Logo
Magazyn

Ciało wobec przestrzeni – performens poza sceną

15.09.2025, 14:52 Wersja do druku

Czym jest sztuka performatywna w przestrzeni publicznej? Co daje wyprowadzenie jej na ulicę? W jaki sposób działania choreograficzne mogą wchodzić w interakcję z tzw. plenerem i czym dla siebie są? Wyjście w przestrzeń pozasceniczaną niesie duże ryzyko - więcej nieprzewidzianych sytuacji, które mogą zupełnie zmienić kontekst dzieła i do których trzeba się w trakcie adaptować. Pisze Kinga Senczyk.

fot. PatMic

W grę wchodzi również  historia i kontekst społeczny miejsca – przestrzeń publiczna jest z góry i to często wielokrotnie naznaczona. Wejście w nią wymaga odwagi i odpowiedniej wrażliwości oraz warsztatu, by mądrze skorzystać z materialnej i niematerialnej tkanki miejsca. Tylko wtedy można ją świadomie uwypuklić, wzmocnić, nadpisać, rozepchnąć i uzupełnić o nowe znaczenia i światy. Przyjrzyjmy się temu na przykładzie kilku ostatnich prac choreograficznych, prezentowanych w Warszawie w maju i czerwcu tego roku.

Muzeum Ciał. Instalacja choreograficzna w Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Wchodzę do budynku muzeum. Przechodząc przez białe, mocno oświetlone korytarze parteru docieram do jednego z narożników, który kryje się w dziwnym półmroku. Tak jakby ktoś zapomniał włączyć tam światła. Albo takim przyciemnieniem sugerował, że czas odwiedzin się skończył i należy opuścić budynek. Z boku stoi reflektor na wysokim statywie. W obudowie znajduje się mechanizm, który przesuwa różnokolorową folię, zabarwiając światło. Robi to niezależnie od działania w przestrzeni korytarza, ze zmienną częstotliwością, z zaskoczenia. O ile kolorów przesunie się tym razem? Odbywa swój własny fascynujący performans. Wobec niewystarczającego zaciemnienia, raczej nie widać efektów jego pracy w dalszej przestrzeni korytarza, dlatego mój wzrok biegnie dalej.

Siadam naprzeciwko szyby. Przede mną czarna podłoga baletowa – główne miejsce prezentacji. Za szybą widzę ruch ulicy Marszałkowskiej: pieszych, rowery, hulajnogi, samochody... Większość jest nieświadoma, że im się przyglądamy i dramaturgii, którą tworzą. Pamiętam doskonale czworo podróżnych z dużymi plecakami, o azjatyckich rysach twarzy, ewidentnie spieszących się gdzieś. Pierwszy pobiegł nie zważając na kolegów z tyłu. Drugi przystanął na chwilę z telefonem w ręku i obejrzał się za siebie. Zaraz dołączyło do niego dwóch kolejnych i poszli dalej razem. Pamiętam rowerzystów i ich różne sylwetki w czasie jazdy – jeden pędzi mocno przygarbiony, inny spokojnie wyprostowany jak struna, kolejny pedałuje bez trzymania rąk na kierownicy. Przechodzi pani z wielkim plecakiem i dwoma ciężkimi reklamówkami z zakupami. Elegancko ubrani mężczyźni i kobiety kroczą wpatrzeni w telefony. Z tyłu przesuwa się korek samochodów wszelkich kolorów i marek. 

Gdzieś pomiędzy tą scenerią a ławą dla widowni ustawioną wzdłuż szyby rozłożona jest czarna podłoga baletowa, główne miejsce działania. Improwizujący na niej performerzy i performerki chcą reagować na dźwięki i obecność widzów, wchodzić w relację z otoczeniem – traktować ciało jako instrument. Podobnie jak struny, które reagują na temperaturę, wibracje, uderzenia palcami i pociągnięcia smyczkiem. Przez osiem majowych dni po kilka godzin dziennie sześcioro tancerek i tancerzy mierzyło się ze spojrzeniami po obu stronach szklanej ściany muzeum przy ul. Marszałkowskiej. Część widzów przyszła celowo na to wydarzenie. Inni stawali się nimi czasowo ze zwykłych przechodniów, gdy przystawali na dłuższą lub krótszą chwilę, z zaskoczeniem obserwując jak performans miesza się ze zwyczajnym życiem. „Muzeum Ciał – instalacja choreograficzna” w choreografii Marii Stokłosy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej była kilkudniowym wydarzeniem na styku, w przejściu między przestrzenią galeryjną a ruchem ulicznym. I choć konstelacje, które tworzyli, relacje, w które wchodzili między sobą czy nawiązując do otoczenia były bardzo ciekawe, to trudno było na nich samych skupić uwagę.

Skąpe oświetlenie przestrzeni tańca wobec jasnej ulicy i głównego korytarza muzeum sprawiało, że moja uwaga była bardziej skierowana na przechodniów i nietypowy reflektor z boku. Techniczne warunki przestrzeni (przynajmniej tego dnia, kiedy je oglądałam) bardziej podkreślały ruch i choreografię dziejącą się na zewnątrz – skądinąd fascynującą, ale odbywającą się bez udziału osób performujących. W skupieniu się na ruchu performerów i performerek pomogło dopiero oko kamery telefonu, które zawęziło pole widzenia i pozwoliło śledzić ruch ciał. 

Pokazuje to jak wiele zależy nie tylko od samych osób działających, ale także całego otoczenia – warunków i kontekstu miejsca. Również od widzów i widzek – strategii oglądania tej sytuacji choreograficznej było wiele (takich jak: skupianie się na poszczególnych planach obrazu i ich bohaterach i bohaterkach, korzystanie z własnego ciała przez przemieszczanie się i zmiany perspektywy, różne formy interakcji z osobami performującymi, przyglądanie się, gapienie, zerkanie nie tylko na pole akcji, ale także na innych obserwujących, korzystanie z aparatów i telefonów). Dopiero w tak szerokim ujęciu tworzy się prawdziwy ekosystem ciał i pełna kolekcja takiego muzeum. 

Moje osobiste spojrzenie na tę pracę (jak wyżej) na pewno odpowiada opisowi promocyjnemu wydarzenia: „Muzeum Ciał działa jak filtr percepcji – uwrażliwia na sposób, w jaki postrzegamy innych i siebie w przestrzeni publicznej. Przypomina, że nasze widzenie nie jest neutralne. Kształtują je społeczne konteksty, normy kulturowe, przyzwyczajenia i struktury władzy”.

Choreografia: Maria Stokłosa

Osoby performujące: Omar Karabulut, Kaya Kołodziejczyk, Marta Kosieradzka, Magdalena Niedzielska, Piotr Stanek, Maria Stokłosa.

Data i miejsce prezentacji: 20-23, 27-30 maja, Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

fot. Marta Ankiersztejn

Mimikra – spektakl site-specific na placu Grzybowskim

Spektakl Liwii Bargieł-Kiełbowicz i Stanisława Buldera opiera się na zjawisku mimikry, który w świecie przyrodniczym oznacza upodabnianie się roślin i zwierząt do innych osobników, tak by je zwabić lub odstraszyć w zależności od potrzeby (zapłodnienia/zapylenia lub przetrwania). Termin został przeniesiony na grunt psychologii społecznej, gdzie oznacza formę adaptacji społecznej pomagającej jednostce budować więzi i zyskiwać akceptację. Twórcy skupili się na tym drugim kontekście i eksploracji neuronów lustrzanych, wspólnego negocjowania gestów, mimiki twarzy, repetycji i morfowania wspólnego ciała.

W pierwszej części dwa ciała podróżują po bokach oraz po przekątnej kwadratu, który wytyczają swoimi krokami na płycie placu Grzybowskiego. Poruszają się synchronicznie, wręcz robotycznie, tworząc swoje odbicie lustrzane, ubrani w analogiczne kostiumy złożone z jaskrawo pomarańczowych sportowych krótkich spodenek i koszulki oraz futrzanych czepków zawiązywanych pod brodą. Wyruszają z przeciwległych kątów, spotykając się tylko w centrum figury. Kolejne powtórzenia tej trasy mają jedną zmienną – za każdym razem performerzy wchodzą w coraz bardziej złożoną interakcję fizyczną (budowania kolejnych wspólnych figur, stykania się coraz większą płaszczyzną ciała, zaginania go, dopasowywania jednego do drugiego). Są w tym działaniu bardzo hermetyczni i skupieni tylko na sobie, obserwując się cały czas uważnie. W kolejnych częściach performerzy coraz bardziej wychodzą na zewnątrz, pojawia się więcej miękkości i życia w ich ekspresji ruchowej. Wchodzą w interakcję z publicznością, starają się wyłapać lub spowodować ruch, nawiązać do gestu czy mimiki widzów i widzek. 

Jakie znaczenie dla tego spektaklu ma jednak miejsce jego prezentacji? Performens odbywał się na pl. Grzybowskim, na środku przestrzeni wyłożonej kamiennymi płytami. Siedząc tyłem do wylotu ulicy Próżnej, tłem dla „Mimikry” staje się miejsce, w którym w 2007 roku prezentowany był „Dotleniacz” Joanny Rajkowskiej – instalacja czy raczej performatywny projekt publiczny, jak nazywa go sama artystka na swojej stronie internetowej. Zielona enklawa czystego powietrza była nie tylko cichym protestem przeciwko betonowej zabudowie miasta, ale miejscem zachęty do spotkań i inicjowania interakcji międzyludzkich w historycznie skomplikowanej przestrzeni (teren byłej dzielnicy żydowskiej i getta, w bliskiej odległości od czynnej synagogi i kościoła rzymsko-katolickiego). Oryginalna instalacja i dalsze losy placu Grzybowskiego były dosyć burzliwe. Obecnie znajduje się tam oczko wodne, ławki do odpoczynku oraz różnorodna roślinność. Wydawałoby się, że to świetne miejsce do podjęcia tematu mimikry i interakcji (między)gatunkowej. Nie miało to jednak odzwierciedlenia w choreografii. Całość zaprezentowano z boku, w odcięciu od kontekstu miejsca czy życia ulicy.

Uważam, że praca lepiej prezentowałaby się na scenie, w bardziej intymnej, zamkniętej przestrzeni, gdzie to relacja między performerami, ich ciałami oraz ciałami widzów i widzek skupia całą uwagę. Również w kontekście ciekawej muzyki Jerzego Mączyńskiego, która była dostępna za pomocą kodu QR do odtworzenia na własnych urządzeniach. Wprowadzenie takiego rozwiązania w zamkniętej sali widowiskowej nie byłoby tylko koniecznością techniczną (jak w plenerze, gdzie wciąż ciężko o środki finansowe na obsługę akustyczną wydarzeń choreograficznych, a twórcy z konieczności adaptują się do niskokosztowych rozwiązań), ale ciekawym zabiegiem jeszcze bardziej wzmacniającym efekt kontrastu między obcością a bliskością, stanem natury i sztucznością, byciem we wspólnocie i poza nią. Tak, aby miejsce prezentacji prawdziwie wspomagało choreografię. 

Choreografia i performens: Liwia Bargieł-Kiełbowicz, Stanisław Bulder.

Data i miejsce prezentacji: 14-15 czerwca, pl. Grzybowski.

fot. mat. BodyCartography Project

Opierając się wymieraniu – wydarzenie performatywne w starorzeczu Wisły

Kolektyw BodyCartography przemierza świat (przed pokazami w Polsce projekt był prowadzony m.in. w Norwegii, Nowej Zelandii, Norwegii, Estonii, Szwecji i na Cyprze) zastanawiając się nad kryzysem klimatycznym rozumianym jako kryzys tożsamości. Performans w Warszawie odbywał się nad brzegiem Wisły po stronie Wału Miedzeszyńskiego. Prawie trzygodzinne wydarzenie było podzielone na trzy części, w czasie których byliśmy zapraszani do różnego rodzaju kontemplacji natury.

W pierwszej, osoby performujące dzieliły widzów i widzki na mniejsze trzy-, czteroosobowe grupy i stawały się ich przewodnikami i przewodniczkami, by poprowadzić je w różne strony i zaprosić do wspólnej eksploracji okolicy. Takie odosobnienie, zmniejszenie wielkości grupy i dystansu między osobami performującymi a odbierającymi działania sprzyja bardziej personalnym i intymnym wręcz rozmowom. A te dotyczyły przemyśleń na temat osobistych doświadczeń z naturą, połączenia z przyrodą i jej obecnego stanu. Rozmowy i rodzaj prowadzenia danej grupy zależał od charakteru przewodnika czy przewodniczki. 

W grupie, do której trafiłam, performerka uprzedziła najpierw, że będzie zapraszać nas do działania i rozmowy. Z dużym poszanowaniem naszych wyborów podkreśliła, że możemy dołączyć, ale nie musimy. Jeśli nie mamy ochoty albo zgody na jakieś działanie, możemy obserwować. W trakcie wspólnego spaceru przez nadbrzeżną roślinność bardzo łagodnie zapraszała nas do współdziałania i rozmowy na temat martwej i żywej przyrody, osuszania się ziemi. Badałyśmy przy tym sensorycznie liście i trawy lub mościłyśmy się w piasku nagrzanym słońcem, by kontemplować to, co możemy utracić wskutek nieodwracalnych zmian klimatycznych. Była to bardzo przyjemna wędrówka w uważności na otoczenie, ale także siebie nawzajem w tym konkretnym ekosystemie.

