EN

11.01.2022, 09:07 Wersja do druku

Agata Grenda: Na szali „racje czy relacje” zawsze wybierałam relacje

Autoryzowany wywiad z Agatą Grendą, dyrektorką Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.

fot. Adam Warżawa/PAP

Pytania na otwarcie

Piotr Wyszomirski, Gazeta Świętojańska: Na początek, oczywiście, gratulacje. Gratulacje powiązane z nadziejami, bo głównym zarządzającym Gdańskim Teatrem Szekspirowskim jest organizacja pozarządowa, a mnie się marzy, by więcej instytucji kultury przechodziło pod zarząd NGO. Fundacja Theatrum Gedanense to oczywiście NGO nietypowe, być może nawet na skalę europejską, ale jednak NGO. Czy Pani wie, że została dyrektorką jednej z dwóch najbardziej kontestowanych instytucji kultury na Pomorzu?

Agata Grenda*: Za gratulacje dziękuję. Muszę jednak sprostować. Głównym zarządzającym Gdańskim Teatrem Szekspirowskim jest jego dyrektorka, czyli ja, zaś Fundacja Theatrum Gedanense jest jednym z założycieli instytucji, wraz z Województwem Pomorskim i Gminą Miasta Gdańsk. Moim zaś bezpośrednim zwierzchnikiem jest Prezydent Miasta Gdańska. Tyle wyjaśnień. A która to instytucja jest jeszcze „najbardziej kontestowana”?

Opera Bałtycka. Operę łączy z GTS-em coś jeszcze. Swego czasu powstała sytuacja, w której trzeba było wybrać inwestycję, która zostałaby sfinansowana ze środków unijnych. Gdyby profesor Limon bardziej kochał operę niż Szekspira, mielibyśmy pewnie nowoczesną operę oraz centrum muzyczne i spotkalibyśmy się w operze, bo dla pani, jako doświadczonej menedżerki, prowadzenie opery nie byłoby wielkim wyzwaniem.

Chyba bym się nie podjęła takiej misji.

Nie wierzę. Jak życie pokazuje, dyrektorem opery może być prawie każdy, a pani zdecydowanie nie jest „prawie każdym”. Czy jest pani wyznawczynią apologii niewygody?

Musiałby pan skonkretyzować pytanie, bo inaczej równie dobrze może mnie pan spytać, czy jestem wyznawczynią jedzenia czekolady: czasem jestem, czasem nie.

To konkretne pojęcie, które powstało z potrzeby wytłumaczenia ludowi fenomenu Teatru Szekspirowskiego. Wielu widzów ma problemy z widocznością i kręgosłupem w prowadzonym przez panią Teatrze.

Kiedy pan tak dookreśla apologię niewygody i mówimy o kwestii siedzeń w naszym teatrze, to jestem wyznawczynią myślenia outside the box, wychodzenia ze strefy komfortu. Nasz teatr jest jedyną rekonstrukcją sceny elżbietańskiej w Polsce. Ale nie jestem fanką niewygody. Jedną z moich pierwszych decyzji było zarządzenie wprowadzenia poduszek na galerie naszego teatru. Bo proszę pamiętać, że we włoskim, klasycznym ustawieniu sceny i widowni mamy przewspaniałe fotele.

Poniżej: Wywiady na żywo są najbardziej energetyczne…

Hmm, jest jak jest, nie zmienimy tego…

Jest pięknie!

Czyli dobrze, że widoczność jest ograniczona, że…

Objęłam dyrekcję teatru, który łączy w sobie dwa porządki, dwa czasy. Galerie boczne służą przede wszystkim jako widownia dla sceny elżbietańskiej. W klasycznym ustawieniu pełnią rolę uzupełniającą i są to wówczas miejsca najtańsze, właśnie ze względu na mniejszą widoczność. Przy wielu spektaklach wystawianych na scenie włoskiej wyłączamy je ze sprzedaży. Natomiast przy spektaklach granych jak w dawnej szkole fechtunku, w czasach Szekspira, zapewniają bardzo dobrą widoczność i komfort bycia blisko sceny i aktorów. Przestrzeń tego teatru daje zarówno nam, organizatorom, jak i widzom, wiele możliwości. Ale bywa też ograniczeniem.

Nie mam do pani pretensji, że nie widać i boli, bo nawet Profesor ubolewał, że nie miał ostatecznego wpływu na kwestię widoczności. Nie oczekuję od pani potwierdzenia, że jest to bubel, jeśli chodzi o funkcjonalność, ale chciałem uzgodnić jakieś minimum na poziomie do przyjęcia, rzekłbym minimum przyzwoitości, że nie wszystko jest OK, że jest jak jest i musimy działać z tym, co mamy. Jeśli pani będzie bronić tezy, że jest super, no to…

Pan nie oczekuje ode mnie odpowiedzi, tylko żąda potwierdzenia swojej tezy i wtedy będzie według pana w porządku. Nie bardzo wiem, jak mam się odnieść do „uzgodnienia minimum przyzwoitości”, to dla mnie dość absurdalne.

To nie tak. Dla mnie jest to bubel i większość osób tak uważa, ale nie mówią tego publicznie – to duży temat na inną okazję. Ale skoro już mamy instytucję kultury, budynek jaki mamy i jest jak jest, to zależy nam na tym, żeby działo się w nim jak najlepiej. Dla mnie jednak takie bazowe, wyjściowe stwierdzenie, że nie jest OK, jest ważne. Pani uważa inaczej, ja to przyjmuję, ale nie zgadzam się z oceną.

Zbyt łatwo pan generalizuje. Ja nie mam takiej wiedzy, że „większość uważa”, że budynek „nie jest OK”. Nie mam także śmiałości, by twierdzić, że jest jakaś większość.

A ja mam.

To wspaniale, będę się pana w takim razie pytać, co uważa większość. Nasz teatr zdobył wiele architektonicznych nagród, codziennie oprowadzamy wycieczki, w tym zagraniczne, osób, na których ten budynek robi wielkie wrażenie.

Super. Proszę mi pokazać osobę, która jest zachwycona tym, że ma ograniczoną widoczność.

Nie sprzedajemy biletów na miejsca, z których nie widać. Jestem zafascynowana tym budynkiem i ze swojej strony zrobię wszystko, by osoby, które płacą za bilety, miały jak najlepsze warunki odbioru prezentowanych wydarzeń.

Dziękuję. Proszę mi udowodnić wyższość KSW, czyli mordobicia, w którym ludzie tracą zdrowie a czasem nawet życie, nad disco polo.

Nie udowodnię tego, obie te rzeczy nie mieszczą się w mojej wrażliwości i estetyce. W naszym teatrze miała odbyć się gala KSW i wiem, że były spore emocje związane ze zgodą profesora Jerzego Limona na nią. Jednak szybko zrozumiałam intencje i świetne poczucie humoru człowieka, który najlepiej wiedział, jaki był kiedyś teatr elżbietański, do którego, niczym na arenę, wpuszczano niedźwiedzie i psy, by się pozagryzały… Proszę też pamiętać, że mówimy o wydarzeniu komercyjnym, tzw. wynajmie, a nie wpisaniu gali KSW do naszego programu.

Jasne, kiedyś strzelano do chłopów, było prawo pierwszej nocy, więc czemu nie mordobicie w teatrze?

To porównanie nie ma racji bytu. Profesor nie miał zamiaru kontynuować tradycji czynienia krzywdy niewinnym istotom, zwierzętom czy ludziom, bez ich woli wpuszczanych na ring, ku uciesze gawiedzi. Mówimy o polskiej, legalnej organizacji promującej walki, w których świadomie biorą udział dorośli ludzie, która chciała wynająć naszą przestrzeń. Powtarzam: nie zaprosiłabym ani disco polo, ani KSW do naszego programu, ale rozumiem intencje, które towarzyszyły zgodzie na tę imprezę komercyjną

Ale rozumieć, a akceptować to coś innego.

To prawda.

Czy GTS będzie nadal zaangażowany politycznie? Czy nie obawia się pani, że ogromny kapitał dyplomatyczny, jaki uzbierał Profesor i którego efektem było wsparcie ze strony ekipy rządzącej, może się rozejść? Jerzy Limon miał niezwykły talent uzyskiwania wsparcia nawet od tych, których jawnie krytykował i publicznie brał udział w kampaniach wyborczych ich przeciwników.

To są publiczne pieniądze i wszyscy mamy do nich prawo. GTS będzie aktywny politycznie, bo nie może być inaczej w sytuacji, gdy właściwie wszystko jest polityczne, ale mam nadzieję, że nasz teatr, że Szekspir, będzie łączyć a nie dzielić. A czy się obawiam? Ja niczego się nie boję w życiu zawodowym, a prywatnie boję się tylko mojej mamy (śmiech).

Czy wszystko w kulturze jest po znajomości? Nawiązuję oczywiście do pani działalności szkoleniowej i słynnego warsztatu „Mam plecy i nie zawaham się ich użyć! Networking, który działa”.

Ależ powinien pan przyjść na te warsztaty!

Ależ chciałem i nawet się zapisałem, ale pani odwołała warsztaty w Gdańsku i dlatego do niczego w życiu nie doszedłem! Gdybym wziął w nich udział, to pewnie bym zrobił karierę!

To były jedyne warsztaty, które odwołałam, byłam naprawdę chora. Ale zrobię je specjalnie jeszcze raz, musi pan obiecać, że przyjdzie.

Nie wiem, czy mnie stać…

Ale są bardzo tanie!

No nie wiem, co u Państwa znaczy tanio, wiem tylko, że za 10 tys. ciężko jest przeżyć na prowincji.

Moje warsztaty online są bardzo tanie, celowo. To jest to, co ja sama mogę zrobić dla branży, jak mogę pomóc innym, właśnie przekazując wiedzę o tym, jak radzić sobie w kryzysie, jak budować relacje i budować plan B, gdy stracimy pracę, gdy jesteśmy na rozstaju dróg zawodowych. Jeśli zrobiłabym stawkę komercyjną, to jak miałyby trafić na nie osoby w kryzysie? A więc jest 49 zł za trzy godziny. Stawkę komercyjną mają firmy. A na 49 zł to chyba pana stać, prawda?

No tak, dam chyba radę, nawet bez zniżki.

Wracając do pytania: tak, w kulturze prawie wszystko jest po znajomości. Na całym świecie wszystko jest po znajomości. Ale to nie są znajomości, o których pan myśli. Już teraz zrobię panu spoiler: te tytułowe „plecy”, to nie są plecy innych, po których się wspinamy i to najlepiej „po trupach”. To są pana plecy, pana kręgosłup moralny. Jeśli potrafi pan świadomie budować i pielęgnować swoje sieci kontaktów, słuchać, pytać o radę, być wdzięczny, budować relacje, bardziej niż racje – wtedy i pana życie zawodowe będzie się toczyć o wiele łatwiej. Nie ma to nic wspólnego z lizusostwem, ściemą czy świadomym wykorzystywaniem ludzi. Zapraszam na warsztaty. Żebym tylko miała czas je zorganizować w najbliższej przyszłości! (śmiech).

fot. Dawid Linkowski/mat. teatru

Organizacja

Konia z bryczką temu, kto „rozkmini” szybko zależności między organizatorami, współprowadzącymi i decydentami GTS. Czytając kiedyś statut instytucji wychodziło mi, że finansują ją urzędy (Gdańsk i Urząd Marszałkowski) i dyrektorem może być każdy, pod warunkiem, że jest nim Jerzy Limon. Jak jest teraz?

Wyjaśniłam to już po pana pierwszym pytaniu. To jest bardzo proste i łatwe do znalezienia w naszym BiPie. Organizatorami teatru są dwie instytucje: miasto Gdańsk i Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego, z czego osobą rozliczającą mnie i zwalniająca, na przykład gdy zaproszę za dużo KSW i disco polo (śmiech) jest prezydent Aleksandra Dulkiewicz. Oba urzędy składają się na naszą dotację podmiotową, zeszłoroczna dotacja miejska była obniżona o 400 tys., dotacja marszałkowska pozostała bez zmian. Fundacja Theatrum Gedanense jest organem założycielskim, ale nie Organizatorem w myśl prawa. Jednym z jej głównych zadań jest szukanie środków na działanie teatru, ma też prawo, wraz z pozostałymi partnerami, do wskazywania kandydata na dyrektora i z tego prawa skorzystała, choć nie ma już głosu decydującego.

Finanse

Martwi nas w GTS-ie wysokość środków na koniec roku 2020 (24 tys. zł), ale przyznam, że nie potrafiłem się rozeznać w sprawie finansów Teatru. Po raz pierwszy, szkoda, że w trybie dostępu do informacji publicznej, poznaliśmy dokładny budżet Festiwalu Szekspirowskiego, ale po jakich pieniądzach funkcjonuje GTS, to bardzo trudno się rozeznać. Proszę o możliwie przejrzystą informację nt. rocznego budżetu GTS (2020 lub 2021): ile wynoszą wszystkie przychody (dotacje, bilety, najem, sponsorzy, inne: total i w rozbiciu) oraz ile jest etatów, może też inne koszty stałe. Nie chodzi tutaj o jakąś sensacyjność, ale o najbardziej elementarną przejrzystość, z którą nigdy się nie spotkałem, bo każdorazowo pytanie o finanse budziło popłoch. NGO nie może sobie pozwolić na około, circa, się zobaczy – tutaj każdą złotówkę ogląda się kilka razy. Wydaje się, że w niektórych instytucjach kultury jest inaczej, że można wszystko, a pytający o finanse staje się automatycznie wrogiem instytucji kultury a nawet szerzej – całej kultury.

A wie pan, skąd się biorą w organizacjach takie lęki przed ujawnianiem szczegółów finansowych? Aktywni menedżerowie obawiają się, że Organizatorzy, widząc aktywność prowadzących, zmniejszą ich instytucjom kultury dotacje, w myśl hasła: skoro sobie radzą, nie potrzebują tak wysokiej dotacji. Na szczęście nie ma z tym problemu na Pomorzu, mam obietnicę od samorządów, że taka sytuacja, jaką przedstawiłam, u nas nie wystąpi. Dlatego chętnie będziemy się chwalić naszymi sukcesami w pozyskiwaniu środków. Mówimy przecież o publicznych pieniądzach, jako obywatel ma pan prawo znać te szczegóły.

Tak więc nasza dotacja w 2021 r. wyniosła: od Urzędu Miasta 2 778 521,00 zł, od Urzędu Marszałkowskiego 2 200 000,0, sami pozyskaliśmy 1 164 358 zł. W tę ostatnią kwotę wchodzą wynajmy, sprzedaż biletów, działania edukacyjne, sprzedaż usług reklamowych. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wsparło nas sumą 200 000 zł na Festiwal Szekspirowski, a Fundacja uzyskała na rzecz teatru 265 000,00 – poprzez granty i sponsorów. Dofinansowania do realizowanych projektów z różnych instytucji wyniosły ok 500 000 zł. Utrzymanie teatru to ok. 4 800 000 zł rocznie, na etacie mamy 23 osoby oraz kilkanaście osób z którymi współpracujemy na umowach zlecenie czy jako działalność gospodarcza.

Fundacja

Nastąpiły zmiany, doszły nowe osoby, wiceprezeską została pani Justyna Marcinkiewicz-Limon, podobno najaktywniejsza członkini Zarządu. Ciekawy jest skład Rady Fundacji, proszę mi powiedzieć, czym zajmuje się w niej Janusz Palikot?

Nie wiem

Nie zapewnia trunków?

Naprawdę nie wiem. Jestem w stałym kontakcie z panią Justyną Limon i panem Zbigniewem Canowieckim, którzy są na miejscu. Nie wybieram ani Zarządu, ani Rady. Mogę mieć jedynie, i mam, pragnienie, by członkowie władz Fundacji byli aktywni i tak się właśnie dzieje.

Ten wtręt z Palikotem nie był zbyt wyszukany, ale naprawdę nie wiem, co ma zabezpieczać jeden z najsłynniejszych gorzelników RP. Działalność Fundacji to czarna dziura, ostatni raport merytoryczny pochodzi z 2015 r. To wszystko jest bardzo zaskakujące, bo mówimy przecież o gigantycznej organizacji z ogromnymi, największymi wpływami w pomorskiej kulturze.

Skoro lubi Pan konkrety i dane, to będę wdzięczna za podzielenie się wiedzą, skąd ma pan informacje, że Fundacja Theatrum Gedanense to „gigantyczna organizacja z ogromnymi, największymi wpływami w pomorskiej kulturze”.

A jeszcze w kwestii budowania relacji – czy zwrócił pan uwagę, że raczej mnie nie pyta, a wygłasza opinie, używa uogólnień bez podawania faktów i porusza się głównie w sferze plotek, domysłów i tego co „mówi większość”?

Ja bardzo, naprawdę, bardzo chętnie wysłucham wszystkich pana opinii na temat Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, choć może nie nazywajmy formuły, którą pan proponuje wywiadem, bo trudno tutaj o przestrzeń do merytorycznej dyskusji. Ale próbujmy.

Program

Tak jak GTS ma niezwykle uprzywilejowaną pozycję, tak i wybór dyrektora odbył się, najkrócej jak można: wyjątkowo. Dlaczego pani program jest tak bardzo ogólny?

A więc i to pytanie zaczynamy od insynuacji związanej z nieuczciwością przy wyborze dyrektora teatru oraz jakimiś tajemnymi przywilejami (śmiech). Wybór nie odbył się wyjątkowo, odbył się zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem, ale rozumiem, że woli pan przemawiać do mnie z góry, zostawiając sobie prawo do sugestii, która może wskazywać na jakąś pańską „nadwiedzę” o zarządzanej przeze mnie instytucji i wszystkim co ją otacza. Skupię się zatem na drugiej części. Mój program jest ogólny (nie sądzę, że „bardzo”) z oczywistego względu. Tragiczna sytuacja śmierci prof. Jerzego Limona zaskoczyła nas wszystkich i wymagała szybkich decyzji. Mój program to kontynuacja większości projektów prowadzonych do tej pory z dużym sukcesem przez teatr. To nie tylko oczywiście nasz flagowy okręt, czyli Festiwal Szekspirowski, ale także Teatry Europy i Świata i wiele innych wydarzeń. Naszą dumą jest rozbudowany program edukacyjny, pamiętajmy także o stronie turystycznej – nasz obiekt jest wielką atrakcją dla odwiedzających Gdańsk.

W ocenie mojego programu i mojej kandydatury warto zwrócić uwagę na fakt, że to Organizatorzy teatru zwrócili się do mnie z propozycją objęcia dyrekcji Teatru. Jeszcze w sierpniu 2020 r. Profesor wysłał pisma, w których rekomendował mnie jako osobę, która mogłaby go kiedyś zastąpić. Dlatego właśnie Organizatorzy podjęli ze mną rozmowy. Z tego, co wiem, nie byłam jedyną kandydatką, z którą takowe prowadzono. Proszę pamiętać, że mówimy o instytucji „autorskiej”, stworzonej dzięki wizji i sile jednego człowieka. O takich instytucjach, jeśli oczywiście nie chce się zmieniać ich tożsamości, należy myśleć w kategoriach kontynuacji, rozwijania idei, ewolucji, a nie rewolucji. Może pan oczywiście sugerować, że to było namaszczenie – zupełnie mi to nie przeszkadza. Być wskazaną przez profesora Limona, którego jeszcze dwa lata temu nie znałam osobiście i który, dzięki rekomendacjom od wielu osób, zaprosił mnie do rozmów, a rozmowy między nami trwały dwa lata – to zaszczyt. Myślę, że przekonałam go doświadczeniem, ale też odwagą w prowadzeniu naprawdę dużych projektów. Z sukcesem.

W moim programie jest dużo projektów cyklicznych, w tym wieloletnich projektów unijnych i byłoby co najmniej nieroztropnością dokonywanie zmian w trakcie ich realizacji. Mogę poinformować już teraz o pewnych decyzjach: m.in. nie będzie „Doktora Faustusa” Marlowe’a, rozmawiam natomiast o produkcji w reżyserii Macieja Stuhra („Sen nocy letniej”). Selekcjonerem w Konkursie o Złotego Yoricka będzie nadal Łukasz Drewniak, ja będę dyrektorką i selekcjonerką Festiwalu Szekspirowskiego, ale w swoich wyborach chcę korzystać ze wsparcia kuratorek i kuratorów – w edycji 2022 w programowanie zaangażowana jest Joanna Klass – kuratorka z wieloletnim doświadczeniem międzynarodowym. Już teraz zaczęłam prezentować spektakle gościnne z Polski, zrobiłam dwa projekty z lokalnymi instytucjami kultury – Europejskim Centrum Solidarności oraz Instytutem Kultury Miejskiej. Rozmawiamy i działamy z organizacjami pozarządowymi, wprowadziliśmy nowe warsztaty dla rodzin, w tym edycje anglojęzyczne, odnowiliśmy współpracę z Teatrem Wybrzeże. Zdobyliśmy dwa duże granty unijne na projekty międzynarodowe. Przez te kilka miesięcy naprawdę wydarzyło się już sporo.

Jestem umówiona z panią prezydent, że do sierpnia 2022 r. przedstawię szczegółowy, autorski program, ale najprawdopodobniej przedstawię go dużo wcześniej, jak Pan widzi – on już się „dzieje”. Dokonuję też wielu zmian w organizacji pracy zespołu i strategii promocyjnej. Pisał pan w swoim artykule o „przewietrzeniu szatni” – tak brutalnie nie określiłabym procesu zmian, które wprowadzam, na pewno będą one widoczne, bo jestem kobietą, o pokolenie młodszą od mojego poprzednika, a więc i moja wizja musi być nieco inna.

Czy jest jakaś koncepcja wynajmu?

Jeśli chcemy realizować ambitne plany repertuarowe, musimy na nie zarobić. Wynajem jest i powinien być dla Teatru ważnym źródłem przychodów.

Ale rekolekcje jak najbardziej?

OK, to ja może coś wyjaśnię. Instytucje impresaryjne na całym świecie dzielą swoją działalność na artystyczną i komercyjną. Artystyczna to ta, która jest w naszym programie, pod którą się podpisujemy, którą zapraszamy. Komercyjna to wynajmy. Nie umieszczamy ich w programie, nie jesteśmy ich organizatorami. Carnegie Hall może Pan także wynająć i zorganizować tam koncert disco polo. Czy to znaczy, że ta instytucja promuje disco polo? Nie – wynajmuje po prostu swoją przestrzeń.

Ma być mydło i powidło? Ma być luksusowy dom kultury?

Ja nie mam nic przeciwko luksusowemu domowi kultury.

Wiem, szczególnie luksusowemu (uśmiech). To kiedy zobaczymy Schaubühne czy „Olympusa”?

Kiedy będzie nas na to stać. Wracając do wynajmów – jeśli imprezę zamkniętą chce zorganizować firma produkująca mydło czy powidło, a ja za te pieniądze będę mogła pokazać arcydzieło, to znaczy, że dobrze rozumiem pojęcie instytucji, która na siebie zarabia. Jeśli chodzi o wynajem artystyczny, też jestem bardzo otwarta. Chcemy współpracować z lokalnymi instytucjami, organizacjami i środowiskiem.

Czy będą umowne warunki korzystania z GTS, czy będzie wywieszony cennik? Jakieś zniżki dla NGO?

Nie cennik, ale linia programowa. Zawsze jest zniżka dla NGO-sów. Inaczej potraktujemy komercyjnego najemcę, inaczej teatr, który przyjdzie z ciekawym pomysłem, który zaakceptujemy – może wtedy dostać przestrzeń teatru po kosztach obsługi.

To są przecież kolosalne koszty, ok. 10 tys. zł!

To są bardzo różne koszty, w zależności od wydarzenia, czasami jest to 10 tys.

No więc widzi pani, to są horrendalne koszty. Na dzień dobry to „zabicie” jakiejkolwiek działalności, chyba, że po znajomości będzie inaczej. Chodzi o transparentność.

Trudno się rozmawia, kiedy co trzecie zdanie wprowadza pan jakieś insynuacje czy prztyczki i oczekuje, że się do nich odniosę.

Moim zdaniem trudno się rozmawia z tego powodu, że jest pani z zewnątrz i nie zna realiów. My znamy te realia od kilkunastu lat.

Myślę, że to pan nie do końca rozumie, co znaczy utrzymać taką instytucję jak Teatr Szekspirowski. Mamy tylko jedną scenę i tylko siedem dni w tygodniu. Dotacja organizatorów wystarcza jedynie na pokrycie kosztów utrzymania instytucji i ludzi. Oczekiwanie, że będziemy jednocześnie sami na siebie zarabiać, ale i udostępniać po kosztach salę organizacjom pozarządowym, a także cenzurować instytucje, które chcą u nas wynająć przestrzeń, a nadto proponować super drogie pozycje ze świata – proszę wybaczyć, to jest mission impossible. Gdzieś tu trzeba znaleźć kompromis.

Na jednym z portali wypowiedziała się pani, że potrzebuje kilku tygodni, aby zdiagnozować sytuację. Minęło kilka tygodni. Czy ma pani diagnozę?

Jeśli chodzi o zarządzanie, zespół – taką diagnozę mam. Wnioski? Potrzebna jest reorganizacja, która zresztą już się dokonuje. Zmieniamy strukturę organizacyjną, zakresy obowiązków, działania PR-owe i marketingowe. Zaczynamy codziennie od porannych briefingów.

Jak w Amwayu?

Tak, może pan powiedzieć, że jak w korpo.

Przez 15 minut, najlepiej na stojąco, mówimy sobie, co należy zrobić, jakie są najważniejsze plany na dzisiaj. Zdziwiłby się pan, co można usłyszeć w tak krótkim czasie.

Plan działań jest wewnętrzną sprawą instytucji?

Harmonogram działań tak, tych marketingowych, PR-owych, media planów, rozmów z partnerami zewnętrznymi. W zarządzaniu kulturą mam już 15 lat doświadczenia. W Nowym Jorku pracowałam 7 lat z instytucjami o charakterze impresaryjnym, które pokazują najgorętsze tytuły z całego świata…

…jak Dada von Bzdülöw w La MaMa Theater…

Tak, to jedna z produkcji, które zrealizowałam w 2007 r. w Nowym Jorku. „Kilka błyskotliwych spostrzeżeń wg Gombrowicza” w reżyserii Leszka Bzdyla, w legendarnym teatrze Ellen Stewart, La MaMa E.T.C. Cieszę się też, że mogłam pomóc w wystawieniu spektaklu „Irena’s Vow” na Broadwayu, o Irenie Gut-Opdyke, Polce, która uratowała grupę Żydów podczas II Wojny Światowej. Tę produkcję zobaczyło ponad 110 000 widzów. Także Krystian Lupa jako pierwszy Polak zaprezentował swoją twórczość na jednym z najlepszych festiwali teatralnych świata – Lincoln Center Festival. Jego „Kalkwerk” z Narodowego Starego Teatru w Krakowie pokazany został w 2009 r., jako efekt wizyty studyjnej, na którą zabrałam do Polski szefa festiwalu. Był też cały Rok Grotowskiego, którego kuratorem został Richard Schechner, ikona światowego teatru, legendarny twórca performatyki. Zorganizowałam z ramienia Instytutu Kultury Polskiej ponad 20 warsztatów, paneli i seminariów z 45 zaproszonymi gośćmi, związanymi z Jerzym Grotowskim z całego świata. Może jeszcze warto wspomnieć festiwal nowej polskiej dramaturgii Made in Poland w teatrze 59E59 na Manhattanie i pierwsze amerykańskie tournée Teatru Ósmego Dnia – było tego trochę (śmiech).

