EN

10.01.2022, 12:27 Wersja do druku

Ewa Pilawska: Teatr to rozmowa, ona zawsze jest inspirująca. Bez niej nie ma teatru

fot. Maciej Zakrzewski / mat. teatru

Z Ewą Pilawską, dyrektor Teatru Powszechnego w Łodzi, o minionej i nadchodzącej edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych oraz kondycji artystów i publiczności, rozmawia Dariusz Pawłowski.

Niedawno zakończony XXVII Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych Teatru Powszechnego w Łodzi odbywał się pod hasłem „Artysta w kryzysie”. Czy w Pani odczuciu zaprezentowane podczas festiwalu przedstawienia, dyskusje wokół nich, a także panel dyskusyjny poświęcony tematowi wydarzenia wskazały, że artysta już wie, jakie są drogi jego wyjścia z kryzysu?

Moim zdaniem domeną teatru jest stawianie pytań. Proponując temat „Artysta w kryzysie” chciałam zainicjować dyskusję nad „kryzysem”. Czy mamy w ogóle z nim do czynienia? Czy kryzys pojawia się wewnątrz teatru czy może teatr musi mierzyć się z kryzysem, który przytłacza go z zewnątrz? Czy ekonomia determinuje twórczość? Czy sztuka rzeczywiście jest jedną z gałęzi gospodarki? Nie sposób nie zapytać też o kontekst pandemiczny. Czas epidemii pokazał paradoks - sztuka pomaga nam przetrwać najtrudniejsze momenty, ale, jeśli zachodzi taka konieczność, jesteśmy z niej w stanie najszybciej i bez poczucia utraty rezygnować. Na przykład w sytuacji kryzysu finansowego. Spotkania festiwalowe pokazały różne punkty widzenia, ale trudno mówić o znalezieniu recepty na kryzys. Każdy odczuwa go inaczej, każdy szuka innych rozwiązań. Na przykład podczas panelu dyskusyjnego rozmówcy skoncentrowali się głównie na aspektach ekonomicznych. A szkoda, bo równie ważny jest kontekst artystyczny i organizacyjny. Mam wrażenie, że potrzebujemy uczciwej rozmowy środowiskowej o funkcjonowaniu instytucji kultury, o nowej ustawie o teatrach. Pandemia pokazała, że obecna ustawa nie zabezpiecza teatrów i twórców w momentach kryzysowych. W czasie pandemii środowisko teatralne, choć bardzo zróżnicowane, pokazało wielką determinację. Pokazaliśmy też, że potrafimy się zjednoczyć, rozmawiać i razem działać, aby osiągnąć wspólny cel. Może warto wykorzystać to porozumienie i razem pracować nad rozwiązaniami na przyszłość?

Na szczęście w kryzysie nie jest chyba widz, bo duże zainteresowanie festiwalem świadczy o tym, że tęsknił za ważnymi wydarzeniami artystycznymi i pandemia nie odebrała mu gotowości na uczestnictwo w spotkaniach z teatrem „na żywo”. Czy sztuka, potrzeba kontaktu z nią i z drugim człowiekiem są silniejsze niż lęk? A może jednak coś się w nas bezpowrotnie zmieniło? W dłuższej zaś perspektywie instytucje kultury czeka mordercza walka o każdego widza?

To niezwykle optymistyczne, że publiczność chce przychodzić do teatru. W przypadku teatromanów potrzeba spotkania z teatrem na żywo jest chyba większa niż lęk, ale nie ma też nic wspólnego z lekkomyślnością. Widzowie, którzy nas odwiedzają, chcą kontaktu z teatrem na żywo, ale jednocześnie chcą czuć się bezpieczni - stosują się do wszystkich wymogów sanitarnych, które narzuciła pandemia. To bardzo budujące, bo czujemy, że nie tylko nam, ale także widzom zależy na tym, abyśmy mogli się spotykać. To daje prawdziwe poczucie wspólnoty. Z drugiej strony - rzeczywiście działamy teraz w innej rzeczywistości. Zdarzają się sytuacje, że ktoś z kolegów z zespołu zachoruje, musi przejść na kwarantannę, a my musimy odwołać kilka przedstawień. Nie mamy na to wpływu.

