EN

21.06.2021, 09:41 Wersja do druku

Calineczka albo moc wyboru

"Calineczka" wg Hansa Christiana Andersena w  reż. Bartosza Kurowskiego w  Teatrze Arlekin w Łodzi. Pisze Katarzyna Wojtysiak-Wawrzyniak w Teatrologii.pl.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Wolność nie jest jednak ostatnim słowem. Wolność stanowi jedynie część historii i tylko połowę prawdy. Wolność to nic innego, jak negatywny aspekt zjawiska, którego pozytywnym aspektem jest odpowiedzialność.
Victor E. Franckl

Teatr Arlekin w Łodzi wystawił Calineczkę Andersena. Spotkanie z dziecięcą klasyką zawsze nastraja optymistycznie. Któż z nas nie chciałby cofnąć się do czasów dzieciństwa i zobaczyć coś po raz pierwszy. Coś, co nas wzruszy, rozbawi i zadziwi. Z takim właśnie pragnieniem wybrałam się na spektakl wyreżyserowany przez Bartosza Kurowskiego w oparciu o przekład Stefanii Beylin.

W przedstawieniu Kurowskiego fabuła baśni Andersena jest połączona z wątkiem podróży inicjacyjnej. Określone motywy zostały umieszczone w kontekście opowieści o dorastaniu i dojrzewaniu, mamy tu zatem do czynienia z baśnią już przetworzoną.

Już pierwsza scena spektakluwprowadza widza w proces inicjacji. Widzimy małą dziewczynkę, skuloną na krześle sprawiającym wrażenie olbrzymiej wieży, na którą musi się wdrapywać. Nie mamy wątpliwości, że Calineczka jest po prostu tycia, bo w porównaniu z olbrzymim krzesłem taka właśnie jest. Zabieg ten przywodzi na myśl sceny z Alicji w krainie czarów, gdzie logika czasu i proporcji podlega innym prawom.

fot. Ha-Wa / mat teatru

W tle pojawia się teatr cieni. Poszczególne postaci przedstawiają mamę, babcię i ciocię. Kobiece trio śpiewa piosenkę, w której strofuje i poucza dziewczynkę, jak powinna się zachowywać i kogo pocałować. W tym samym czasie dziewczynka, zwana przez kobiety Aneczką, powtarza cały czas, że pragnie być Anną, ale nikt z dorosłych nie chce usłyszeć jej głosu.

Piosenka wnosi akcent humorystyczny, pokazując trafnie świat dorosłych, którzy zawsze wiedzą lepiej. Element ten wprowadza jednak pewien dysonans poznawczy, ponieważ dorośli są przedstawieni jako ci, którym nie wolno ufać. Prawdą jest, że proces indywiduacji polega właśnie na odłączeniu się od wizji innych o nas samych i dokonywaniu własnych wyborów, niemniej jednak dziewczynka zostaje pozostawiona sama sobie. Kobiece trio jawi się tutaj jako opresyjne i traktujące Calineczkę/Anię jako podporządkowaną im małą dziewczynkę, która nie wie, co jest dla niej dobre, a co złe.

Calineczka/Ania zapada w sen i od tego momentu rozpoczyna się jej podróż. Widzimy ją na wielkim, zielony liściu w otoczeniu baśniowej fauny i flory. Klimat niesamowitości wzmacniają wyświetlane projekcie przedstawiające żywioły i opisujące w pewien sposób wrażenia emocjonalne i sensoryczne dziewczynki. Błękitne światło kojarzy się przecież z wodą, ale też sprawia, że myślimy o zimnej, ciemnej nocy, samotności i przerażeniu.

Calineczka spotyka starą ropuchę i jej niezdarnego syna, z którym ropucha pragnie ją wyswatać. Poznaje także chrabąszcza i zostaje zaproszona na nocną imprezę, gdzie tańczy i popija soczek. Nie zostaje jednak zaakceptowana przez środowisko, które uznaje ją za zbyt sztywną i nieprzystającą do otoczenia. Nawet jej chłopak-chrabąszcz nie chce dłużej mieć z nią żadnego kontaktu.

Dla Kurowskiego fabuła Calineczki staje się pretekstem do snucia komentarzy na temat otaczającej go rzeczywistości. Chrabąszcze w lateksowych strojach przypominają bywalców hipsterskich klubów, którzy rozprawiają o tym, że mają ,,blokadę twórczą” i ,,zjeżdżają na dno rozpaczy ruchomymi schodami”. W ferworze emocji krzyczą, by ktoś napisał im ,,wiersza”, zaś do Calineczki/Ani mówią, że zabiorą ją na frytki.

