EN

21.09.2020, 16:29 Wersja do druku

Chcemy żyć inaczej

„Ronja, córka zbójnika”  Astrid Lindgren  w reż.  Anny Ilczuk w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow

Warszawskie teatry dramatyczne nie rozpieszczają młodego widza i rzadko w ich repertuarach pojawiają się spektakle dla dzieci. Tym większy szacunek budzi inscenizacja przygotowana w Teatrze Powszechnym, w którym Anna Ilczuk, jako adaptatorka i reżyserka, sięgnęła po wydaną w 1981 roku powieść Astrid Lindgren „Ronja, córka zbójnika”. Przedstawienie dla dzieci i ich rodziców będzie bez wątpienia bardzo miłym i sympatycznym zaskoczeniem, jako że mamy do czynienia z widowiskiem ciekawie i inteligentnie zrealizowanym, zabawnie i dowcipnie zagranym przez cały zespół aktorski, do tego błyskotliwie i kreatywnie oddającym klimat i nastrój prozy autorki słynnej „Pippi Pończoszanki”. To nie pierwsze spotkanie Anny Ilczuk z twórczością szwedzkiej pisarki, albowiem w roku 2013 z nie mniejszym  sukcesem, popartym festiwalowymi nagrodami, przeniosła na deski sceniczne „Dzieci z Bullerbyn” w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Anna Ilczuk w swojej adaptacji skupiła się oczywiście tylko na niektórych wątkach z powieści Astrid Lindgren, ale migawki z życia dwóch zwaśnionych zbójeckich  rodów są tak ze sobą na scenie zespolone, że bez trudu przykują uwagę dzieci (zaskakujących reakcji nie zabrakło już podczas premiery, kiedy najmłodszym towarzyszą najczęściej ich rodzice), są skondensowane, szalenie dynamiczne, ale docierają do istoty rzeczy. Mocną charakterystyczną kreską budowane postaci (niektórzy aktorzy muszą w oka mgnieniu przeistoczyć się w kogoś zupełnie innego i robią to rewelacyjnie), a także wybór samych zdarzeń i ich teatralna realizacja  pozwalają na stworzenie opowieści pełnej ciepła i niezaprzeczalnego uroku. Choć przygody jakie spotykają na swojej drodze Ronję i Birka nie zawsze napawają optymizmem, czasami zdają się być związane z zadaniami ponad ich siły i możemy drżeć o to, czy dobrze się skończą.

Historia rodzącej się przyjaźni, stawiającej bohaterów w ogniu trudnych decyzji i wyborów zmuszających do walki ze strachem i z pokonywaniem rodzicielskiej niechęci, obfitująca w zaskakujące sytuacje i niespodziewane zwroty akcji, w scenografii malarskim skrótem  wykorzystujące również zmiany pór roku dokonujące się pośród mrocznie świetlonych leśnych przestrzeni (świetne zharmonizowane z kolorystyką otoczenia również kostiumy Mateusza Stępniaka), jest w gruncie rzeczy opowieścią  o dojrzewaniu niezwykle pogodną, wręcz magiczną, unikającą jakiejkolwiek ckliwości, czy rozwiązań inscenizacyjnych tchnących banałem, co sprawia, że wraz z młodymi bohaterami możemy radować się tym, jak los ich w końcu uszczęśliwia i prowadzi do zgody skłóconych zbójnickich rodzin.  Wszystko to razem zjednuje publiczność, która docenia śmiechem każdą aktorską etiudę, rozgrywaną z ogromną swobodą i naturalnością. Zachwyca energią od sceny narodzin Klara Bielawka jako nie pozbawione zadziorności „dziecko lasu” (choć rozbójniczką zostać wcale nie pragnie i sprzeciwia się rabowaniu podróżnych), córka  stanowczej Lovis (udana rola Aleksandry Bożek, także jako Undis) i hardego Matta (cudowny Mateusz Łasowski), który wciąż toczy pojedynek z Borką, hersztem drugiej bandy rabusiów i ojcem Birka (świetny Andrzej Kłak), decydującego się na zamieszkanie z Ronją w Niedźwiedziej Grocie. Wspólne życie młodych bohaterów, zdeterminowane tęsknotą za najbliższymi, nauczy ich w końcu umiejętności chodzenia na kompromisy, bez których prawdziwe uczucia istnieć nie mogą. A jak dokona się finałowe pojednanie zdradzać nie będę, dodam tylko, że sam hart ducha w pokonywaniu ludzkich lęków i słabości nie był tutaj ogniwem wystarczającym i decydującym.

fot. Natalia Kaanow

Tytuł oryginalny

Chcemy żyć inaczej

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła