EN

12.02.2022, 13:19 Wersja do druku

Dyrektor Narodowego Starego Teatru Waldemar Raźniak o lutowych premierach

fot. Bartek Barczyk

To pandemia zmobilizowała nas, by szukać różnych sposobów obcowania ze sztuką teatru. Krzysztof Garbaczewski potrafi nie tylko inscenizować z wykorzystaniem VRu, ale i prowadzić w tej rzeczywistości próby. Inscenizacja "Art of Living" w reż. Katarzyny Kalwat jest bardzo ambitnym zamierzeniem adaptacyjnym. Można je porównać do przygotowania adaptacji "Ulissesa" Jamesa Joyce'a czy "Zaratustry" Friedricha Nietzschego - mówi PAP dyrektor Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej Waldemar Raźniak.

Polska Agencja Prasowa: Narodowy Stary Teatr w Krakowie rok 2022 rozpoczyna w lutym dwiema premierami. 18 lutego na Dużej Scenie odbędzie się premiera "Snu nocy letniej" wg Szekspira. Reżyserem przedstawienia przygotowanego na podstawie przekładu Stanisława Barańczaka jest Krzysztof Garbaczewski. Co czeka widzów?

Waldemar Raźniak: Bez wątpienia ta inscenizacja będzie dość nietypowa. Krzysztof Garbaczewski posłużył się w niej technologią VR, czyli virtual reality. Jest to jeden z niewielu, jeśli nie jedyny reżyser w Polsce, który czuje się w tej technologii nad wyraz swobodnie. Światowy teatr ulega intensywnym przemianom i dzięki tej inscenizacji nie tylko dotrzymamy im kroku, co nawet wyprzedzimy je o kilka lat. Zainwestowaliśmy w ultranowoczesny sprzęt, oprogramowanie i uczymy się z niego korzystać.

To pandemia zmobilizowała nas, by szukać różnych sposobów obcowania ze sztuką teatru i rozmaitych form jej funkcjonowania. Krzysztof Garbaczewski potrafi nie tylko inscenizować z wykorzystaniem VRu, ale i prowadzić w tej rzeczywistości próby. Warto pamiętać o dobrodziejstwach bezpośredniego uczestnictwa w teatrze, ale nie każdego stać na ten luksus, a też nie każdy jest w stanie do teatru fizycznie przybyć. Ekskluzywne brzmienie instrumentów dawnych w sali wykładanej drewnem daje się już całkiem nieźle zapośredniczyć szerokiemu odbiorcy. Również teatr bywa snem, który śnimy wraz z twórcami. Powołanie do istnienia wirtualnej rzeczywistości będzie ściśle związane ze światami, z rzeczywistościami równoległymi w utworze Szekspira.

PAP: Z zapowiedzi wynika, że świat fantastyczny "Snu nocy letniej" i jej mieszkańcy, czyli np. Oberon, Tytania i Puk, będą wykreowani przy użyciu technologii VR.

W. R.: W danym momencie VR wkracza tam, gdzie działa magia, ale jeszcze przekonamy się, co się z tego wyłoni. Przy tej okazji realizatorzy snują przed widzami refleksję związaną z postępującą degradacją środowiska naturalnego, o tym, że nie umiemy obcować z przyrodą.

U podstaw myślenia reżysera Krzysztofa Garbaczewskiego, autorki adaptacji Patrycji Wysokińskiej i twórczyni scenografii i kostiumów Aleksandry Wasilkowskiej leży także poszukiwanie innych struktur funkcjonowania społeczeństwa niż te, do których jesteśmy tradycyjnie przyzwyczajeni. Mam na myśli struktury, które wiążą się z wyspecjalizowanym funkcjonowaniem leśnych grzybów, mchów, korzeni, czyli sieci komunikacyjnych wynalezionych przez świat przyrody i umożliwiających mu przetrwanie. My - którzy tak łatwo i chętnie zagospodarowaliśmy naturę, choć nie zawsze harmonijnie z nią współistniejemy - jak dotąd nie korzystaliśmy z tych struktur, bo nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z ich użyteczności.

Z uwagi na tę inscenizację odwiedzi nas założyciel działu edukacji The Globe Theatre Patrick Spottiswoode. Jest bardzo zainteresowany nowatorstwem interpretacji Krzysztofa Garbaczewskiego,

Przypomnę, że The Globe Theatre to replika oryginalnego szekspirowskiego teatru i instytucja, która w ramach swojej działalności prezentuje najbardziej kanoniczne i tradycyjne inscenizacje szekspirowskie. Nie stroni jednak od innowacji. Patrick Spottiswoode wygłosi w marcu w naszym teatrze wykład performatywny, odnoszący się częściowo do spektaklu Garbaczewskiego.

PAP: Jednym z tematów tego przedstawienia ma być pytanie o "możliwość przemiany". Twórcy odwołują się m.in. do psychologicznej interpretacji mitu Narcyza przez Ericha Fromma. Czy pana zdaniem będzie to kolejny nie tylko eksperymentalny spektakl Krzysztofa Garbaczewskiego, ale również próba skonstruowania nowej dystopii?

W. R.: W narracjach, które związane są z katastrofą klimatyczną czy też ze sposobem naszego obcowania z naturą, pojawia się najczęściej wydźwięk apokaliptyczny. Wydaje mi się, że twórcom "Snu nocy letniej" w NST groza apokalipsy z jednej strony nie jest obca, ale z drugiej chcą oni pokazać możliwość innego zakończenia naszej historii. Na ludzkie istnienie można spojrzeć jako na element świata przyrody, który nie musi funkcjonować w oderwaniu od niej. W tym sensie - wsłuchanie się, uważniejsza obserwacja natury, upodmiotowienie jej - daje nam szansę przetrwania, niesie jakąś nadzieję. Wiele możemy się jeszcze nauczyć.

PAP: Z kolei na Scenie Kameralnej NST Katarzyna Kalwat 25 lutego pokaże premierę "Art of Living" - spektaklu zainspirowanego książką "Życie instrukcja obsługi" Georges'a Pereca. To twórczyni nieprzewidywalna, eksperymentująca z rozmaitą materią teatralną i muzyczną. W obsadzie przedstawienia największe nazwiska NST. Co czeka widzów tym razem?

W. R.: Przede wszystkim inscenizacja "Art of Living" jest bardzo ambitnym zamierzeniem adaptacyjnym. Adaptację przygotował mój zastępca ds. artystycznych Beniamin Bukowski we współpracy z dramaturgiem Piotrem Grzymisławskim.

Powieść jest obszerna, na dodatek awangardowa i legendarna. Georges Perec to francuski eksperymentator o polsko-żydowskich korzeniach należący do słynnej grupy literackiej OuLiPo. Samo zamierzenie adaptacyjne, w moim przekonaniu, można porównać do przygotowania adaptacji "Ulissesa" Jamesa Joyce'a czy „Zaratustry" Friedricha Nietzschego. Ten tytuł wymieniam nie przypadkiem, bowiem wszyscy przypominamy sobie niezwykłą inscenizację Krystiana Lupy zrealizowaną w NST w 2004 r. Myślę, że inscenizacja "Art of Living" nie będzie aż tak długa jak spektakl Krystiana Lupy, ale w tygodniach przedpremierowych wiele może się jeszcze wydarzyć.

PAP: Przypomnijmy, że Katarzyna Kalwat była asystentką Krystiana Lupy przy realizacji dwóch części "Persony" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

W. R.: Zgadza się, i wiem, że ta współpraca bardzo ją inspirowała. 

Jak przypominamy sobie, treścią powieści Pereca jest próba uchwycenia jednej sekundy z życia mieszkańców kamienicy przy Rue Crubellier 11. Widać tu, można powiedzieć, obsesję zapisania każdego szczegółu z ich życia codziennego - podobną do obsesji kolekcjonowania przedmiotów. Dokumentowanie każdej chwili życia jest próbą wyłowienia z mnóstwa tych detali jakiegoś metafizycznego sensu.

