Zamieszanie wokół Moniki Strzępki wchodzi w kolejny etap. Teraz w obronie artystki, której wybór na stanowisko dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie unieważnił wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, staje część środowiska artystycznego. Przeciwnicy tej nominacji nie zgadzają się na plan zrobienia ze stołecznej sceny jednostronnej ideologicznej instytucji i „miejsca dla mniejszości, tożsamości nienormatywnych i queeru" - bo taki kierunek zapowiedziała Strzępka. Sęk w tym, że Dramatyczny był taką sceną od wielu lat. Pisze Sylwia Krasnodębska w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Słuszne oburzenie wywołuje zapowiedź prowokacyjnego, politycznego i jednostronnego kierunku rozwoju teatru w stronę ideologii lewicowych. Ale z pewnością planów Strzępki nie da się zamknąć określeniem „zamachu na niezależną instytucję", która trzymała się standardów nieupolityczniania teatru i szanowania tradycyjnych wartości. To na tej scenie jej dyrektor Tadeusz Słobodzianek wystawił skandaliczny spektakl „Nasza klasa", przedstawiając Polaków jako okrutnych antysemitów. To tylko jeden z przykładów politycznych prowokacji Dramatycznego. Odnosząc się do obaw o plany Strzępki, by uczynić z teatru „miejsce dla mniejszości, tożsamości nienormatywnych i queeru", warto przywołać spektakl z 2017 r. „Kinky boots" w reż. Eweliny Pietrowiak. Spektakl zrecenzowaliśmy wtedy na łamach „Codziennej" i na portalu Niezależna.pl. „Kinky Boots" według scenariusza Geoffa Deana i Tima Firtha, z librettem Harveya Fiersteina oraz muzyką i słowami Cyndi Lauper, pokazywało opartą na faktach historię Charliego, który jest spadkobiercą fabryki butów i postanawia produkować szpilki dla... drag queens. Zadanie nie jest proste, bo buty na cienkim obcasie muszą mieć specjalną konstrukcję, by utrzymać ciało mężczyzny. „Lola", ekscentryczna drag queen, postanawia pomóc Charliemu. Poznajemy dramatyczne losy obu mężczyzn. Łączy ich to samo - obaj nie potrafili sprostać wymaganiom swojego ojca i obaj szukali dla siebie drogi, mając kłopoty z akceptacją siebie. Dla dramaturga opowieść ta mogła być inspiracją do stworzenia ciekawych sylwetek bohaterów i poważnego wniknięcia w ich dylematy, jednak prezentacja w Teatrze Dramatycznym stała się prymitywnym manifestem. „Lola" śpiewa, że jest „Marią Magdaleną z łydką do golenia", a twórcy postanowili użyć do swoich ideologicznych celów dziecka. Kilkuletniego chłopca, który dwukrotnie wychodzi na scenę w czerwonych szpilkach.