W off teatralny wgryzam się od lat w poczuciu, że więcej jest pożytku z robienia go, niż mówienia o nim, ale jeśli miałabym podać jakieś szczególnie smakowite momenty tej uczty, to byłby to początek 2016, gdy w ramach działalności Koła Naukowego Performatyków UJ poprowadziłyśmy z Julią Lizurek, reżyserką i badaczką, panel dyskusyjny pt. Offowi luzerzy, zaś wnioski z dyskusji przekułyśmy później w wystąpienie konferencyjne. Pisze Agata Skrzypek.
Wszyscy byliśmy wtedy pod wielkim wpływem „słabej teorii” J. J. Halberstama, a strategie nawigowania po porażce, bez zrażania się do niej, pasowały do offu jak ulał. Potem zrobiłam typowo niezależny spektakl (z grupą przyjaciółek zrzeszonych pod szyldem Perfokolektywu, za uzbierane na portalu crowdfundingowym pieniądze), który premierował w krakowskiej Supernovej (jeszcze przy Gazowej), a nie tak dawno Julia wraz z Henrykiem Mazurkiewiczem (tak, także członkiem Zespołu Sterującego tegorocznej OFF Polski) napisali i wydali książkę Offologia dla opornych, przekrojową publikację o środowisku współczesnego offu, podzieloną na kilka porządkujących obszarów: kontrkultura, zespołowość, wspólnota, instytucje, postawa obywatelska, edukacja, feminizm, praca z wykluczonymi, różnorodność, perspektywy (2022). Odsyłam do niej obowiązkowo! W międzyczasie moje pole zainteresowań badawczych skierowało się ku produkcjom projektowym i rezydencyjnym, o wyjątkowo krótkim okresie eksploatacji i braku stabilnej afiliacji oraz ku poszerzonej choreografii, funkcjonującej w Polsce na prekaryjnym styku środowisk i możliwości dofinansowań. Mówię o tym wszystkim, by wyplątać się z konieczności tłumaczenia, czym właściwie jest off. Ujął to zgrabnie Dominik Gac w recenzji Offologii: „Wiadomo, że nie wiadomo.”
Czasy szczelnych definicji w humanistyce szczęśliwie odeszły w niepamięć, ale ich odwrotność, czyli pewna operacyjna giętkość, dzięki której jedno zjawisko można rozumieć na dowolną ilość sposobów, przysporzyła nam – członkom i członkiniom Zespołu Sterującego programu OFF Polska – niemało zagwozdek. Nie wdając się w szczegóły posiedzenia i uzasadnień decyzji o wyborach, których dokonaliśmy (nie jestem do tego uprawniona), chciałabym podzielić się spostrzeżeniem, które, choć z gruntu nienowe, powracało w ferworze analizy szczegółów budżetów i harmonogramów. Mówiąc wprost, chodzi mi o to, że ilu twórców, tyle nurtów offu. Czytałam wnioski debiutantów, profesjonalistów, amatorów i „starych wyjadaczy”; czytałam o marzeniach własnych i o misji społecznej; czytałam propozycje z dużych ośrodków teatralnych i z tak zwanej „prowincji” oraz z miejsc, które nie mają swoich scen; czytałam projekty zaangażowane światopoglądowo i politycznie albo wcale nie biorące tych aspektów pod uwagę; skierowane dla różnorodnych widowni – dzieci, migrantów, nastolatków, kobiet i wszystkich; rozgryzałam formaty site-specific, awangardowe i na różne sposoby romansujące z definicją „spektaklu” oraz traktujące ją tradycyjnie. Każdy kolejny wniosek nadawał temu rozległemu krajobrazowi kultury offowej nowy odcień. Bez wahania mogę rzec, że gdyby się dało (czytaj: każdy posiadał potrzebne środki), off zdominowałby życie teatralne tego kraju.
