„Cztery dobre powody by rzucić wszystko w cholerę” w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto salę wystawową progresywnego muzeum, pilnowaną przez - trzymającą w ręku tajemniczą książkę -panią Romę (wybitna rola Mileny Lisieckiej), która jak co dzień od trzydziestu lat, nigdy się nie spóźniwszy, wzuwa swój mundur, zasiada na krześle z książką i - strofuje niesfornych zwiedzających… Codziennie to samo, tak samo, tylko artefakty raz na jakiś czas się zmieniają. Towarzyszy jej ochroniarz, Boguś (świetny Jakub Klimaszewski). I jak to w muzeum – dzieciaki biegają wokół rzeźby - gdyby wiedziały, ile kosztuje, ech; turyści robią sobie selfies z obrazami w tle, jakaś para się kłóci, celebrytka nie chce dać autografu, bo zajęta załatwia biznesy przez telefon, a – jakiś wariat gada do obrazu. Tyle wulgaryzując.
A nie wulgaryzując - ta kłócąca się para (fantastyczni Karolina Kuklińska i Konrad Wosik) jest wyjęta wprost z Bergmana, aktorka-celebrytka w rozmowie przez telefon właśnie otrzymuje propozycję pokazania pośladków, trudno o większe upokorzenie (znakomity epizod Magdaleny Maścianicy), a pełen gniewu, porywający monolog Bartosza Woźnego pochodzi wprost z Bernharda.
No więc Roma pilnuje, ludzie wchodzą i wychodzą, gdzieś tam rezonuje Boguś, i tak przez cały spektakl. Ale... w tę nudę się wchodzi, zrasta się z nią, tęskni się nią, jest w niej coś dojmującego, bardzo poruszającego.
Oglądamy - co prawda pełen bólu i niedopowiedzeń, ale znakomity spektakl o bezbrzeżnym smutku, ale także o - zawsze w nas żyjącej - nadziei na zmianę, której powodów, znacznie więcej niż czterech życie nam codziennie dostarcza.
Czego więc brakuje, żeby wykonać ten pierwszy, najważniejszy ruch?