Tadeusz Różewicz nie lubił honorów, nie oczekiwał pomnikowego postumentu, wymigał się nawet od literackiego Nobla. Jednak setne urodziny chybaby pozwolił uczcić. Pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Tadeusz Różewicz coraz mniej pasuje do parafialnego sznytu szkoły Czarnka i uwiera w epoce kultu żołnierzy wyklętych, ale coraz bardziej jest nam potrzebny w tej epoce konfliktów, nienawiści, postępującej erozji wartości.
Literacki Nobel? Dla Różewicza ważniejszy był... beret
Cenił swoją osobność i niezależność, a honory uzależniają. Nie dał sobie wcisnąć Orderu Orła Białego, zrobił wszystko, żeby szwedzcy akademicy nie dali mu Nobla z literatury, bo to za dużo zamieszania.
Były prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz wspominał w rozmowie z "Gazetą", jak to Różewicz pojechał z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem na spotkanie z przedstawicielami szwedzkiej akademii i zdaje się, że zrugał jakiegoś wpływowego krytyka. Na koniec zapytał: