„To wiem na pewno” Andrew Bovella w reż. Iwony Kempy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.
Zwyczajny dom i kochająca się rodzina, a jednak za zakrętem myśli miłość i szacunek zniknął w procesie wzajemnego wyniszczania. Nawet miejsce akcji, jakim jest ogród pełen wspomnień i kuchnia jako serce domu stają się przestrzeniami, w których urocze pozory szczęśliwości zamieniają się w ołtarz zwierzeń przepełniony goryczą i strachem. Konsekwencje złych decyzji i żal zbliżają do snu nicości, w którym już za późno na ofiarę, ponieważ nasilający się dramat rodzinny doprowadza do tragicznych skutków.
Wyjątkowe dzieło Andrew Bovella, wybitnego australijskiego pisarza, na scenie Teatru Ateneum otrzymało nowy koloryt interpretacyjny. Przekład autorstwa Rubi Birden sprawił, że sytuacja dramatyczna urzeczywistniła w trafny sposób życie rodzinne w bardzo współczesnym i polskim stylu. Miarowo wyłaniająca się obłuda w relacjach małżeństwa i ich dzieci, wyreżyserowana perfekcyjnie przez Iwonę Kempę sprawiła, że psychologiczne portrety szkicowane pełną emocjonalnością przedstawiały świat w bardzo realistyczny sposób. Przewrotny tytuł spektaklu „To wiem na pewno” tworzy wewnętrzną sinusoidę treści, w której pewności swoich czynów nie ma absolutnie żaden z bohaterów tego spektaklu.
Prolog otwiera historię z pewną dozą naiwności, opowieścią o najmłodszej córce małżeństwa Róży (Waleria Gorobets), która po nieudanym pobycie w Anglii, z zawodem miłosnym w tle, postanawia wrócić do domu rodzinnego, z którego nie potrafi uciec. Jednakże to zwyczajne zawiązanie akcji zmienia się w nieokiełznaną psychologiczną rozgrywkę, nasyconą sarkastycznym dialogiem, będącym solą w oku dla wszystkich bohaterów. Podsycone żartobliwym stylem wypowiedzi sprawiają, że każda postać wraz z trwaniem spektaklu ujawnia swoje prawdziwie oblicze i to, co skrywane i wstydliwe wypełza z zakamarków umysłu, stając się materiałem uwypuklającym poczucie zniewolenia i utraty godności.
Protagonistką jest Anna, niestrudzona wojowniczka życia, matka czwórki dorosłych dzieci, która wykonywany zawód pielęgniarki wprowadza w struktury relacji rodzinnej. Chce uleczyć wszystkich członków rodziny i uważa, że doskonale zna rozwiązanie na każdy problem. W tej roli Agata Kulesza zaskakuje absolutną obecnością na scenie. Żyje treścią i sama nią się staje, tworząc niewyobrażalnie pełnokrwistą postać, która hipnotyzuje charyzmatyczną emocjonalnością. Tembr głosu uwypukla wewnętrzną siłę bohaterki, przeradzającą się w kruchość zwątpienia w momentach, kiedy to, co miało być pewne staje się nicością.
Mogłoby się wydawać, że Anna zdominuje całą scenę, zważywszy na to, jaką odpowiedzialną funkcję pełni w rodzinie, jednakże tak nie jest. Autentyczna konstrukcja scenariusza wprowadza widza w świat wzajemnie ścierających się emocjonalnych żywiołów, w których przeciwności stają się jednością. Żaden z bohaterów nie zostaje pominięty i widz ma szansę przeanalizować sytuację z równych perspektyw. Nad wyraz zaskakujące zrównoważenie materiału fabularnego przedstawia męża Anny, Janka (Przemysław Bluszcz), w nieoczywistym świetle. Pozornie zdominowany przez małżonkę również potrafi być władczym autorytetem, konsekwentnie dążącym do sprawiedliwego traktowania swoich niepokornych dzieci. Przeciwstawia się Annie też córka Pola (Paulina Gałązka) oraz syn Marek (Paweł Gasztold-Wierzbicki), natomiast najstarszy i ukochany syn Beniamin (Jan Wieteska) udowodnił matce, że faworyzowanie jednego dziecka nie jest dobrym rozwiązaniem. W ten sposób rodzinny dom zmienia się w koszmar oczekiwań i pretensji, w których poczucie winy stało się najważniejszym elementem służącym do manipulacji.
Tak postawiona sytuacja dramatyczna sprawiła, że w tej pozornej lekkości fabularnej najważniejsze miejsce zajęła ciężkość sumień bohaterów. Oczywiście spektakl nie zaistniałby w pełni, gdyby nie świadomi powagi problemu aktorzy, znakomicie dopasowujący każdy detal słowa i gestu. Co ważne, rozterki współczesnego świata w tej realizacji ukazane zostały z niebywałą precyzją. Jak widzą rodzice swoje dzieci, gdy podążają drogą odległą od ich wyobrażeń? Odpowiedź może być prosta, jednakże w tym spektaklu nic nie jest oczywiste, a wewnętrzna walka bohaterów o wartość życia i poświęcenia dla rodziny ma przerażająco tragiczne konsekwencje. Nieszczęście zamieszkało w umysłach bohaterów, a wyobrażenie o życiu nie spełniło oczekiwań i zostało tylko poczucie straty wspólnoty rodzinnej.
Bez wątpienia spektakl „To wiem na pewno” nie zabierze widza w sielankowy świat pięknego życia, a wstrząsający finał może wywołać łzy wzruszenia. Jest to też obraz chylącej się ku upadkowi szczerości, wśród ludzi pozbawionych zasad moralnych. Równocześnie można mieć zupełnie inne wrażenie, ponieważ jeśli to, co ukrywane nawet w gronie rodzinnym nie może zostać ujawnione, a szczerość niszczy wieloletnie relacje, to czy człowiek w obecnym czasie w ogóle potrafi godnie spojrzeć prawdzie w oczy, jeśli nie chce jej widzieć?