„Kobieta i życie" Maliny Prześlugi w reż. Gosi Dębskiej - koprodukcja Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w Katowicach i Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie na VI Festiwalu „Open the Door" w Katowicach. Pisze Tomasz Domagała na blogu Teatr otwarty w poniedziałek – oficjalny dziennik festiwalowy 6. edycji Open the Door.
Reżyserka Gosia Dębska nie znalazła odpowiedniego teatralnego języka, który by sprostał niezwykle trudnej formie wierszowanego tekstu Maliny Prześlugi. Konwencji usadzenia na scenie trzech aktorek i ich kolegi, w niezbyt pojemnej znaczeniowo kolorowej, włóczkowej konfekcji, żeby na zasadzie sztafety rozgrywali między sobą kolejne partie tekstu, starczyło na 15 minut. Gdy się odkrywa, że to tak będzie już do końca, ochota na teatralną wspólnotę z tym spektaklem stopniowo się ulatnia. I gdy pogodziłem się już z tym, że nie mogę tu liczyć na nic więcej niż kilometry „wykonanych” słów, w jednej z ostatnich scen pojawiła się magia. Stało się to w momencie, gdy Agnieszka Przepiórska opowiadała o wstrząsającym doświadczeniu dziewczyny borykającej się z niechcianą ciążą. Następuje zderzenie ludzkiego doświadczenia zapisanego w tekście z instrumentami, jakimi stają się w teatrze ciało i emocje aktorki, skutkujące kilkoma minutami poruszającego teatru. Przepiórska bowiem nam o tym wydarzeniu opowiada i jednocześnie staje się w nim jego główną bohaterką. Zaskoczony tym nie pasującym do reszty spektaklu epizodem sięgnąłem do tekstu, i zrozumiałem, jak mi się wydaje, co się tu stało.
Tekst Prześlugi ma formę poetyckiego slamu, który jest próbą zapisu skrajnych (momentami) emocji współczesnej kobiety. Jest skonstruowany na fali rewolucyjnego wzmożenia, dając świadectwo wk**** autorki na sytuację polskich kobiet w prawicowym kraju – i w tej kwestii wydaje się być autentyczny. Inna sprawa, że nie mówi tu nic odkrywczego, a raczej powtarza zgrane frazy i tematy, jakby ów wk*** wynikał bardziej z niemożności osiągnięcia jakichkolwiek w tej materii celów niż z chęci zmiany. Aczkolwiek gubi go zbyt duże skupienie na formie, która realizuje się na przykład poprzez litanijną formę używanych w nieskończoność powtórzeń. I tu właśnie upatruję porażki spektaklu Gosi Dębskiej, ani bowiem wymyślone na potrzeby kolejnych scen sytuacje, ani znakomici aktorzy nie są w stanie uratować owego tekstu, niezwykle wprawdzie efektownego i miejscami wspaniale napisanego, ale w gruncie rzeczy miałkiego treściowo, zwłaszcza w teatrze. Dlatego więc, gdy Agnieszka Przepiórska dostała kawałek teatralnego mięsa, nagle ów spektakl zmienił się w coś zupełnie innego. Bo teatr samymi hasłami zestrajku kobiet i wywoływanymi przez nie emocjami się nie obroni, musi mieć przynajmniej bohatera, a najlepiej jeszcze reżysera, który powoła go na scenie do istnienia i zbuduje mu tam świat.