EN

4.09.2020, 13:55 Wersja do druku

Bytom. Między operą a melodramatem. Premiera "Callas. MasterClass"

fot. Przemyslaw Jendroska

Inne aktualności

„Callas. Master Class" to tytuł pierwszej w tej sezonie produkcji w Operze Śląskiej. Będzie o kulisach sławy, sztuki operowej, blaskach i cieniach życia na świeczniku.

Bohaterka najnowszej premiery, śpiewaczka Maria Callas, dla jednych była kapryśną diwą, dla innych - ikoną, która strzegła prywatności. W dzieciństwie pilnie ćwiczyła gamy pod okiem matki. W dorosłym życiu trafiała na mężczyzn zainteresowanych raczej jej aurą, sławą i luksusem. Mąż widział w niej produkt, który należy odpowiednio opakować i sprzedać. Karierę zaczynała jako pulchna nastolatka. Później dbałość o perfekcyjny wizerunek stal się dla niej formą opresji. Ubierała się - albo była ubierana - niczym porcelanowa lalka. U szczytu sławy dopadły ją problemy z głosem i sercem. Trapiły artystkę aż do nagłej śmierci w 1977 r.

Sama Callas za diwę się nie uważała. Nie rozumiała, dlaczego na nią narzekają. Ona po prostu pragnęła dobrze wykonywać swoją pracę. A w pracy była ambitna i zdeterminowana. Potrafiła żądać i wymagać. - Porównałbym ją do Kurta Cobaina, Amy Winehouse czy Jima Morrisona - mówi Robert Talarczyk, reżyser spektaklu „Callas. Master Class". - Ale nie tylko dlatego, że stała się po śmierci ikoną. To jedna z tych artystek piekielnie zanurzonych w swojej indywidualności. Za którą zresztą zapłaciła potworną cenę - dodaje.

„Primadonna stulecia", jak ją nazywano, prowadziła przez krótki czas mistrzowskie lekcje śpiewu w Juilliard School w Nowym Jorku. Sama już wtedy nie występowała. Ponoć mistrzem była surowym, a nauczycielem - marnym. Lekcje te są kanwą sztuki Terrence'a McNally'ego, która premierę miała w 1995 r. w Philadelphia Theatre Company. W Polsce z rolą diwy dotychczas zmierzyła się jedynie Krystyna Janda.

- Chorujemy na deficyt wielkich osobowości. W rolę Callas wcielały się dotąd wielkie aktorki. My postanowiliśmy powierzyć ją Joannie Kściuczyk-Jędrusik także dlatego, że życie tych dwóch artystek w pewien sposób się rymuje - dodaje Talarczyk.

Rola Callas będzie dla Kściuczyk-Jędrusik wyjątkowa także o tyle, że - jak sama przyznaje - nie będzie mogła ukryć się za żadną koloraturą. W przeciwieństwie do Jandy Kściuczyk-Jędrusik jest, jak Callas, zawodową śpiewaczką, choć - wspomina - do aktorstwa dramatycznego namawiali ją koledzy ze Starego Teatru w Krakowie, gdy studiowała jeszcze śpiew w Akademii Muzycznej. Widzowie świetnie znają jej operowe i operetkowe kreacje. Dramatyczne także - mogliśmy podziwiać artystkę m.in. w „Czekając na Chopina" jako George Sand czy w produkcji „Wujek. 81. Czarna ballada" w roli Barbórki. Zapytana, czy podczas przygotowywania się do roli podpatrywała wystudiowaną pozę Callas, odpowiada: - Nie mam żadnych talentów parodystycznych i nie chciałabym nikogo naśladować. Mogłaby z tego wyjść karykatura. Raczej myślałam o drobiazgach. Podpatrywałam Marię na zdjęciach prywatnych, z rodziną, na których widać jej szlachetność duszy.

Na scenie w roli uczniów Marii Callas zobaczymy (i usłyszymy) m.in. Gabrielę Golaszewską, Annę Wiśniewską-Schoppę i Macieja Komanderę. A kostiumy zaprojektowała słynna Gosia Baczyńska.

Tytuł oryginalny

Źródło:

Gazeta Wyborcza - Katowice Nr 207 dodatek Co Jest Grane

Autor:

Alexandra Kozowicz

Data publikacji oryginału:

04.09.2020