Później Calineczka/Ania napotyka mysz mieszkającą w przytulnej norce, którą ta nieustannie ,,zaklucza”, by nie dostali się do niej obcy. Mysz pragnie wydać dziewczynkę za mąż za swojego przyjaciela kreta, w którym sama jest zakochana. Kret okazuje się tutaj postacią nieprzyjemną, zacofaną, nielubiącą świata i ludzi. I tutaj pojawia się następny sygnał, a raczej puszczenie oka w stronę dorosłej widowni. Reżyser wprowadza rodzaj parodystycznego komentarza, który w rzeczywistości jest komentarzem politycznym. Mysz nie przypadkiem mówi, że: „Dobra nora to skarb, jak czasy niedobre”, zaś kret dodaje: ,,Należy ustanowić krecią demokrację”. Kiedy indziej usłyszymy zaś stwierdzenia: ,,W sumie to nie lubię, kiedy ktoś wyróżnia się w tłumie” i „Ptak to ideologia”. Te aluzje polityczne mogą bawić nieco starszą publiczność, niemniej jednak wydają się być mało zrozumiałe dla dziecka, którego wyobraźnia jest wyczulona na archetypy i symbole. Dla dziecka wszak gburowaty kret to po prostu kret, a nie zacofany reakcjonista.

Spektakl jest zrobiony sprawnie i dynamicznie. Strachliwa mysz, mroczny kret czy lekki i beztroski motyl są przekonujący w swoich postaciach. Układy ożywionej fauny i flory zapadają w pamięć i wprowadzają element lekkości. Na szczególną uwagę zasługują kostiumy, które budują charakter granej postaci i pomagają w oddaniu emocji. To bez wątpienia jeden z najmocniejszych punktów tego przedstawienia. Różowa mysz ma zasłonięty pyszczek, ale gestyka i strój wystarczą, byśmy wiedzieli, że cały czas się boi. Sztywny kostium kreta krępuje ruchy aktora, oddając zachowawczą naturę postaci.

Spektakl został wzbogacony o ciekawe piosenki i efektowne układy choreograficzne, które wraz ze sprawną animacją tworzą barwną całość. Jest jednak coś, co mnie niepokoi i coś, czego mi brakuje. Niepokoją mnie piosenki mówiące o tym, do czego dziewczynka ma prawo. Brakuje piosenek mówiących o odpowiedzialności i przynależności. Ten swoisty manifest wolności ma swoją dobrze zaplanowaną kontynuację. Do programu spektaklu dołączona jest karciana gra, na której opisane są dziecięce moce: moc pewności siebie, moc własnego zdania, moc wyjątkowości itp. Niby nic w tym dziwnego, a jednak zastanawia, że każda karta rozpoczyna się stwierdzeniem: ,,Masz prawo do…”. Czy aby jedynie prawo?

Historia Calineczki/Ani kończy się jednak niezbyt wyraziście. Czyżby po wszystkich tych przejściach punktem dojścia miała być ukwiecona łąka? Zabrakło mi tutaj pokazania jasnego rozgraniczenia między dobrem a złem, które w procesie dorastania i dojrzewania jest tak potrzebne. Zabrakło też głębszego, archetypicznego potraktowania fabuły, która powinna prowadzić Calineczkę/Annę do odkrycia swojej wewnętrznej mocy. Trochę szkoda, bo aktorskie i reżyserskie możliwości okazały się tutaj niemałe i mogłyby posłużyć stworzeniu nie tylko wspaniałej plastycznie wizji, ale i jasnego przekazu.

Calineczka. Autor: Hans Christian Andersen; przekład: Stefania Beylin; reżyseria, adaptacja i teksty piosenek: Bartosz Kurowski; scenografia: Klaudia Laszczyk; muzyka: Łukasz Damrych; choreografia: Alexandr Azarkevitch; projekcje: Anna Szalwa; reżyseria światła: Małgorzata Sendke. Obsada: Klaudia Kalinowska, Klaudia Kręcisz, Adrianna Maliszewska, Katarzyna Stanisz, Karolina Zajdel, Maciej Piotrowski Wojciech Schabowski, Michał Szostak, Kamil Witaszak. Teatr Arlekin w Łodzi, premiera 29 maja 2021.

Tytuł oryginalny

Calineczka albo moc wyboru

Źródło:

www.teatrologia.pl
Link do źródła

Autor:

Katarzyna Wojtysiak-Wawrzyniak

Data publikacji oryginału:

21.06.2021