Druga część opierała się na samodzielnej eksploracji dawnego koryta Wisły, które zarosło bujną roślinnością. W jego zakamarkach można było natrafić na mniejsze i większe zwierzęta (niektórzy widzieli nawet łosia), dla których jest to naturalny dom, oraz performerów i performerki, którzy i które próbowali się z jednej strony wtopić w otoczenie, a jednocześnie ożywić w nim i ucieleśnić istnienia zagrożone wyginięciem. 

Ostatnim działaniem była wspólna wizualizacja końca. Publiczność mogła zdecydować się na jeden z dwóch scenariuszy: śmierć przez utonięcie lub odwodnienie. Tego dnia grupa wybrała drugą opcję. Leżąc lub siedząc na kocach rozłożonych na ziemi z zamkniętymi oczami słuchaliśmy bardzo dokładnego opisu obumierania, biologicznych mechanizmów zachodzących w naszym ciele w wyniku braku wody. Medyczny, chłodny i pozbawiony empatii charakter tekstu, opisu tego co teoretycznie dzieje się z moim ciałem, powodował u mnie opór. Nie chciałam tego słuchać ani tym bardziej wyobrażać sobie siebie w takiej sytuacji. Ucieczką okazała się dla mnie nieoczekiwanie przyroda – szum drzew i traw we wzmagającym się wietrze, który zagłuszał słowa lektorki i mogłam go poczuć na swojej skórze. W tej wizualizacji ku przestrodze istotne stało się faktyczne odwołanie do otaczającej przyrody, która okazała się zaworem bezpieczeństwa.

Na koniec tej części wszystkie osoby performujące zaczęły nucić i śpiewać pieśń o naturze, stojąc wokół grupy widzów i widzek. Przypominała ona polskie pieśni tradycyjne, również przesycone odwołaniami do świata przyrody i pór roku, które splatają się z cyklem życia człowieka. Ważnym wymiarem pieśni ludowych jest ich wspólnotowy charakter, który tutaj wyraził się w nie tylko w śpiewie, ale także mniej oficjalnym finale, gdzie wszyscy siedzieli, rozmawiali ze sobą i pili napar z pokrzywy.

Każda wersja „Opierając się wymieraniu” była za każdym razem osadzona w konkretnej przestrzeni, w której była prezentowana. Również przed pokazem w Warszawie osoby performujące przygotowywały się z pomocą botaników i naukowców, którzy prowadzili spacery przyrodnicze i opowiadali o konkretnych gatunkach zamieszkujących starorzecze Wisły. I ten wątek, który pojawił się w rozmowach po performensie, był dla mnie najciekawszy.

Osoby performujące: Olive Bieringa i Otto Ramstad, Maria Lothe, Angelika Mizińska, Agnieszka Bogusławska, Teresa Więcko, Bartłomiej Mikuła, Kasia Stankiewicz.

Data i miejsce prezentacji: 21-22 czerwca, tereny zielone przy Wiśle od strony Pragi Południe, starorzecze Wisły.

fot. Paweł Czarnecki/ mat. Łazienek Królewskich

Rzeźbiary – oprowadzanie choreograficzne Rzeźbiary w Parku w Królikarni

W Muzeum Rzeźby im. X. Dunikowskiego w Królikarni (oddział Muzeum Narodowego w Warszawie) od maja do października 2025 prezentowana jest wystawa „Kierunek Paryż. Polskie artystki z pracowni Bourdelle’a”, poświęcona pracom rzeźbiarek z początku XX wieku. Wśród pionierek przecierających szlaki w dziedzinie uznawanej za typowo męską były m.in.: Jadwiga Bohdanowicz, Janina Broniewska, Maria Lednicka-Szczyt, Olga Niewska, Mika Mickun, Zofia Trzcińska-Kamińska i inne. W ramach programu performatywnego Otwartej Pracowni Rzeźbiar towarzyszącego wystawie, Weronika Pelczyńska i Magda Fejdasz (działające jako „praktyki siostrzeństwa”) kontynuują swoje badania ruchowe na temat siostrzeństwa, troski, historii kobiet i percepcji kobiecego ciała. Jednym z jego elementów było oprowadzanie choreograficzne po parku wokół pałacu w Królikarni.

