O koncercie Kevina Chena na Festiwalu Chopin i Jego Europa 2023 w Warszawie pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
To było zastępstwo, albowiem w miejsce chorego Benjamina Grosvenora na estradzie Filharmonii Narodowej zobaczyliśmy po raz pierwszy w Warszawie młodziutkiego pianistę z Calgary, Kevina Chena. Osiemnastoletni artysta, którego niezwykły talent dostrzeżono już na konkursach w Tel Awiwie, w Genewie, Budapeszcie i w Hilton Head, oczarował festiwalową publiczność nieczęsto spotykaną w tak młodym wieku dojrzałością, olśniewającą wirtuozerią i przede wszystkim emocjonalnym zaangażowaniem, które idealnie wpisało się w klimat zaprezentowanych utworów. Kanadyjczyk, który pierwsze lekcje gry na fortepianie rozpoczął mając pięć lat, by już trzy lata później wygrać Canadian Music Competition, a dzisiaj nie mniejsze sukcesy odnosząc również jako kompozytor, swój występ rozpoczął od Sonetto 104 del Petrarca (1849) Ferenca Liszta i już od pierwszych dźwięków zachwycił nieprawdopodobnym brzmieniem, które oddawało charakter utworu, w którym gwałtowny i pełny namiętności początek przechodzi w część zdecydowanie bardziej liryczną. Wszystkie sprzeczności i kontrasty zawarte w tym utworze stają się w interpretacji Kevina Chena doskonałym odzwierciedleniem nieustannych poszukiwań człowieka próbującego osiągnąć wewnętrzny spokój. Owe zmagania z niemożliwym pianista wyraża w sposób jednocześnie subtelny, ale też nie pozbawiony sporej dozy dramatyzmu w emocjach bardziej burzliwych i nieokiełznanych.
Kolejnym utworem, który Chen zaprezentował z fantastyczną wręcz dojrzałością i fenomenalnym kunsztem godnym największych wirtuozów fortepianu była Piano Sonata in B minor, którą Liszt zadedykował Robertowi Schumannowi, a komponował w latach 1852-1853. Chen bez trudu pokonuje wszystkie jej techniczne trudności zawarte w ekspresyjnej formie, które wynikają z wielości użytych kontrastów inspirowanych elementami faustowsko-mefistofelicznymi, motywami łączącymi pierwiastki diabelskie z boskimi. Pierwszy temat brzmi dość złowrogo, by potem przejść w energię mocno narastającą, w końcu urzekającą subtelnym i jednocześnie wyrafinowanym liryzmem.
Druga część recitalu złożona była z utworów Fryderyka Chopina: Ballady f-moll op.52 i Etiud op. 25. Ponownie Kevin Chen zachwyca umiejętnością budowania nastroju w kolejnych interpretacjach, które uwypuklają refleksyjność chopinowskich fraz, a także liryczność zawartych tematów, będących egzemplifikacją ludzkich olśnień, zauroczeń i rozczarowań. W Balladzie f-mol wspaniale wybrzmiewa jej dwutematyczność zawarta w całej sile nie pozbawionych zagrożeń przeciwieństw, szczególną uwagę zwraca jak pianista przechodzi od jednej nuty do tematu, jak rozwija zastoje i spięcia, a także jak udanie radzi sobie z narracyjnym modelowaniem. Natomiast w małych poematach muzycznych, jak określa się etiudy, Chen wspaniale łączy tempo z zawartością dźwiękową, a artykulację z dynamiką i pedalizacją.
Techniczne umiejętności Kevina Chena są doprawdy nadzwyczajne, tak samo jak jego niezwykła wrażliwość i czułość na każdy dźwięk, zarówno ten rozdzierająco smutny, poetycki i liryczny, jak i ten pełen głębi, szaleństwa i rozwibrowanej żywiołowości. Festiwalowa publiczność słuchała artysty w absolutnym skupieniu, jakby zaczarowana jego nieprawdopodobną muzyczną wyobraźnią. Stąd musiały pojawić się bisy. Schumanna-Liszta Widmung i Frühlingsnacht tylko potwierdziły fakt, że mamy do czynienia z pianistą wybitnym, który z pewnością jeszcze nie raz zagości na kolejnych sierpniowych festiwalach. Mam przynajmniej taką nadzieję. No i wreszcie wszystko zakończyło się owacją na stojąco, w której bez żadnego wstydu mogli uczestniczyć wszyscy widzowie.