I teraz też chce Pani pokazywać najlepsze rzeczy ze świata, tak jak amerykańskie instytucje i festiwale pokazywały to, co najgorętsze z Polski, we współpracy z Panią i Instytutem Kultury Polskiej?

To jest moje marzenie i mój plan. Gdybym tylko miała nieograniczone fundusze…

Po pandemii będzie w ogóle inaczej…

Chciałabym, żeby Gdański Teatr Szekspirowski był miejscem, w którym gdańszczanie zobaczą najważniejsze polskie produkcje – z Krakowa, Warszawy, ale i z Supraśla. A docelowo także te zagraniczne, w ciągu całego sezonu, nie tylko podczas Festiwalu Szekspirowskiego. Ale na każdą taką prezentację muszę zdobyć fundusze – przez wynajmy, sponsorów. To nie jest w dzisiejszym, pandemicznym świecie, łatwe. Poza tym harmonogram działań na cały rok jest trudny, bo trzeba reagować na bieżąco, a repertuary polskich teatrów są ustalane najczęściej z trzymiesięcznym wyprzedzeniem.  Zatem bardzo trudno mi powiedzieć, co chciałabym pokazać np. w maju 2022 r, jeśli ma to być nowość.

Może pani mówić jednak o zjawiskach…

Chciałabym mieć świetne kooperacje międzynarodowe, sięgać po pieniądze unijne, pokazywać najlepsze zjawiska krajów ościennych i europejskich. I zaczynam to robić. Przed nami ogromna prezentacja kultury Islandii, przepiękny spektakl o miłości z Grecji czy propozycja dla dzieci, tym razem z Poznania – przejmujący i obsypany nagrodami „Ja, Bałwan” z Teatru Animacji z Poznania. To tylko kilka przykładów.

Może mniej przedstawień, ale te najlepsze…

Zgadzam się. Ale najpierw muszę na nowo oswoić z nami publiczność, sprawić, żeby ludzie nie bali się do nas przychodzić, żeby te wszystkie powtarzane przez pana na nasz temat mity odeszły w zapomnienie (śmiech). Chciałabym także pokazywać Szekspira przez cały rok, a nie tylko podczas Festiwalu Szekspirowskiego. Mam nadzieję, że będę w stanie miło zaskoczyć już w najbliższą rocznicę urodzin naszego patrona. Marzę też o Szekspirze bardziej klasycznym, nie tylko o awangardowych interpretacjach.

Już pani wie, czego chcą mieszczanie w Trójmieście?

Wydaje mi się, że są nieco podobni do publiczności poznańskiej, nieco konserwatywni. Ale mam też wrażenie, że w Trójmieście dzieje się trzy razy więcej, niż w Wielkopolsce. Być może jest to jednak zachwyt związany z tym, że mieszkam tu dopiero kilka miesięcy.

Jaki ma pani pomysł na współpracę z kulturą pozainstytucjonalną w Trójmieście? Czy zaprosi pani środowisko na spotkanie, czy pozostaną stosunki bilateralne?

Co pan proponuje?

Może, wykorzystując załogę, zrobić research, kto jest aktywny, zaprosić ich na spotkanie, poznać oczekiwania, dokonania, zrobić nowe otwarcie, dając sygnał do otwarcia na współpracę i transparentność. Co z tego wyjdzie, to już pani będzie decydować.

Jestem za.

Gdański Teatr Szekspirowski miał być miejscem do rozwoju środowiska intelektualnego, a nawet aktywistycznego. Teatr Powszechny w Warszawie, jeżeli chodzi o format – projekty, współpracę środowiskową – uważam za mój ulubiony. Teatr Szekspirowski do tej pory taki nie był. Czy widzi pani możliwość nowego otwarcia w tej kwestii?

Nie jestem do końca pewna, co oznacza „otwierać się dla lokalnych aktywistów”. Teatr Powszechny jest mocno zaangażowany politycznie, wprost. Proszę pamiętać, że jego hasłem przewodnim jest „teatr, który się wtrąca”. Ja zawsze chcę opowiadać się po stronie praw człowieka, wolności, równości. Już to robimy, zorganizowaliśmy debatę pt. „Puste miejsce”, odwołując się do miejsca przy wigilijnym stole dla zbłąkanego wędrowca. Akcję zorganizowaliśmy razem z Instytutem Kultury Miejskiej. We współpracy z Trójmiejską Akcją Kobiecą zbieraliśmy pieniądze dla rodzin uchodźców zaczynających nowe życie w Polsce. Podczas debat, u nas i w IKMie, rozmawialiśmy o sytuacji na granicy, o obowiązkach jakie w stosunku do „innego” mają aktywiści, politycy, artyści. I jak powinny reagować na bieżącą sytuację polityczną instytucje kultury. Szekspir na przykład był wybitnym malarzem politycznych sporów, intryg, a nawet zbrodni. Malował portret swoich czasów, ale też charaktery ludzkie, ze wszystkimi ich ułomnościami. Ja także chcę się skupić na człowieku i wszystkie projekty, w tym aktywistyczne, które poprawiają kondycję duchową jednostki ludzkiej – są mi bliskie.

