EN

2.01.2025, 08:25 Wersja do druku

70 lat temu urodził się Tadeusz Bradecki, aktor i reżyser

Teatr był, jest i będzie miejscem ocalenia wartości, nawet jeśli dookoła gdzieś i się pogubił – mówił Tadeusz Bradecki, aktor i reżyser, który urodził się 2 stycznia 1955 roku w Zabrzu. Marzył, by dożyć wieku, w którym mógłby grać Króla Leara bez charakteryzacji.

fot. fot. Przemysław Jendroska / mat. teatru

Przez miejsce swego urodzenia był mocno związany z czarnym Śląskiem.

„Szukając +przeżycia artystycznego+ z ostatnich lat wracam do filmu Kazimierza Kutza +Śmierć jak kromka chleba+ (zapis tamtych grudniowych zdarzeń w kopalni +Wujek+)” - odpowiedział w ankiecie zatytułowanej „Dzieła najważniejsze”, dotyczącej dokonań artystycznych po 4 czerwca 1989 roku. („Tygodnik Powszechny”, 1998). „Współczesnemu ani jutrzejszemu Gałkiewiczowi nie usiłuje ani przez moment wciskać artystowskiego kitu. Nie manipuluje polityką. Jest surowy, przejmujący i prawdziwy” - ocenił Tadeusz Bradecki. „Oglądałem go ze ściśniętym gardłem trzykrotnie i trzykrotnie beczałem jak bóbr” – dodał.

Przywołany przez Bradeckiego Gałkiewicz to – przypomnijmy – uczeń z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, który oznajmiając na lekcji polskiego, że poezja Juliusza Słowackiego go „nie zachwyca”, spowodował w szkole kryzys pedagogiczny.

Po maturze Tadeusz Bradecki dostał się na medycynę i do szkoły teatralnej - wybrał aktorstwo. Jak wspominał, „ogromnie przeżył” „Iluminację” (1973) Krzysztofa Zanussiego. „Bardzo chciałem pracować z Zanussim” – mówił w wywiadzie dla „Filmu” (1980). „Lubię jego filmy, jego sposób widzenia zjawisk pozornie tylko jednoznacznych, odkrywania istniejących problemów, stawiania pytań i odpowiedzi. Sposób pytania o człowieka” – wyjaśnił.

Podczas studiów w krakowskiej PWST Bradecki odbył staż w Teatrze Laboratorium we Wrocławiu oraz staż aktorski u Petera Brooka. Po studiach związał się ze Starym Teatrem w Krakowie, najpierw jako aktor i reżyser (1977-90), później (1990-96) jako dyrektor naczelny i artystyczny teatru. Studia reżyserskie ukończył w 1981 roku.

W Starym Teatrze zagrał szereg ról, m.in.: Mikołkę w „Zbrodni i karze” Fiodora Dostojewskiego (1977), Geoffrey'a w „Smaku miodu” Shelagh Delaney (1978), Billego Bibitta w „Locie nad kukułczym gniazdem” Dale'a Wassermana (1979), Lelia w „Łgarzu” Carla Goldoniego (1982).

„Z teatralnych ról chyba największe uznanie przynosi mu Billy Bibbit w +Locie nad kukułczym gniazdem+ w reżyserii Krzysztofa Zanussiego” – ocenił Wojciech Majcherek („Teatr”, 2022).

„Dla mnie Tadeusz Bradecki to dwa bieguny” – powiedział Januszowi R. Kowalczykowi krakowski aktor Jan Nowicki („Rzeczpospolita”, 1994) „Na początku naszej znajomości, gdy graliśmy w +Locie nad kukułczym gniazdem+, nie mógł się pogodzić z faktem, że przegrał ze mną w tenisa. Dziś znakomicie sobie radzi z faktem, że prawie nie gram w jego teatrze” – wyjaśnił. „Jako dyrektor teatru, traci po drodze wiele szans bycia reżyserem” - ocenił Nowicki trzydzieści lat temu.

„Tadeusz jako aktor w teatrze – jak mówił o sobie – nie przebijał się przez rampę. On miał w sobie coś bardzo kameralnego, bardzo dyskretnego” – powiedział Krzysztof Zanussi w swoim „Alfabecie” (TVP Historia). „Tej histrionowatości, czyli takiego aktorzydła w nim nie było. Dużo bardziej miał szansę do filmu” - wyjaśnił.

W 1978 roku Bradecki zadebiutował epizodem w filmie „Spirala”. W 1980 roku Zanussi powierzył mu główną rolę w filmie „Constans” nagrodzonym przez jury w Cannes. Mając zaledwie 25 lat aktor spacerował po czerwonym dywanie.

W filmach Krzysztofa Kieślowskiego („Amator" - 1979, „Bez końca” - 1985); Krzysztofa Zanussiego („Rok spokojnego słońca” - 1981, „Życie za życie” - 1990, „Życie jako śmiertelna choroba” - 2000) oraz Tadeusza Konwickiego („Dolina Issy” - 1982) był wrażliwym inteligentem uwikłanym w trudną rzeczywistość.

„Końcówka studiów i pierwsze lata po nich to był fantastyczny okres w moim zawodowym życiu. Z teatru pędziłem do telewizji, z telewizji na plan filmowy, a z planu znów do teatru, w którym rzeczywiście nagrałem się za wszystkie czasy” – wspominał Bradecki („Dziennik Zachodni”, 2007). „Mimo to natychmiast po skończeniu wydziału aktorskiego zdecydowałem się na studiowanie reżyserii. Ciągnęła mnie ta dziedzina teatralnej roboty, a i nie miałem złudzeń, co do moich warunków. Patrzyłem realistycznie. Nie jestem najwyższego wzrostu, głos mam taki sobie. Może idealnie nadawałem się do ról zahukanych inteligentów w kinie moralnego niepokoju, ale do jakich jeszcze? A co w teatrze? Poza tym, jak mówię, czułem, że w reżyserii spełnię się bardziej” – wyjaśnił.

„Teatr był, jest i będzie miejscem ocalenia wartości, nawet jeśli dookoła gdzieś i się pogubił” – mówił Bradecki, cytowany przez Renatę Dziurdzikowską, w tekście pt. „Skala wolności” („Walka Młodych”, 1987), który odnalazł się jako reżyser. „Reżyserowanie daje inną skalę wolności” - ocenił.

Debiutował 22 stycznia 1983 roku adaptacją „Biednych ludzi” Dostojewskiego w Starym Teatrze, za którą dostał nagrodę tygodnika „Przyjaźń”. „Zdumiewa jego dojrzałość, sprawność reżyserska i dobry warsztat. Cieszy bogata inwencja, świeżość i dobry smak. Zasługuje na uznanie staranne dopracowanie detali” – napisała Dorota Krzywicka w „Echu Krakowa”. „Utrzymane w poetyce teatru jarmarcznego, wzrusza świeżością i środków ekspresji. Wóz na kółkach jako scena, zatłoczona werystycznymi rekwizytami. Narracja ilustrowana planszami malarstwa naiwnego, zabawnego przez zawarte w nim akcenty parodystyczne. Gra aktorów niezwykle prosta, jakby nieskażona żadną konwencją udawania. A faktycznie bardzo wyszukana w tej narzucającej się prostocie i stylistycznej czystości, prowadzona konsekwentnie do ostatniego epizodu” - ocenił Bronisław Mamoń („Tygodnik Powszechny”, 1983).

Sukces przyniósł Bradeckiemu napisany i wyreżyserowany przezeń „Wzorzec dowodów metafizycznych” - wystawiony w Starym Teatrze (1985), a następnie – na zaproszenie Kazimierza Dejmka - w Teatrze Polskim w Warszawie (1987). Publiczność i krytyka przyjęli spektakl z zachwytem.

„Sztuka zupełnie wyjątkowa w codzienności teatralnej. Rzadko się zdarza, by reżyser pisał sztukę, a jeśli już, to powstaje szkielet, który dopiero na scenie dopełniony teatrem ożywa” – napisała Joanna Godlewska w tekście „Czy filozof może być zbawiony?” („Teatr”, 1985). „Dramat Bradeckiego funkcjonuje także bez sceny, po prostu jako dzieło literackie. Dzieło frapujące swym językiem (naturalnie stylizowanym wierszem), problematyką, postaciami, a przy tym możliwością odczytywania na wiele sposobów” – podkreśliła.

„Krakowski +Wzorzec dowodów+ był prawdziwą sensacją, objawieniem niemalże. Był perfekcyjną zabawą w teatrze; zabawą w teatr" – oceniła Anna Wdowińska-Nowicka w artykule pt. „Teatr pachnie diabłem” („Dziennik Ludowy”, 1987).

„Ale sztuka Bradeckiego, mimo tak dobrych opinii, nie była już później wystawiana” – przypomniał Wojciech Majcherek.

Sukces zyskał mu osobistą popularność. „Marzy o dożyciu takiego wieku, by bez charakteryzacji móc zagrać Króla Leara” – napisano o 32-letnim wówczas Bradeckim w rubryce „Personalia” (1987), którą „Przegląd Tygodniowy” inaugurował dopiero, nieobecny jeszcze wówczas w peerelowskich mediach, świat celebrytów.

W 1987 roku Tadeusz Bradecki wziął na warsztat – przez wiele lat nie wystawianą ze względu na osobę autora Adolfa Nowaczyńskiego - sztukę „Wiosna Narodów w Cichym Zakątku”. Nowaczyński swym zwyczajem „szargał” w niej polskie mity i „świętości”, pokazywał patos, koturnowość, zadęcie i głupotę.

„Ta sztuka to lustro” - ocenił reżyser – „Polaków portret własny, któremu dobrze się przyjrzeć w roku 1987”. Widzowie śmiali się – jak napisał Andrzej Wanat w „Teatrze” - „Z egzaltacji i tromtadracji, z megalomanii, chciejstwa i grandilokwencji, z karzełków pozujących na olbrzymów, z patriotycznego kiczu, z ciotek i wnuczek rewolucji, z intelektualistów i aktorów w pierwszych szeregach, z gastronomicznego bojkotu Austriaków i… z romantyzmu. „Dzięki Staremu Teatrowi, a także Nowaczyńskiemu, znów z tego wszystkiego zaczynamy śmiać się w teatrze. Na scenie i na widowni. To bardzo ważne” – podkreślił Wanat.

Za dyrekcji Tadeusza Bradeckiego w Starym Teatrze powstały przedstawienia Jerzego Jarockiego („Grzebanie”, „Faust”), Andrzeja Wajdy („Mishima”), Jerzego Grzegorzewskiego („Tak zwana ludzkość w obłędzie”).

„Na mistrza wyrasta Krystian Lupa (m.in. +Malte+, +Lunatycy+, +Kalkwerk+). Swoją barwę dokłada Rudolf Zioło (+Sen nocy letniej+). Ale również pojawiają się nowi twórcy, m.in. Krzysztof Nazar, Marek Fiedor, Agnieszka Glińska czy Krzysztof Warlikowski, którego pierwsze spektakle nie wzbudzają jeszcze większego zainteresowania” – przypomniał Wojciech Majcherek. „Bradecki otwiera Stary Teatr także dla reżyserów zagranicznych, z których szczególne uznanie zdobywa Gadi Roll (+Ocaleni+ Bonda). Ambicją dyrektora jest, aby krakowski teatr funkcjonował w obiegu zagranicznym, czego wymiernym efektem było zaproszenie Starego do Unii Teatrów Europy – organizacji założonej przez Giorgia Strehlera, skupiającej najważniejsze europejskie sceny. W 1996 roku Stary Teatr był gospodarzem Festiwalu Unii Teatrów Europy” – podkreślił Majcherek.

Sam Bradecki zaadaptował na scenę „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego (1992).

„Olbrzymi spektakl utrzymał w jednym stylu, jednocześnie indywidualizując poszczególne scenki i postaci. Zachował przy tym aurę XVII-wiecznej powieści francuskiej, zachowując dystans, lekki sceptycyzm i ironię. Zazębiające się, wikłające się opowieści - Bradecki wyszlifował jak cenne kamienie. Jego osobowość musiała zdominować przedstawienie” – napisała Hanna Szczawińska w „Słowie”.

Do Potockiego w Bradecki wrócił w "Saragossie", spektaklu według własnego scenariusza, zrealizowanym na scenie Teatru Narodowego (1998).

„Były to jego wielkie dzieła, tylko bardzo odległe od obowiązującej mody. A że nasz świat teatru i filmu jest światem bardzo koteryjnym, wszystko to zostało gdzieś zepchnięte na margines” – powiedział Malwinie Wapińskiej z PAP w 2022 roku Krzysztof Zanussi. Dodał, że mimo niewystarczającego uznania w Polsce Bradecki zrobił olbrzymią karierę w Kanadzie. „Znalazł się w czołówce reżyserów i stał się pierwszoplanową postacią teatru, o czym w Polsce mało kto wie i pamięta. Tymczasem Stratford Festiwal w Ontario okazało się miejscem, w którym tryumfował wielokrotnie” - podkreślił Krzysztof Zanussi.

W latach 2003-07 Tadeusz Bradecki był reżyserem Teatru Narodowego w Warszawie. Później (2007-13) pełnił funkcję dyrektora artystycznego Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.

„Bradecki nie tworzył swoich spektakli z gorących tematów społecznych czy politycznych omawianych w gazetach. Pozostawał wierny teatrowi, który inspirował się biblioteką, a nie skojarzeniami z popkultury. Był wierny sobie, ale mijał się z czasem. Dla krytyki towarzyszącej nowemu teatrowi stał się artystą z poprzedniej epoki” - ocenił Wojciech Majcherek.

„Od połowy lat osiemdziesiątych, Tadeusz Bradecki działał również za granicą. O tym mniej się wie, ale ten dorobek jest duży i obejmuje reżyserię przedstawień we Włoszech, Korei, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji, Austrii, a także pracę wykładowcy w London Academy of Music and Dramatic Art” – przypomniał Majcherek.

„Odkąd skończyłem w ubiegłym roku 60 lat i dostałem kartę miejską uprawniającą do bezpłatnych przejazdów komunikacją - marzeń już nie mam” - powiedział Bradecki Jolancie Ciosek, pytającej o jego marzenia niespełnione „na londyńskim bruku” („Dziennik Polski”, 2016).

W 2021 roku wyszła książka „Koniec końców”, na którą złożyły się felietony publikowane przez Bradeckiego przez 20 lat na łamach „Dialogu”.

Tadeusz Bradecki zmarł 24 styczia 2022 roku w Londynie – miał 67 lat.

W listopadzie 2024 r. portal e-teatr poinformował o powołaniu w Londynie Nagrody Tadeusza Bradeckiego, która ma być przyznawana „za kreatywną pracę przekraczającą granice między artystycznymi dyscyplinami, gatunkami, tematami i kulturami”. „Innymi słowy, celebruje książki, w których fikcyjna opowieść i literatura faktu łączą się w oryginalny sposób” – wyjaśniono.

Źródło:

PAP