Logo
Recenzje

Czy to jest tym?

30.06.2025, 10:09 Wersja do druku

„Szaleństwo nocy letniej” Gordona McIntyre'a i Davida Greiga w reż. Ewy Konstancji Bułhak w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Marek Zajdler na stronie NaszTeatr.

fot. Anna Orzyłowska

Letni deszcz pada nieustannie połyskując na srebrnych łańcuszkach okalających niemal pustą Scenę w Baraku stołecznego Teatru Współczesnego. Wewnątrz edynburskiej winiarni siedzi dwoje 35-latków - wystawiona właśnie na internetowej randce prawniczka Helena (Natalia Stachyra) i drobny przestępca Bob (Mateusz Król), który zaczytując się dla rozrywki w Dostojewskim czeka tu na zleconą robotę. Oboje samotni, nieco znużeni, pochodzący z różnych światów, skrzyżują swe drogi na jednorazową, przezabawnie zobrazowaną łóżkową przygodę, która zadziwiając ich samych będzie miała ciąg dalszy.

Tytuł sztuki Gordona McIntyre’a i Davida Craiga „Midsummer. A play with songs” został oryginalnie przetłumaczony jako „Szaleństwo nocy letniej” budząc oczywiste skojarzenia z szekspirowską komedią. Bo i tu wszystko krąży wokół rodzącego się uczucia podanego z humorem i dystansem, ale również głębszych egzystencjalnych przemyśleń, których konstatacje przełamać może tylko odważenie się na „szaleństwo”.  Helena i Bob w swym bezustannym biegu przez życie dotarli bowiem do punktu, w którym nachodzi ich refleksja „czy to jest tym?”. Czy ich życie ma wyglądać już zawsze tak, jak w tej chwili? Czy Helenie, świetnie sytuowanej atrakcyjnej kobiecie, zajmującej się na co dzień sprawami rozwodowymi, nie wierzącej w miłość, a tak bardzo jej poszukującej, pozostają jedynie weekendowe internetowe randki w morzu wypitego alkoholu i przytulanie pluszowego Elmo? Czy zalewający smutki Bob, marzący kiedyś o koncertowaniu z piosenkami The Jesus and Mary Chain, do końca życia dorabiać będzie handlem kradzionymi autami dla miejscowego gangstera w strachu przed jego gniewem? Czy to jest tym, co chcieli osiągnąć?

Już od pierwszych taktów muzycznego spektaklu w reżyserii Ewy Konstancji Bułhak wiemy, że jest inaczej. „Chcemy dziś młodzi znowu być, poczuć jak nasz czas powraca i znowu się zakochać” śpiewają Król i Stachyra przy akompaniamencie gitary Macieja Papalskiego. Aranżacje Marty Zalewskiej budziły we mnie różnorodne skojarzenia lawirując między Starym Dobrym Małżeństwem, „Once”, awangardowym indie popem i szalonym country. Muzyczne wstawki nie stoją jednak w oderwaniu od tekstu, przeplatają się z treścią pozwalając wchodzić bohaterom w nową emocjonalną przestrzeń, stając się odzwierciedleniem ich duszy, uczuć, lęków i pragnień. Obok nostalgicznych, głębszych lub delikatnie ironicznych utworów, są też i te wariackie, jak pasjonująca rozmowa Boba z własnym przyrodzeniem wykonana przez Króla w iście ekwilibrystycznym tańcu.

Natalii Stachyrze i Mateuszowi Królowi należą się peany za iskrzące tempem przedstawienie, idealnie zsynchronizowane dialogi wypowiadane z zawrotną prędkością, za pełne treści pauzy, liryczny i przejmujący wokal, za litry potu wylane w scenicznej bieganinie, naturalność i pełną wiarygodność odgrywanych postaci, a przede wszystkim ogromny luz, który mamił, iż nie jest to drobiazgowo wyreżyserowany spektakl, a raczej swobodna improwizacja. Do teraz słyszę radosne „do widzenia” rzucone mimochodem przez Króla w trakcie śpiewania piosenki do pary opuszczającej przedwcześnie Scenę w Baraku. Komediową wisienkę na torcie stanowi szkocki monolog Boba i Mały Duży Tam Callaghan w wykonaniu Natalii Stachyry.

A co z naszymi bohaterami? Wciąż biegną i starają się nadążyć. Zawsze bez tchu, łapiąc z trudem powietrze. To przecież znaczy być dorosłym. Poza tym „oddychanie jest dla frajerów”. Helena spóźnia się na ślub siostry wieńcząc go iście filmową sceną z siostrzeńcem na schodach katedry, Bob podpada szefowi spóźniając się do banku z reklamówką pieniędzy. I wówczas nadchodzi właściwa chwila. Ten moment, który mogą chwycić i za nim podążyć, albo przepuścić i być może do końca życia żałować. Czas ucieka, najkrótsza noc w roku za pasem, wystarczy tylko rzucić wszystko w cholerę, przypomnieć sobie młodość i dać się ponieść nurtowi. A ten jest wartki i faktycznie szalony, zahaczający o winiarnię, klub fetyszystów i pub dla listonoszy, wzruszający i zabawny, pozwalający odnaleźć im wreszcie radość życia. Po nocy świętojańskiej wstaje zaś słoneczny dzień, a otwarte zakończenie daje nadzieję, że przed Bobem i Heleną jest jeszcze perspektywa na coś więcej.

„Szaleństwo jest w nas i dopóki tam jest, to znaczy, że żyjemy” podsumowała spektakl Ewa Konstancja Bułhak. Jedyne czego potrzebujemy, to dać sobie szansę. Znaleźć w sobie odwagę, by zrobić ten pierwszy, czasem szalony krok. I otworzyć się na to, co przyniesie los. Teatr Współczesny w Warszawie kończy sezon pełnym energii, celowo oszczędnym w formie, błyskotliwie zrealizowanym i wirtuozersko zagranym muzycznym spektaklem, w którym dowcip przeplata się z nostalgią snując rozważania o życiu, roli przypadku i potrzebie chwytania chwili. Jeśli podobne perełki zobaczymy w drugim roku dyrektorowania na Mokotowskiej duetu Malajkat-Hycnar, trzeba będzie przyklasnąć i powiedzieć „to jest tym”.

Tytuł oryginalny

Czy to jest tym? - „Szaleństwo nocy letniej” w Teatrze Współczesnym w Warszawie, recenzja

Źródło:

NaszTeatr

Link do źródła

Autor:

Marek Zajdler

Sprawdź także