EN

18.01.2025, 11:42 Wersja do druku

Ale to o nas przecież…

„Ale z naszymi umarłymi” Jacka Dehnela w reż. Marcina Libera w Teatrze Telewizji. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich. 

fot. Waldemar Kompała/ TVP

Z przerażeniem obserwuję, jak wiadra pomyj, wyzwisk, odsądzania od czci i wiary, „zwyczajnego” hejtu wylewa się w sieci na twórców spektaklu „Ale z naszymi umarłymi”, którego premiera odbyła się 13 stycznia 2025 roku w Teatrze Telewizji. Najradykalniejsi w swych osądach są ci, którzy zdaje się niczego ze spektaklu nie zrozumieli, poza przekleństwami, które rzekomo są im wstrętne i bulwersujące.

Osobiście nie jestem zdziwiony ani zaskoczony reakcją krytyków – należało się tego spodziewać, bowiem już w kwietniu 2022 roku, kiedy przedstawienie „Ale z naszymi umarłymi” zaistniało na scenie Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach wywołało zgorszenie, także – a może przede wszystkich – tych, którzy spektaklu nie widzieli. Świętokrzyscy parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości słali donosy do swojego wodza na Nowogrodzką z żądaniem odwołania dyrektora Michała Kotańskiego (dziś szefującego również Teatrowi Telewizji), bowiem dopuścił do zniewagi przez reżysera Marcina Libera i dramaturga Michała Kmiecika, adaptatora powieści Jacka Dehnela pod tym samym tytułem, poprzez pokazanie bez gloryfikacji tragicznie zmarłej (a według wyznawców PiS–u: poległej) pary prezydenckiej.

A o co w „Ale z naszymi umarłymi” chodzi? Najlapidarniej rzecz ujmując Dehnel w powieści, a Liber z Kmiecikiem w przedstawieniu teatralnym pokazują w mocno groteskowej formie Polskę i jej obywateli naszych czasów. Tak, to Polska właśnie! Ta wypełniona hipokryzją, nietolerancją wobec „innych”, ksenofobiczna, wykluczająca fałszywą pobożnością. Zaludniona przez podobnych do zombie, bohaterów spektaklu, osobników gotowych z byle powodu zagryzać się nawzajem (póki co w przenośni). Moim zdaniem ta forma, komedia zombiastyczna, doskonale oddaje, niestety, charakter sporej części naszego społeczeństwa, która w obronie swoich uczuć religijnych gotowa jest do niewybrednych zachowań (swoją drogą, nie spotkałem się z ich strony z równie frontalnym potępieniem kiboli wykrzykujących nienawistne hasła w miejscu przenajświętszym dla czcicieli wartości chrześcijańskich, czyli na Jasnej Górze). Z komedii często wypływa nauka.

Może zatem warto jeszcze raz zapoznać się z kieleckim spektaklem (jest dostępny na vod TVP, a niebawem wróci podobno na deski Teatru Żeromskiego) i obejrzeć bez wrogiego nastawienia? A nuż rozpoznamy wśród bohaterów znanych w realu biskupów handlujących relikwiami, kryjących pedofili czy polityków, którzy dla doraźnych politycznych potrzeb gotowi byli narazić nas na zagrożenie ze strony śmiercionośnego wirusa; może przypomnimy sobie, jak nasz znajomy/sąsiad naklejał na drzwiach nieheteronormatywnych osób „zakaz pedałowania”, a – nie daj Boże – przypomnimy sobie, jak pękaliśmy z niewybrednych żartów na temat obcokrajowców o innym kolorze skóry? Wszak nie jesteśmy narodem świętych i nie pójdziemy zbiorowo czwórkami prosto do nieba. A przekleństwa? Uważam, że  lepiej głośno kląć, niż być cichym skur..synem. Spektakl prowokuje też do zastanowienia się, dlaczego inne narodowości nie za bardzo nas kochają. I po to takie przedstawienia powstają i powinny powstawać, nawet jeśli niektórzy, być może w celu wyparcia swoich przewin, nazywają go szambem.

Poza aspektami społeczno-politycznymi spektakl „Ale z naszymi umarłymi” jest bardzo dobrą robotą teatralną. Poza niekwestionowanymi zasługami reżysera i dramaturga należy docenić doskonałą choreografię opracowaną przez kolektyw Hashimotowiksa, światła i scenografię Mirka Kaczmarka, kostiumy grupy Mixer i rewelacyjną muzykę Nagrobków (Maciej Salamon, Adam Witkowski). Genialnie zagrał w przedstawieniu niemal cały zespół Teatru Żeromskiego w Kielcach z Wojciechem Niemczykiem i Bartłomiejem Cabajem (szkoda, że już opuścił tę scenę) w odważnych rolach tworzących związek partnerski gejów. Imponująca jest też – poza walorami stricte aktorskimi – kondycja aktorskiego zespołu, który z woli reżysera grał na widowni (publiczność siedziała na scenie) i niejednokrotnie artyści musieli pokonywać rzędy krzeseł niczym płotkobiegacze. Ale dali radę! Obiektywni widzowie też. A tym nastawionym ideologicznie podpowiadam, że w przypadku Teatru Telewizji jest coś takiego, jak pilot (do telewizora, ma się rozumieć).

Tytuł oryginalny

Ale to o nas przecież…

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Krzysztof Krzak

Data publikacji oryginału:

17.01.2025