Zaproszone na festiwal spektakle po raz kolejny dowiodły sporej różnorodności form wypowiedzi polskiego teatru - od spektaklu wybitnego, głębokiego, czyli „3Siostry”, przez publicystyczną „Klątwę rodziny Kennedych”, po intymną i osobistą rozmowę z widzem, jak w „Pacjencie 0”. Była też okazja do święta przy niezaprzeczalnie mistrzowskich pokazach „Alei zasłużonych” i „Odysei. Historii dla Hollywoodu”. Siłą łódzkiego festiwalu jest wspomniana różnorodność, ale też uwypuklanie istoty teatru, czyli dialogu. Wydaje się, że konieczność powrotu do autentycznego dialogu, rozmowy, a co za tym idzie - porozumienia, jest teraz jednym z najpilniejszych tematów dla teatru. Chyba teatr dla samego teatru może mieć dziś kłopot z odbiorem?

Dla mnie teatr to rozmowa. Rozmowa zawsze jest inspirująca, bez niej nie ma teatru. Teatr „sam dla siebie” może być ciekawym eksperymentem, ale nie ma racji bytu bez udziału widza, bez jego reakcji, bez wymiany energii. Będzie niewypełniony, pozbawiony poczucia sensu. Moim zdaniem wciąż w teatrze najważniejsze jest słowo, a więc i rozmowa. Porozumienie z publicznością jest fundamentem. Nie chodzi o schlebianie gustom publiczności, ale o przepływ pomiędzy twórcami i odbiorcami. Nie sądzę, żeby ten przekaz był zagrożony. Moim zdaniem polski teatr jest w dobrej kondycji artystycznej, jest różnorodny - i na tej różnorodności zawsze mi zależy najbardziej. Nie pokazujemy moich ulubionych spektakli, ale spektakle reprezentujące różne estetyki, które obrazują, co dzieje się w teatrze.

Z drugiej strony, na ile dzisiaj można budować program festiwalu w oparciu o założony temat, a na ile decyduje po prostu to, co jest w danym sezonie najlepsze i na sprowadzenie czego pozwala logistyka?

Temat Festiwalu jest zawsze pretekstowy, nie jest kluczem dla doboru spektakli. Kieruję się zawsze wartością artystyczną. Staramy się pokazać ważne spektakle w warunkach najbardziej zbliżonych do tych na rodzimej scenie. Nie kieruję się też nigdy logistyką - jeśli nie jesteśmy w stanie pokazać jakiegoś spektaklu, po prostu jedziemy wspólnie z widzami go obejrzeć. W ten sposób obejrzeliśmy w ostatnich latach przedstawienia w Teatrze Narodowym, Współczesnym i Nowym Teatrze w Warszawie.

Co ciekawe, chyba najbardziej optymistycznym, bo afirmującym życie, mimo jego - delikatnie mówiąc - niedogodności, przedstawieniem festiwalu okazała się produkcja gospodarzy, czyli łódzkiego Teatru Powszechnego, spektakl „Chciałem być”. Przedstawienie rodziło się z trudnościami. Czy mimo wszystko taki żywotny efekt był przez Panią przewidywany?

Spektakl inspirowany postacią Krzysztofa Krawczyka był marzeniem Michała Siegoczyńskiego. Chciał opowiedzieć o gwieździe muzyki, idolu popkultury, a jednocześnie człowieku z krwi i kości, który w życiu popełnił szereg błędów. Siegoczyński reżyserował w naszym Teatrze już po raz czwarty - jego i nasze drogi jako Polskiego Centrum Komedii są często zbieżne w rozumieniu nowoczesnego języka komedii. Bardzo cenię jego twórczość za optymizm, który wlewa w swoje spektakle. Poza indywidualną narracją i estetyką wyróżnia ją duża dawka miłości i nadziei. Michał Siegoczyński z dużą czułością portretuje swoich bohaterów. Jego spektakle są o wielopokoleniowości i o tym, żebyśmy sobie nawzajem wybaczali. Przerzucają na widownię dobro. Nawet, gdy mówią o trudnych sprawach, jest w nich bardzo dużo empatii dla człowieka. Mam wrażenie, że to też udało się mu zawrzeć w „Chciałem być”.

A czy były spektakle, które bardzo chciała Pani na festiwalu pokazać, ale się nie udało?