Wiem, że były prowadzone rozmowy ws. pokazania „Murów Jerycha” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, ale ostatecznie nie uzyskaliście porozumienia finansowego. Czy będą pokazywane spektakle ze scen trójmiejskich albo pomorskich? Bardzo polecam „Ciemną Wodę” Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku.

Odnawiamy przede wszystkim współpracę z Teatrem Wybrzeże, który będzie u nas prezentował wybrane tytuły na czas remontu ich sceny głównej. Jestem naprawdę otwarta na współpracę ze wszystkimi teatrami, ale lokalizacja instytucji nie jest moim priorytetem we współpracy, raczej jej repertuar.

W jaki sposób chciałaby pani wykorzystać swoje relacje i kontakty z Instytutem Polskim w Nowym Jorku czy innymi firmami, w których pani pracowała?

Instytuty, firmy czy organizacje to są ludzie. Wracamy więc do tematu relacji. Każda spotkana na mojej zawodowej drodze osoba wniosła coś do mojej historii. Nieustannie korzystam z wymiany wiedzy, rekomendacji czy pomysłów kreatywnych ludzi – z Nowego Jorku i z Polski. Na szali „racje czy relacje” zawsze wybierałam relacje, dlatego dzisiaj mogę z radością powiedzieć, że wszystkie doświadczenia i kontakty, które zbierałam i pielęgnowałam na swojej zawodowej drodze, pączkują dzisiaj w Gdańsku. Wiem, gdzie sięgać po pieniądze, wiem, jak pracować z partnerami zagranicznymi, potrafię działać ze sponsorami, NGOsami, urzędami, biznesem. Bo udało mi się zbudować zaufanie, wiarygodność i, mam nadzieję, markę, w tym co robię. A nie ma nic ważniejszego w biznesie – ani tym komercyjnym, ani w kulturze wysokiej.

Dziękuję za rozmowę i liczę, że wprowadzi Pani nowe standardy komunikacji społecznej i dostępu do informacji a prowadzona przez panią instytucja będzie czytelna i użyteczna dla kultury na Pomorzu. Że nie będzie strachu, tylko empatia, że nie będzie lepszości, tylko współpraca, synergia i takie tam. Pierwsze zapowiedzi takich zmian już zauważyliśmy na drobnych przykładach, liczymy na więcej i życzymy sukcesów oraz satysfakcji.

Ja również dziękuję.

***

Agata Grenda jest absolwentką Liceum Ogólnokształcącego św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Ukończyła studia magisterskie na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej (kierunek filologia polska, specjalizacja dziennikarska) oraz studia podyplomowe na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, na kierunku psychologia w marketingu i zarządzaniu.

W swojej karierze pracowała zarówno z przedstawicielami kultury, jak i biznesu. Wykładała na studiach podyplomowych „Menedżer Kultury” w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu. W latach 2004-2006 kierowała Impresariatem w Teatrze Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu.

Pełniła ważne funkcje dyplomatyczne oraz kierownicze. W latach 2006 – 2011 pracowała jako zastępczyni dyrektora oraz kuratorka sztuk performatywnych w Instytucie Kultury Polskiej w Nowym Jorku, a w latach 2015-2017 objęła funkcję dyrektora, w randze konsula, tegoż Instytutu.

W latach 2011-2015 była dyrektorką Departamentu Kultury w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Wielkopolskiego, gdzie podlegało jej 21 wielkopolskich instytucji kultury. Pełniła również funkcję wiceprzewodniczącej Wielkopolskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego.

W latach 2017-2021 prowadziła firmę Grenda. Produkcja Kultury, oferującą usługi szkoleniowe, mentorskie i producenckie z zakresu kultury oraz komunikacji w biznesie i kulturze. W 2021 roku współpracowała przy prezentacji 31. Edycji Festiwalu Malta jako zastępczyni dyrektora Festiwalu.

Na przestrzeni lat realizowała międzynarodowe i krajowe projekty kulturalne, współpracowała z festiwalami i instytucjami kultury w kraju i za granicą. Ma wieloletnie doświadczenie w pozyskiwaniu funduszy z programów i fundacji europejskich oraz krajowych.

Agata Grenda funkcję dyrektorki Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego sprawuje od 1 września 2021 r., zatrudniona została na trzy sezony artystyczne.

Tytuł oryginalny

Na szali „racje czy relacje” zawsze wybierałam relacje

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła