„Sen srebrny Salomei” w reż. Piotra Cieplaka z Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy na XXIX Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych I Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto rok 1768 i inspirowany przez Rosję bunt chłopów i Kozaków na Ukrainie, dochodzi do rzezi szlachty, dochodzi też do krwawej zemsty. Na tym tle mamy historię miłosną – Regimentarz chce ożenić swojego syna Leona z Księżniczką, ten jednak wdaje się w romans z tytułową Salomeą. Tyle w największym skrócie, zresztą dramat w pięciu aktach twórcy odchudzili do znośnej godziny czterdzieści i zapewniam, że przez całe sto minut nie sposób od frazy Słowackiego oderwać uszu.
Choć wątek miłosny jest ważny, mamy do czynienia ze spektaklem przede wszystkim politycznym. Rzecz jest ni mniej ni więcej a o Ukrainie, zmagającej się wtedy z kaprysami polskich panów, potem cara, teraz – znów rosyjskiego najeźdźcy. Czy dzisiejsza wojna z Rosją okryje zapomnieniem dawne, nie tylko ówczesne polsko-ukraińskie anse? Nie ma w tym spektaklu odpowiedzi na to pytanie, ale JEDNAK Wernyhora pojawia się w legnickiej inscenizacji aż w dwóch osobach. Raczej nieprzypadkowo.
Tekst – uprzedzam - jest momentami bardzo drastyczny, rzeź polskiej szlachty zostaje nam przedstawiona zgoła niemetaforycznie, egzekucję Semenki Słowacki opisuje także dość dokładnie i trudno później nie mieć obrazu jego kaźni przed oczyma, trudno także nie porównywać tychże scen z relacjami zza naszej wschodniej granicy, dlatego - choć Wieszcz raczył napisać ten tekst 180 lat temu - to dziś Sen Srebrny Salomei brzmi współcześnie w dość upiorny sposób.