W Dniu Międzynarodowego Dnia Teatru, o to, czy teatr jest wciąż ważnym społecznie głosem, „Gazeta Krakowska” zapytała Beniamina M. Bukowskiego - reżysera, dramatopisarza i dyrektora artystycznego Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.
Jakie znaczenie ma dziś teatr? Czy jest ważnym medium?
Wierzę, że tak. Na pewno nie jest medium aż tak masowym, jak dawniej i chyba wszyscy w teatrze mamy za tym olbrzymią tęsknotę. Jest natomiast medium, które wciąż pozostaje ważne jako narzędzie diagnozowania rzeczywistości, wciąż obecne w debacie publicznej, zwłaszcza wtedy, kiedy teatrowi uda się dotknąć ważnego, bolesnego dla społeczeństwa tematu. Wierzę, że teatr jest przestrzenią, która oferuje inny rodzaj doświadczenia niż serial, telewizja czy internet, pozwala na inny rodzaj spotkania, twórczego namysłu, innego rodzaju wymiany doświadczeń. W tym sensie, jako miejsce pogłębionego namysłu, być może ma dziś nawet większe znaczenie niż kiedyś.
A jaki jest klucz do serc publiczności?
Uważam, że nie ma uniwersalnego klucza, to zawsze jest rodzaj zagadki. Niektóre teatralne sukcesy są zaskoczeniem dla samych twórców. Myślę, że w przypadku Starego Teatru sekretem są trzy elementy. Po pierwsze: silny, wyrazisty zespół aktorski, który od zawsze stanowił siłę tego miejsca, i wszyscy współtworzący Stary Teatr ludzie. Po drugie: to reżyserzy i reżyserki, którzy mają odwagę stawiania odważnych i trudnych pytań i podejmowania twórczego ryzyka. Myślę, że w przypadku Starego Teatru to jest silny znak rozpoznawczy. Trzecim elementem, na który zdecydowaliśmy się z dyrektorem Waldemarem Raźniakiem podczas naszej kadencji, to zaufanie szeroko rozumianej literaturze, aby za pomocą wielkich powieści, reportażu, dramatu - nieważne czy klasycznego, czy współczesnego - tę rzeczywistość można było w sposób twórczy diagnozować i wchodzić z nią w dialog.
Można się pokusić o diagnozę, czy publiczność Starego Teatru chętniej wybiera klasykę czy nowe tytuły?
Chyba popełniamy błąd, używając dużego kwantyfikatora "publiczność". Tak naprawdę powinniśmy mówić o publicznościach, grupach, które mają różnego rodzaju zainteresowania i różne doświadczenia, także generacyjne. Nie chodzi, oczywiście, o eklektyzm, natomiast mam głębokie przeświadczenie, że narodowa scena to jest przestrzeń, która powinna dialogować nie z publicznością, a właśnie z publicznościami. Z jednej strony mamy dużą grupę odbiorców, która ma olbrzymią tęsknotę za szeroko rozumianą klasyką, co świetnie widać, kiedy mnóstwo ludzi przychodzi na tytuły takie jak "Księcia Niezłomnego", "Wesele" czy "Opera za trzy grosze”. Z drugiej strony, jestem przekonany, że przy tym, jak unikalnym i silnym zjawiskiem jest polska dramaturgia współczesna i tym, co jej twórcy mogą powiedzieć za pomocą swoich tekstów, jest to nurt, który absolutnie trzeba promować i dawać mu przestrzeń.
Rozmawiamy w dniu święta teatru, ale różowo nie jest, więc zapytam o to, czego brakuje dziś teatrowi, z czym się boryka.
Teatr zmaga się z tymi samymi problemami co całe społeczeństwo. Można odwrócić metaforę teatru jako lustra świata i powiedzieć, że w teatrze jako instytucji przychodzi nam zmagać się z odpryskami tych samych problemów, z którymi mierzymy się na co dzień. Mam na myśli wojnę w Ukrainie, inflację, radykalnie postępujący populizm polityczny, brukowo-internetowy format prowadzenia dyskusji na temat otaczającej nas rzeczywistości. Myślę, że dla wielu twórców teatralnych dużym problemem jest teraz codzienna walka o byt w sytuacji ekonomicznej, w której jesteśmy; coraz mniejsze pieniądze na kulturę przy jednoczesnej rosnącej inflacji, czy fakt, że coraz więcej widzów staje przed tragicznym dylematem: zapłacić za rachunki czy pozwolić sobie na bilet do teatru. Ale to wszystko problemy, z którymi zmaga się nie tylko kultura.
To głos reżysera i dyrektora, a jako widz, za co kocha pan teatr?
Przede wszystkim za to, że jest miejscem, w którym trochę bezkarnie można doświadczać, być zaskakiwanym, spotykać się z diagnozami rzeczywistości, które wytrącają nas z zadowolenia i przeświadczenia, że wszystko już wiemy. Najbardziej lubię w teatrze sztuki, z którymi nie do końca się zgadzam, bo one potrafią przeformułować moje myślenie i pobudzić do zadania sobie nowych pytań.
Często się takie zdarzają?
Nie aż tak często jakbym chciał, ale i tak częściej niż można byłoby się tego spodziewać.