serce rozpaczą, wypadła bardzo naturalnie pozostawiając niezatarte wrażenie. Wzruszające, pełne intymności i spontaniczności, duety w ich wykonaniu dawały również pełną satysfakcję.
Wysoką ocenę należy wystawić Arkadiuszowi Anyszce za wokalną kreację partii Marcela, jego głos ujmuje barwą i wyrównanym brzmieniem. Jednak kreacji aktorskiej w jego przypadku przydało by się nieco więcej temperamentu. Jakoś nie potrafiła mnie przekonać do swoich wokalno-aktorskich poczynań Milena Arsovska jako Musetta, szczególnie, że jej głosowi zabrakło zmysłowego brzmienia.
Premiera Cyganerii 7 grudnia 2024, odbyła się w ramach zakrojonego na szeroką skalę Festiwalu Pucciniowskiego, zorganizowanego przez Teatr Wielki w Łodzi w związku z obchodami 100 rocznicy śmierci Giacomo Pucciniego.