Prowadząc jesienią sesję feedbackową dla, jak to ładnie określa regulamin, beneficjentów programu (czyli artystów i przedstawicieli zespołów, które uzyskały dofinansowanie), poprosiłam grupę o podzielenie się na forum swoją definicją offu. Część sformułowań się powtarzała, lecz daleko było im od utworzenia jednego, zgodnego głosu. Off to: walka, relacje, ludzie (rozumiani jako wysoko ceniona wartość), niezależność, decyzyjność, życie, brak środków i pozainstytucjonalność. Niektórzy działają w tym nurcie od początku swojej drogi zawodowej, inni mieli możliwość rozejrzeć się po pozainstytucjonalnej rzeczywistości dopiero po raz pierwszy, dla jeszcze innych teatr nie jest stałym źródłem utrzymania, a raczej narzędziem, po które sięgają w pracy z ludźmi.
Trzecia perspektywa na off jest, paradoksalnie, najcichsza i należy ona do krytyków i krytyczek teatralnych. Mówię o paradoksalności, ponieważ, z jednej strony, recenzje to rzeczywiście głosy uprzywilejowane, często na tyle, że w ogóle o offie nie mówią. To ujęte w profesjonalne terminy przemyślane wypowiedzi uprawnionych do tego osób, opublikowane w pismach kulturalnych, branżowych lub takich, gdzie zyskają szerszą widzialność. Uśmiecham się pod nosem, gdy to piszę, bo jest to – znów – wąska i nieprzystająca do rzeczywistości definicja. Z drugiej strony bowiem rzadko kiedy przedmiotem metaanalizy są decyzje i strategie recenzenckie, a przecież nigdy nie jest tak, że krytyk pisze w swoich tekstach wszystko, co myśli. Stąd ta, w moim odczuciu, podwójna modalność głosu recenzentek teatralnych, gdzie pod wyrazistymi tezami kotłują się niewypowiedziane z różnych względów refleksje.
Te „różne względy” to dylematy, jak się zabrać za pisanie o spektaklach offowych. Zaproszone do obejrzenia i opisania zrealizowanych pod egidą OFF Polski spektakli krytyczki: Zuzanna Kluszczyńska, Michalina Spychała, Magdalena Ożarowska, Lesia-Stefania Michalevic, Barbara Michalczyk oraz, w podwójnej roli koordynatorki projektu i recenzentki, Adrianna Łakomiak, podeszły do sprawy z dużą dozą autorefleksyjności, a zarazem entuzjazmem i ciekawością. We wspólnych dyskusjach zastanawiałyśmy się, z jakich stron patrzeć, by najlepiej off zrozumieć, umieć go docenić, konstruktywnie opisać zalety i mankamenty. Nie będziemy wszak zarzucać małej produkcji braku rozbuchanej scenografii; nie będziemy porównywać aktorów z doświadczeniem i wykształceniem kierunkowym do osób zajmujących się występowaniem jedynie okazjonalnie – i tak dalej. To proste zależności. Schody zaczynają się, gdy zastanowimy się nad splątaniem czynników ekonomicznych, społecznych i estetycznych, wpływających – nie zawsze równomiernie – na kształt offowych produkcji. Podawałyśmy w wątpliwość, czy w offie naprawdę zawsze „można więcej” niż w instytucji. Czy warto podnosić temat jakości estetycznej? Czy można wejść w dyskusję z założeniami lub misją spektaklu, jeśli to właśnie one napędzają twórców do działania? W jakich sytuacjach „fach w ręku” artystów jest najmocniejszą stroną spektaklu, a w jakich ogranicza eksperymentalny potencjał procesu? A co, jeśli deklaracje poszukiwań okazują się niewypałami? Czy zawsze należy brać pod uwagę fakt małych budżetów i jak posługiwać się argumentem ekonomicznym? Przecież nikt nie lubi taryfy ulgowej. Jak nie popadać w stereotypy, ale i nie prześlepić faktu, że off rządzi się innymi zasadami, niż repertuar bądź inne hybrydyczne obiegi teatralne?
Przedyskutowanie wątpliwości nie oznacza jednak osiągnięcia konsensusu, o czym zawiadamiam z wielką radością: co nam bowiem po sześciu głosach, które brzmią tak samo, które znają odpowiedzi, które, nieporuszone, chłodno i precyzyjnie dokonują kalkulacji zysków i strat? Zapraszam więc do lektury bloku tekstów krytycznych – recenzji, ujęć problemowych, tematycznych i afektywnych – który de facto jest prezentacją mnogości perspektyw na off, tak jak off jest… „wiadomo, że nie wiadomo”.