Światowej sławy baryton Andrzej Bator karierę zaczynał w bledzewskiej salce wiejskiej. Andrzej Bator ma dziś 60 lat. Podbił w tym czasie operowe deski całego świata, ale to czasy swego dzieciństwa w Bledzewie zapamięta na zawsze. Inni chłopcy woleli biegać za szmacianką, a on skupiał się na śpiewie. - Z moim trio, czyli Bogusią, Darią i Marysią, występowaliśmy na szkolnych apelach i w wiejskiej sali w Bledzewie - wspomina A. Bator. - Z naszym szkolnym zespołem wyjeżdżaliśmy na konkursy do Międzyrzecza, Popowa, Sulęcina, Goruńska i zawsze przywoziliśmy pierwsze nagrody!
Później w międzyrzeckim ognisku muzycznym uczył się gry na fortepianie i śpiewu. Chodził też na zajęcia do domu kultury. - Do Międzyrzecza dojeżdżałem na stopa - mówi A. Bator. - Ale niekiedy drałowałem pieszo aż do Chyciny. Maszerowałem przez las i śpiewałem gamy.
Z Bledzewa do Mazowsza
Potem przyszedł czas na Nową Sól. Na... szkołę spożywczą. Ale ze śpiewu nie zrezygnował. Zaczął dojeżdżać na zajęcia do szkoły muzycznej w Zielonej Górze. Wracał z nich do nowosolskiego internatu, bywało, że nawet o l.oo w nocy. - Wchodziłem przez okno - wspomina artysta. - Albo przez drzwi, ale wtedy musiałem śpiewać portierce pani Irenie Woźniak znane przeboje dla przykładu „O sole Mio" czy „Santa Lucia".