EN

1.07.2023, 09:24 Wersja do druku

Co się dzieje za kulisami?

„Czego nie widać” Michaela Frayna w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Adam Zawadzki z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Mikołaj Pływacz

Niecodziennie można obejrzeć pracę teatru zza kulis. Okazję taką stwarza kultowa farsa z lat osiemdziesiątych zeszłego wieku, czyli „Czego nie widać” Michaela Frayna, którą przypomniał w Teatrze Polskim we Wrocławiu Marcin Sławiński.  Wojciech Stefaniak stworzył na kameralnej scenie stylowe wnętrze angielskiego salonu, wydaje się, że liczne drzwi prowadzą do równie stylowego wnętrza domu. Obrotowa scena w drugim akcie ukazuje to, czego nie było widać w pierwszym akcie... kulisy sceny. To teatr w teatrze, a chybocząc się przy trzaskaniu drzwiami ściana, łączy te przestrzenie.

Pierwsze słowa padają z ust gosposi domowej, Poppy Norton-Taylor (Marika Klarman-Gisman) uwielbia rozmawiać przez telefon. Ale jej gadanina to tylko próba generalna spektaklu „Co widać”, co uzmysławia nam przepychający się z widowni na scenę reżyser. Lloyd Dallas (Mariusz Kiljan) to temperamentny gość, przepełnia go twórczy entuzjazm, łatwo się też denerwuje.  W kolejnej scenie próbowanego przedstawienia do posiadłości przybywa jej właściciel Garry Lejeune (Maciej Gisman) z kochanką – Brooke Ashton (Aleksandra Chapko). Nie zabraknie żony – Dotty Otley (Monika Bolly). Przez okno wkrada się też złodziej, Selsdon Mowbray (Andrzej Gałła) kradnie złote krany w łazience. Aktor, który gra tę postać jest alkoholikiem, trzeba mieć go na oku, by nie zawalił spektaklu. Państwo Lejeune są zadłużeni, bank dzwoni do nich, po czym wysyła z interwencją pracownicę – Belindę Blair (Agata Obłąkowska-Mazurkiewicz).

Zobaczymy też szejka arabskiego, Philip Brent (Jakub Giel) chce kupić apartament. Na końcu pokazuje się Tim Allgood (Krzysztof Brzazgoń), pracownik techniczny teatru, który próbuje swoich sił na scenie. W sztuce Frayna nie chodzi jednak o przedstawienie pracy teatru, to pretekst do spiętrzenia absurdalnych zdarzeń.

Druga część spektaklu to zawirowania podczas premiery: komuś spodnie spadają do kostek, urwany telefon ląduje w różnych miejscach, aktor-alkoholik stwarza problemy, ktoś poślizgnął się na sardynce... Galimatias, w którym nie ma miejsca na pomyłki, z których nie ma wyjścia; im bliżej końca, tym więcej chaosu (kontrolowanego).  Większość aktorów Teatru Polskiego wciela się w dwie role. Brawurowo wchodzą w wir akcji, utrzymując jej zawrotne tempo. Publika to uwielbia, czego dowodem długie oklaski.

fot. Mikołaj Pływacz

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Adam Zawadzki

Wątki tematyczne