To najwyższych lotów próba literacka i filozoficzna. Z tego, co dochodzi do mnie z prób, struktura tego przedstawienia jest z jednej strony bardzo precyzyjna, a z drugiej otwarta na indywidualną ekspresję aktorów. To radykalne podejście do adaptacji: stu rozdziałom książki ma odpowiadać setka scen. W dodatku przedstawienie operować będzie oryginalną wizualnością autorstwa Agaty Skwarczyńskiej, która ma pomóc widzowi uchwycić życie bohaterów jako specyficznej społeczności mieszczańskiej.

Sądząc z ostatnich inscenizacji Kalwat, spektakl będzie frapujący także od strony muzycznej. Po raz kolejny muzykę do jej spektaklu skomponował jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie współczesnych polskich kompozytorów, Wojciech Blecharz. Ich eksperymenty sceniczne, jak "Landszaft. Lekcja anatomii" i "Rechnitz. Opera - Anioł Zagłady" mocno poszerzały nasze rozumienie funkcjonowania muzyki w tradycyjnym teatrze.

Czekam na tę premierę w dużym napięciu i wierzę, że będzie to próba godna pamiętającej legendarne inscenizacje Starego Teatru Sceny Kameralnej na ul. Starowiślnej w Krakowie.

PAP: Czy państwa plany repertuarowe do końca sezonu nie uległy zmianie? Zapowiedział pan w kwietniu premiery "Salome" Oscara Wilde'a w reż. Kuby Kowalskiego i "Marzeń Polskich – des reves polonais" w reż. Jędrzeja Piaskowskiego, w maju mają państwo dać premierę spektaklu "Okropnie smutne. Komedia" w reż. Ewy Kaim, a w czerwcu - "Orlanda" wg Virginii Woolf w reż. Katarzyny Minkowskiej. Sezon ma zakończyć premiera "Wymazywania" Thomasa Bernharda w reż. Klaudii Hartung-Wójciak, która będzie swoistą konfrontacją z legendarnym przedstawieniem Krystiana Lupy z 2001 r.

W. R.: Nie będę ukrywał, że pandemia wystawia nas na próbę, i to na najróżniejsze sposoby. Jak na razie olbrzymim wysiłkiem wszystkich pracowników teatru udaje nam się podtrzymywać ten napięty rytm próbowania i realizować nasze zamierzenia. Dosyć optymistycznie przyjmujemy też najnowsze informacje dotyczące przebiegu pandemii i znoszenie obostrzeń w Europie.

W tym upatrujemy szansy utrzymania planów repertuarowych bez zmian. Wiadomo, jeżeli z powodów obiektywnych, zdrowotnych którąś z tych produkcji trzeba będzie zatrzymać i przełożyć na kolejny sezon - tak też zrobimy. Jak na razie staram się być optymistą i ufam, że uda nam się zrealizować wszystko, co zapowiedzieliśmy.

PAP: W repertuarze NST po nieudanych rozmowach na temat nawiązania współpracy z Janem Klatą wciąż widnieją jego przedstawienia: "Wesele", "Król Lear", "Trylogia" i "Wróg ludu". Na afisz trafiają jednak bardzo rzadko. Jak wygląda sytuacja, czy państwo porozumieli się z Janem Klata w kwestii ich eksploatacji?

W. R.: Jesienią wznowiliśmy "Wroga ludu" wg Henrika Ibsena. Pan Jan Klata przyjechał do nas i poprowadził próby wznowieniowe. Pokazy "Wroga ludu" cieszyły się dużym powodzeniem, spodziewam się więc, że to i inne jego przedstawienia będą się pojawiały w naszym repertuarze.

Źródło:

PAP