Festiwal ma swój budżet, ale mogę uczciwie powiedzieć, że te spektakle, na których mi zależało, udało się zaprezentować.

Organizacja festiwalu to również niemałe fundusze. Tegoroczne były jeszcze dodatkowo ograniczone. Czy ta sytuacja w przyszłym roku się zmieni?

Zmniejszenie dotacji o 45 procent w 2021 roku było bardzo odczuwalne, ale wyszliśmy naprzeciwko oczekiwaniom miasta - samorządy były w bardzo trudnej sytuacji. Pracuję intensywnie nad 28. edycją Festiwalu. Otrzymaliśmy zapewnienie, że zmniejszenie budżetu było jednorazowe, a od 2022 roku wracamy do stałej dotacji, którą Rada Miejska przyznała nam w 2009 roku. Gdyby nie to zapewnienie, nie rozpoczęlibyśmy prac nad kolejną edycją Festiwalu i koprodukcją z Teatrem Powszechnym w Warszawie - „Imagine 2” w reżyserii Krystiana Lupy.

Trzeba wierzyć, że kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych odbędzie się bez przeciwności w tradycyjnym terminie, czyli w marcu. Już wiemy, że specjalnie na festiwal Teatr Powszechny w Łodzi przygotuje koprodukcję z Teatrem Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie - „Imagine 2” w reżyserii Krystiana Lupy. Jak doszło do tej współpracy?

Festiwal zainaugurujemy w marcu, a „Imagine 2” zamknie Festiwal - prapremiera światowa odbędzie się 23 kwietnia. Bardzo się cieszę z tej prapremiery. Nasz Festiwal na przestrzeni lat przybliżył łodzianom twórczość Lupy (moim zdaniem jednego z najwybitniejszych twórców współczesnego światowego teatru). Pokazaliśmy chyba większość jego spektakli, a teraz, właśnie w Łodzi, po raz pierwszy na świecie będzie można zobaczyć jego najnowszy spektakl. Bardzo się z tego cieszymy - też dlatego, że Krystian bardzo ceni łódzką publiczność. Aktor z naszego zespołu Michał Lacheta zagra Johna Lennona. Z dyrektorem warszawskiego Teatru Powszechnego Pawłem Łysakiem mamy już bardzo dobre doświadczenie koprodukcji - była to „Podróż zimowa” w reżyserii Mai Kleczewskiej, której prapremierę prezentowaliśmy kilka lat temu na naszej Małej Scenie (wtedy Paweł Łysak był dyrektorem Teatru Polskiego w Bydgoszczy). „Imagine 2” powstaje w ramach projektu „Prospero. Extended Theater”, dzięki wsparciu z programu „Kreatywna Europa” Unii Europejskiej. W ten międzynarodowy projekt zaangażowanych jest dziewięć teatrów europejskich.

Można więc już chyba wysnuć przypuszczenie, który spektakl tegorocznego festiwalu będzie najdłuższy... A zechce Pani zdradzić, jakich jeszcze przedstawień, tytułów teatromani mogą się spodziewać? Z jakimi scenami prowadzone są rozmowy?

Wciąż oglądam spektakle, ale trochę jeszcze potrwa, zanim zamknę repertuar. Na razie wolałabym jeszcze o tym nie mówić.

Czy jest już wybrany temat XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi?

Tak. Tematem będzie „Artysta. Wizjoner”. Będzie to pretekst do rozmowy o roli oraz kondycji twórców i teatru. Czy każdy twórca jest artystą? Czy każdy artysta jest wizjonerem? Co różni artystę i rzemieślnika? To kilka z podstawowych pytań. Chciałabym, abyśmy mogli porozmawiać o współczesnym teatrze i jego kondycji. Na czym właściwie zależy ludziom teatru? Czy pandemia zweryfikowała nasze postawy, deklaracje i ambicje? Jestem bardzo ciekawa tej rozmowy. Tymczasem bądźmy dla siebie empatyczni i dbajmy o siebie, abyśmy mogli spotykać się w teatrze.

Tytuł oryginalny

Wywiad: Teatr to rozmowa, ona zawsze jest inspirująca. Bez niej nie ma teatru

Źródło:

Dziennik Łódzki online
Link do źródła