Oprowadzanie choreograficzne to – jak tłumaczą na początku performerki – ucieleśnienie wybranych koncepcji, idei, form z pola sztuk wizualnych. Magda Fejdasz, Daniela Komędera, Weronika Pelczyńska oraz Monika Szpunar podzieliły najpierw widzów i widzki na cztery grupy. Każda ruszyła ze swoją przewodniczką inną ścieżką. W luźnej rozmowie poruszono temat tego, czym będziemy się zajmować. Zachęcano uczestników i uczestniczki do spaceru i przyjrzeniu się przestrzeni z różnych stron. Następnie przystąpiliśmy do krótkiej rozgrzewki fizycznej, by przygotować się do przyjęcia form konkretnych rzeźb z wystawy.

Każda performerka-przewodniczka (a co za tym idzie jej grupa) ucieleśniała inne figury. Rozmawialiśmy przy tym o historiach kobiet, które je tworzyły, skojarzeniach jakie w nas budzą, stereotypach, które są w nich zaszyte lub rozsadzane. Praca w małej grupie, w odosobnieniu (mimo, że w otwartej przestrzeni), nieformalne rozmowy i zmierzenie się z fizycznością rzeźb, pozwoliły na bardzo osobiste spotkanie z nimi. Zapadły przez to w pamięć również cielesną, mimo że nie każdy pewnie widział je na wystawie przed oprowadzaniem. Nabrały one nowego wymiaru i życia przez ciało, które je przetworzyło. Indywidualna fizyczność każdej osoby uczestniczącej podkreślała nową jakość tej samej figury, zwracała uwagę na nowe detale i pobudzała wyobraźnię. 

W drugiej części performerki zaprezentowały choreografię złożoną z odtworzonych w ciele rzeźb, które stały się teraz kolektywną wiedzą ucieleśnioną. Umieszczając swoje ciała-rzeźby w kolejnych przestrzeniach parkowego założenia wprowadzały je (i w nie) nowe konteksty i obrazy, wynosiły na postumenty, zwielokratniały i ukazywały w wielu odsłonach równocześnie. Zachęcani do dołączania widzowie i widzki, również wchodzili w pole gry. Każde ciało dodawało kolejnego kontekstu. W pewnym momencie performerki siedziały na postumencie ogrodzenia z rękami złożonymi grzecznie na torebkach trzymanych na kolanach. Dołączył do nich jeden z widzów przyjmując analogiczną pozę tylko z plecakiem. Natychmiast wywołało to komentarz innego mężczyzny: „Siedzący mężczyzna, autor nieznany”. Przez otwarcie tej formuły performatywnej na ingerencje z zewnątrz i stopniowe ośmielanie publiczności, udało się twórczyniom naprawdę zaangażować widzów i widzki. Zaczęli sami nadawać treść i wydobywać sensy przez ujawniane wspólnie podobieństwa i kontrasty. 

Nazwiska i tytuły dzieł od początku kilkukrotnie powtarzane stawały się własnością tak samo twórczyń, jak i odbiorców. Często padały spośród publiczności zanim wymieniły je główne wykonawczynie. Wywiązała się nawet pewnego rodzaju gra, w której na zmianę performerki tłumaczyły jaką figurę aktualnie pokazują, by za chwilę odwrócić kierunek tej komunikacji – przy tej samej scenie to osoby z publiczności wskazywały performerkom, co właśnie ucieleśniają.

Granie z przestrzenią i dźwiękami parku (performerki używały gwizdków imitujących nawoływanie ptaków), rozciąganie kompozycji między publiczność, nadawały nie tylko pełnowymiarowego oglądu rzeźbiarskiej formy i prowadziło oko i ciało oglądających. Wiele z oryginalnych dzieł było tworzonych z myślą o prezentacji w otwartej przestrzeni. Później zamknięte w muzealnych magazynach, tutaj mogły na nowo w niej zaistnieć.

Prace pokazywane na wystawie „Kierunek Paryż” stanowią muzealną kolekcję, która nigdy wcześniej nie była pokazywana zbiorowo. Wyprowadzenie rzeźb z magazynów do sali wystawienniczej a stamtąd – przez inne ciała – do przestrzeni parkowej jest gestem odzyskiwania publicznej widoczności tych wyjątkowych polskich artystek. A wpisanie ich w ciała widzów i widzek oprowadzania pozwala przekroczyć fizyczność samych rzeźb i poszerza ją o kolektywną pamięć, która przywraca im miejsce w historii sztuki.

Koncepcja: Weronika Pelczyńska i Magda Fejdasz.

Performerki: Magda Fejdasz, Daniela Komędera, Weronika Pelczyńska, Monika Szpunar.

Data i miejsce prezentacji: 29 czerwca, park wokół Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Kinga Senczyk

Wątki tematyczne

Sprawdź także