„Chłopaki płaczą” wg scen. i w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
Może to nie jest spektakl przełomowy, bo męskie łzy zaczęły się pojawiać na scenie wcześniej, ale pierwszy raz tak ostentacyjnie, bo już w tytule autor i aktorzy deklarują, że płaczą, a więc zadają kłam samczemu tabu, twierdzeniu, jakoby płacz był rzeczą niemęską. Wpisuje się to w szerszą rozmowę, niemal debatę o męskości dzisiaj, a więc jest na czasie. Jednak zamiast dętologii, której można było się spodziewać, wykładu uświadamiającego lub czegoś w tym guście, otrzymaliśmy bezpretensjonalny pokaz bezradności mężczyzn szukających sposobu na upuszczenie emocji i zdjęcie ciężaru z serca. Bo, jak się okazuje, serca mają.
Choć scenariusz nie sili się na wielkie uogólnienia i wyrafinowaną dramaturgię, dostajemy opowieść o mężczyznach odnajdujących siebie i szansę dla siebie w odpuszczeniu emocji. Wprawdzie na scenie nie płaczą, ale o płaczu mówią i nie chodzi przecież o pokaz strug łez ani nawet o basen, za który uchodzić będzie przestrzeń Małej Sceny Teatru Dramatycznego. Bohaterowie spotykają się właśnie na basenie, a raczej schodzą się, bo nie są umówieni, tylko mają taki obyczaj, że tam szukają wytchnienia od codziennych trosk i zawirowań.
Każdy ma swojego robaka. Jeden nie umie pływać i w zasadzie korzysta tylko z sauny (Robert T. Majewski), drugi łapie ostatnie chwile męskości, bo czas biegnie nieubłaganie (Henryk Niebudek), trzeci najechał swoim autem na ciało mężczyzny i teraz boryka się z myślą, że kogoś zabił (Waldemar Barwiński), czwarty nie znajduje miłości ojca, podlega jedynie tresurze (Paweł Tomaszewski), piąty wolałby spotykać się z mężczyzną niż kobietą (Karol Wróblewski). Jest jeszcze ratownik z problemami (Mateusz Górski), trochę z boku, trochę przyszywany do tej grupy, bo ma własną traumę i, nurkując, chyba szuka rozwiązania.
Obserwacje poczynione tu przez autora i reżysera, Michała Buszewicza, nie są zbyt głębokie. Ale nie warto oczekiwać zbyt wiele. Bardzo sprawnie, chwilami świetnie grany spektakl oswaja z myśleniem o mężczyźnie jako kimś wrażliwym i wcale nie takim macho, jakiego chętnie malują. A to niemało.