„Extasy Show” Constanze Dennig w reż. Tomasza Mana w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
W Teatrze Polonia Tomasz Man wystawia Extasy Show Constanze Dennig – spektakl zapowiadany jako ważny głos w debacie o starzeniu się społeczeństw i granicach ludzkiej godności. W rzeczywistości jednak ta inscenizacja, mimo szlachetnego tematu, nie wykracza poza publicystyczny schemat. Teatr, który miał prowokować do myślenia, staje się tu raczej ilustracją z góry znanej tezy.
Tekst i konstrukcja
Dennig, lekarka i dramatopisarka, napisała Extasy Rave ponad dwie dekady temu – i widać, że był to tekst powstały w określonym momencie dyskusji o eutanazji i „prawie do godnej śmierci”. Dziś jego wymowa brzmi nieco anachronicznie. Konstrukcja dramatu jest szkolna: w pierwszej części statyczne ekspozycje bohaterów, w drugiej – widowisko telewizyjne jako alegoria społecznej selekcji. Ten podział działa na papierze, ale na scenie prowadzi do dramaturgicznego rozchwiania.
Pierwszy akt przypomina czytanie performatywne – zbyt długie monologi, które mają tłumaczyć postaci zamiast je budować. Drugi akt – stylizowany na groteskowy show – próbuje gwałtownie zmienić tonację, lecz zmiana nie ma organicznego uzasadnienia. Dystopijny pomysł telewizyjnego konkursu śmierci, sam w sobie nośny, zostaje potraktowany dosłownie, przez co traci siłę metafory.
Inscenizacja
Tomasz Man prowadzi spektakl w estetyce, która łączy realizm z przerysowaniem, ale bez wyraźnego klucza interpretacyjnego. Scenografia i kostiumy Anety Piekarskiej-Man, choć efektowne, nie współtworzą znaczenia – raczej porządkują przestrzeń w oczywisty sposób: poczekalnia w akcie pierwszym, sceniczny show w drugim. Wrażenie potęguje muzyka i ruch sceniczny stylizowany na rave – w założeniu kontrastowy wobec powagi tematu, w praktyce pozostaje raczej ilustracyjny.
Aktorstwo
Zespół aktorski – z Magdaleną Zawadzką, Ewą Decówną, Andrzejem Pieczyńskim, Fabianem Kocięckim i Kamillą Baar – pracuje z dużym profesjonalizmem. Jednakże reżyseria nie daje im przestrzeni na rozwój postaci. Większość ról zamyka się w jednym geście: dystyngowana dama, gruboskórny myśliwy, cierpiący młody mężczyzna, agresywna siostra. W drugiej części Kamilla Baar rzeczywiście dominuje scenę – lecz nie dlatego, że postać ma dramaturgiczne znaczenie, a raczej dlatego, że spektakl staje się monodramem showmanki. Jej ekspresja, porównywana przez recenzentów do Mistrza Ceremonii z Kabaretu, jest precyzyjna, ale w finale pozbawiona napięcia: zamiast grozy zostaje efekt.
Tematy i banały
„Extasy Show” podejmuje tematy, które same w sobie wydają się ważne – starość, choroba, społeczne wykluczenie – lecz dramat Dennig powiela publicystyczne uproszczenia. Wizja świata eliminującego ludzi „nieproduktywnych” jest oczywista i dydaktyczna. Nie ma tu ambiwalencji ani paradoksu, który pozwoliłby widzowi naprawdę skonfrontować się z własnym lękiem. W efekcie otrzymujemy teatr tez, a nie pytań.
Wielu krytyków chwali spektakl za „odwagę”, ale ta odwaga wydaje się pozorna. Tekst Dennig nie kwestionuje niczego, co nie byłoby już wcześniej oczywiste: że świat jest bezduszny, że starość bywa trudna, że media są cyniczne. W finale pozostaje więc morał, a nie refleksja.
Extasy Show to spektakl poprawnie zrealizowany, ale dramatycznie nierówny. Reżyser i aktorzy wykonują solidną pracę, lecz materiał, z którym się mierzą, nie daje im realnych szans na pogłębienie znaczeń. Teatr Polonia sięga po temat społeczny, ale tym razem nie przekracza publicystycznej ramy – zamiast przeżycia otrzymujemy przyzwoicie zagraną debatę o oczywistościach.