EN

4.05.2023, 09:59 Wersja do druku

Bytomskie odkrycia choreograficzne

Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Tańca (zawsze 29 kwietnia) postanowiłem spędzić w Bytomiu. Zobaczyłem nie tylko wieczór zatytułowany „Horyzonty - Międzypokoleniowe Spotkania Baletowe” (ciągle nie mogę się doliczyć, jakich pokoleń), ale w przeddzień uczestniczyłem w próbie generalnej. Wszystko to na scenie Bytomskiego Centrum Kultury, bo siedziba Opery Śląskiej ciągle jest w remoncie. Gdyby to ode mnie zależało, właśnie tam prezentowałbym wszystkie śląskie produkcje sztuki tańca. Bo i gabaryty sceny odpowiednie, i sprzęt techniczny, a zwłaszcza oświetleniowy (brawo reżyser światła Paweł Murlik), a widownia obszerna i nowoczesna. Pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

fot. mat. teatru

Diagnozuję, że poziom tańca, jaki osiągnięto w Bytomiu, nie ma sobie równych w całej historii Opery Śląskiej. Stoi za tym wieloletni dorobek Henryka Konwińskiego, który w ramach Horyzontów... zaprezentował wyrywkową retrospekcję swojej twórczości choreograficznej. Z sentymentem patrzyłem na poloneza z „Pana Twardowskiego”, fragmenty suity „Carmen”, adagietto z „Raju utraconego”, kawałek „Nocy Walpurgii”, „Czardasza” Jana Straussa i fragmenty „Ad Montes” oraz „Romea i Julii” (do muzyki Hectora Berlioza). Ale rewelacją i porażającym wrażeniem był „Krzesany” oglądany w roku 1994 w Bytomiu, potem w 2015 w Łodzi, podczas zeszłorocznego Lądeckiego Lata Baletowego, a teraz tańczony najlepiej jak to możliwe przez obecny skład baletu bytomskiego.

Konwiński, tworząc tę choreografię pod presją najwybitniejszego polskiego choreografa i swego mistrza Conrada Drzewieckiego, a nie - jak chce tego autorka artykułu w programie - tylko solisty, choreografa i serdecznego przyjaciela. Conrad jako pierwszy, choreografując to dzieło w latach 70., stworzył wprawdzie wizję szaloną i porywającą, ale Henryk przemyślał to jeszcze głębiej, dopracował detale poszczególnych rozwiązań ruchowych i kompozycyjnych, prezentując choreografię doprawdy wspaniałą, zachwycającą. Zwłaszcza gdy w finale Wieczoru wykonali ją tancerze o kwalifikacjach najwyższych.

Na ich czele tańczył mój „koń wyścigowy" Maciej Pletnia, artysta urodzony w Radzionkowie, wykształcony w Bytomiu, a mieszkający w sąsiednich Tarnowskich Górach. Poza repertuarem Henryka Konwińskiego oglądaliśmy go we fragmencie „Koncertu na obój” Allessandra Marcellego w choreografii Wiktora Perdka, niedawnego absolwenta bytomskiej szkoły, o którym - wieszczę to - wkrótce będzie głośno, bo mamy do czynienia z czystej wody osobowością choreograficzną. Następnie Macieja Piętnie ujrzeliśmy w kompozycji „Love” ułożonej przez utalentowanego i sympatycznego Włocha przybyłego do nas z Turynu, Alberta Pecettego, do koncertu fortepianowego Józefa Wieniawskiego. Jeszcze raz ten sam Pletnia w transkrypcji „Pieśni Roksany” Szymanowskiego, której choreografię przedstawiła Anna Kmiecik-Sokalla, a obok Macieja tańczyli w tercecie Michalina Drozdowska i Douglas De Oliveira Ferreira.

Ten wspaniały Brazylijczyk to gwiazda mogąca błyszczeć na tle każdego światowego zespołu. Ale lepiej niech zostanie u nas, bo zdecydowanie się odczuwa, że mimo wyraźnie dużej konkurencji w męskim zespole czuje się jak ryba w wodzie. Twierdzę tak mimo krytycznego patrzenia na zalewanie polskich zespołów baletowych cudzoziemcami. Jednak w Operze Śląskiej tancerzy zagranicznych nie angażuje się jako kadrowe zapchajdziury, ale istotny element koncepcji artystycznej Teatru. Dowodem tego jest aż osiem debiutów tego Wieczoru, z których sześć to początkujący choreografowie spoza naszych granic.

Niezależnie od już wspomnianych, to Czeszka Elen Martausova z fragmentem „Fantazji na wiolonczelę i orkiestrę” Mieczysława Weinberga, pięknie tańcząca swą pracę w towarzystwie Karla Picuira de Pimodan (Francja), Moniki Niedźwiedzkiej, Raphaela Molenaara (Japończyk z Holandii) i Weroniki Tymoszczuk.

Zainteresowanie wzbudziły również wszystkie pozostałe debiuty: Kołysanka Szymanowskiego Mai Liszczyk (wykształcona w Bytomiu, z dobrymi rokowaniami na przyszłość), „Perły i diamenty” w choreografii Mitsuki Nody, „Fraternity” z muzyką Grażyny Bacewicz - piękna praca zbiorowa trójki choreografów i trójki wykonawców - oraz „Jak we śnie” z muzyką Henryka Mikołaja Góreckiego w układzie i wykonaniu włoskich solistów Melissy Totaro i Francesca Pio Tosty.

W finale pierwszej części cały zespół wykonał „Toccatę” Astora Piazzolli w choreografii Cristiny Heleny. Wykonanie to wprawdzie nie było debiutem, ale wywołało niebywały entuzjazm i tak już nieźle rozgrzanej publiczności.

To, że debiutantów zainspirowała muzyka polska, jest zasługą Henryka Konwińskiego, który ją wybrał, zaznajomił z nią choreograficznych nowicjuszy, a dopiero później oni dokonali indywidualnych wyborów.

Wieczór prowadzili Ewa Leśniak (katowicka aktorka, za którą przepadam) i Grzegorz Pajdzik (też udany debiutant, ale w roli konferansjera).

 
Tytuł oryginalny

Bytomskie odkrycia choreograficzne

Źródło:

„Tygodnik Angora” nr 19

Autor:

Sławomir Pietras

Data publikacji oryginału:

07.05.2023