"Złe ziele" Anki Herbut w chor. Magdy Jędry, koprodukcja Fundacji Ciało/Umysł w Warszawie, Centrum Kultury w Lublinie i Goyki 3 ART Inkubator w Sopocie, w ramach 20. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Tańca i Performansu Ciało/Umysł. Pisze Marcelina Obarska w portalu Culture.pl.
Performans jest rezultatem próby połączenia wieloletniego zainteresowania roślinami i ich właściwościami z doświadczeniem i praktyką choreograficzno-taneczną.
Magda Jędra, performerka, choreografka i tancerka, zapuszczając się coraz głębiej w świat roślin (poznając m.in. techniki fitokosmetyczne, czyli sposoby wytwarzania własnych, roślinnych produktów do pielęgnacji), stworzyła koncepcję ciała botanicznego – ciała, które funkcjonuje nie jako niezmienna, zamknięta na zewnętrzne wpływy monada, ale jako podmiot o przepuszczalnych granicach; czuły na bodźce pochodzące ze złożonej sieci relacji. Koncepcję tę artystka rozwijała na rezydencjach m.in. w Ogrodzie Dendrologicznym w Przelewicach i w nowojorskim Judson Church.
W "Złym zielu" Jędra razem z dramaturżką i współautorką koncepcji Anką Herbut przyjrzały się roślinom odrzuconym, uznanym nie tylko za zbędne i bezużyteczne, ale także za szkodliwe i zagrażające pozostałym, cenniejszym gatunkom. W ramach performansu sproblematyzowane zostało samo pojęcie chwastu – którego stosowanie zasadne jest przecież jedynie w momencie przyjęcia konkretnej perspektywy. To, co odrzucane jest odrzucane zawsze z jakiegoś punktu widzenia. "Złe ziele" zwraca uwagę właśnie na swoistość optyki: to nasze spojrzenie jest "odrzucającą machiną", urządzeniem, które oddziela to, co potrzebne, godne troski i szacunku od tego, co niebezpieczne i niechciane. Rolnicy czy leśnicy nazwą chwastem to, co fitoterapeuci i roślinne kosmetolożki uznają za potrzebne i użyteczne. Ale kryterium pragmatyczne – kładące nacisk na użyteczność – jest tylko jednym ze sposobów, a jaki problematyzować można obecność dzikich roślin w naszej codzienności. Twórczynie przywołują koncepcję trzeciego krajobrazu ukutą przez francuskiego ogrodnika, botanika i teoretyka Gilles’a Clémenta – krajobraz ten to ogół przestrzeni zaniechanych i odrzuconych, traktowanych jako nieprzynoszące pożytku, a które zarazem pozostają miejscem wysokiej bioróżnorodności i spontanicznych form życia. Trzeci krajobraz to miejsce pogardliwej obojętności, pozostający poza dynamiką hodowli i uprawy. To niedostrzeganie roślin i ich wartości wiąże się z kolei z kolejnym włączonym w koncepcję performansu pojęciem – plant blindness, czyli roślinoślepotą. Jak wskazują badania, jesteśmy jako ludzie ograniczeni poznawczym błędem, który polega albo na całkowitym pomijaniu roślinności w postrzeganiu świata, albo na nieumiejętności rozróżniania poszczególnych gatunków i ignorowaniu ich różnorodności (o ile zazwyczaj jesteśmy w stanie nazwać gatunki zwierząt, o tyle dostrzeganie różnic gatunkowych wśród roślin jest rzadkością).
Motyw odrzuconych roślin jest obecny zarówno w tkance symbolicznej rodzimej kultury (dawniej wierzono np., że niektóre z dzikich gatunków przyciągają pioruny i mają "diabelskie moce"), ale i we współczesnej codzienności, m.in. w formie widoku pracownika wykonującego opryski herbicydami na terenach wspólnot mieszkaniowych. "Złe" rośliny otwierają także drogę do refleksji nad przestrzenią miejską – nad dozwolonymi, wytyczonymi ciągami komunikacyjnymi i miejscami zabronionymi; nad widzialnością w przestrzeni publicznej i trajektoriami ruchu, wreszcie nad hierarchiami istnień.
Performans rozpoczyna się w sposób przystępny i zapraszający – zostajemy przywitani przez Magdę Jędrę, która pokrótce tłumaczy źródła swojej pracy, następnie bierzemy udział w wyimaginowanym spacerze po łące, w ramach którego performerka pokazuje oglądającym rośliny i opowiada o nich. Wyrasta przed nami wyobrażona dziewanna, przyglądamy się kaniance i obserwujemy przytulię czepną. Zaproponowana aranżacja przestrzeni, w której widownia nie ma wyznaczonego miejsca natychmiast uruchamia potrzebę odnalezienia swojego miejsca komfortu – cielesnego opowiedzenia się zarówno wobec sali, jak i wobec performerki oraz pozostałych osób. Elementy przestrzeni – światło (Jacqueline Sobiszewski) i rysunki kredą na podłodze (Marta Szypulska) – traktować można jako przeszkody, z którymi trzeba się mierzyć. Reflektory ustawione na podłodze emitują światło z każdej ze stron, a więc takie, przed którym nie da się uciec (trochę jak w dużym mieście) i które wytwarza sytuację pełnej ekspozycji. Kredowe rysunki – przypominające kształtami i kolorystyką edukacyjne schematy budowy komórki roślinnej – zostają rozmazane przez kolektywny ruch, ale także zostawiają wyraźne, różnokolorowe smugi na ubraniach osób, które zdecydowały się zająć pozycję siedzącą. Kolorowy pył w miarę upływu czasu tworzy na czarnej podłodze jedną, niestabilną i niejasną mapę.
Brak wyraźnych granic między sferą oglądania i sferą występu i związana z nim kwestia odnajdywania komfortu w ruchu (i w bezruchu) stają się jeszcze bardziej istotne, kiedy wyobrażony spacer po łące lub lesie przeistacza się w choreograficzną sekwencję bez słów. Nieco senny, rozmarzony krajobraz dźwiękowy zaprojektowany przez Justynę Stasiowską ustępuje miejsca bardziej niepokojącym i industrialnym dźwiękom. Jędra naciąga na twarz kaptur – który w założonej tył na przód bluzce (kostium autorstwa Marty Szypulskiej) staje się maską bez otworów na oczy i usta – i zaczyna wykonywać choreografię, która rozbija stworzony na początku, przyjemny nastrój spotkania z przewodniczką po nieznanych gatunkach roślin, które możemy sobie wspólnie wyobrazić. Jednolitą maskę postrzegać można jako performatywny element jednocześnie oddalający od postrzegania noszącej ją osoby jako figury ludzkiej (twarz jako metafora tożsamości), ale i odnoszący się do zagrożenia (ktoś, kto chce pozostać zamaskowany i nierozpoznany może mieć złe zamiary). Niepokój związany z maską koresponduje z naturą samego ruchu – performerka wykonuje choreografię o trudnej do przewidzenia strukturze; od czasu do czasu gwałtownie zbliża się do części rozproszonych w sali widzek i widzów, zmuszając ich do ustąpienia miejsca, znalezienia dla siebie innego punktu w przestrzeni, wytworzenia dystansu. Choć Jędra jasno deklarowała, że imitowanie ruchu roślin nie było przedmiotem jej zainteresowania w toku pracy nad "Złym zielem", stworzona przez nią choreografia budzić może skojarzenia z ekspansywnością dzikich roślin; ich wdzieraniem się w nowe miejsca, pewną eksplozywnością bycia (kolejnym polem inspiracji była dla twórczyń roślinność ruderalna, czyli ta, która porasta tereny zmienione przez człowieka; pojawiająca się w szczelinach, pęknięciach, a także w miejscach użytkowych, ale niedoglądanych, jak np. torowiska, części dworców kolejowych, czy pobocza autostrad). Końcowa sekwencja to cyrkularna choreografia: performerka to zakłada, to zdejmuje kaptur-maskę, krąży, zatrzymuje się, wpatrując się w wybrane obserwujące ją osoby. Dźwięki stają się w coraz bardziej drażniący sposób zrytmizowane, jak gdybyśmy znaleźli się we wnętrzu maszyny wchodzącej na coraz wyższe obroty. Z offu dobiegają nas dźwięki nagrania: podmiotka wyraża marzenie o "ziemi niczyjej", pełnej roślinnej obfitości, wyjętej spod prawnych i politycznych ograniczeń. Tytułowe "złe ziele" w ramach tej wizji to po prostu roślinność, która otrzymała etykietę "diabelskiej", bo nie respektowała granic i zasad regulujących terytorium; bo przyjmowała nieoczekiwane, niezrozumiałe formy istnienia, wzrastała w pęknięciach i rysach, odnajdywała namiastkę korzystnych warunków w pozornie jałowych przestrzeniach.
Performans wpisujący się w przewodnie hasło tegorocznej, jubileuszowej edycji Festiwalu Ciało/Umysł ("Niech żyję!"), to bardzo spójna koncepcyjnie i intelektualnie propozycja, która zaprasza do spojrzenia na roślinną manifestację życia z nieoczywistych perspektyw. Jednocześnie jest to praca odległa od uwznioślania roślin – czynienia z nich lirycznych figur o magicznej naturze. Na poziomie formalnym i materialnym "Złe ziele" jest performansem dość surowym, oszczędnym, a zarazem precyzyjnie przemyślanym. A przede wszystkim mającym moc wykroczenia poza sytuację artystyczną. Wydaje się, że w "Złym zielu" i sposobie prowadzenia narracji przez twórczynie istnieją luki albo korytarze prowadzące wprost do wszystkich przeoczonych, zaniedbanych miejsc w naszych miastach; takich, na które następnym razem – w drodze na przystanek albo w kolejce do paczkomatu – spojrzymy inaczej.