EN

29.11.2022, 08:31 Wersja do druku

Zgódźmy się w końcu na zgodę!

„Zemsta” Aleksandra Fredry w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w „Dzienniku Łódzkim”.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

„Zemsta” w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi to przyjemność z obcowania z teatrem pełną gębą, zbudowanym na aktorze. Szkoda, że momentami tak powierzchowna.

Zwycięzcami inscenizacji przygotowanej przez Krzysztofa Jasińskiego są „jaraczowscy” aktorzy oraz sama „Zemsta”, napisana przez hrabiego Aleksandra Fredrę w 1833 roku i pozostająca niezmiennie aktualną, zabawnie dotkliwą opowieścią o Polsce, Polakach, sąsiadach, a i człowieku po prostu. Reżyser zapowiadał, że przyjechał do Łodzi, bo znalazł tu takich, a nie innych Papkina, Cześnika, Rejenta, Podstolinę, a jego zdaniem jedynie wtedy właśnie warto ten tytuł realizować. Owo przekonanie w pełni potwierdziło się na scenie, w aktorskich dokonaniach.

Klasę mistrzowską prezentuje wariacko wspaniały Bronisław Wrocławski kreujący Papkina - rolę, do której po latach wrócił. Jest to jednak powrót z imponującą świadomością całego bagażu życiowego i artystycznego doświadczenia, od tamtego czasu zdobytego przez aktora, a i samego Papkina w teatralnej tradycji. Błyskotliwie pomyślana rola stanowi zarazem porywający warsztat z aktorstwa, istoty i znaczenia tej sztuki, jej złożoności, oddziaływania na widza, z podkreśleniem technicznego kunsztu, pracy ze słowem i ciałem. Z całą mocą wbrew narzucanej przez reżyserów bieżącej modzie na granie przez nie granie. Papkin Bronisława Wrocławskiego to wzięty w kleszcze życia utrudzony podróżnik, aktor i przepełniony pragnieniami marzyciel, którego każdy rok przekonywał, iż za kolejnymi zakrętami czeka nas więcej niespełnień niż satysfakcji i który jeszcze raz, mimo dziur w kieszeniach i sumieniu, chce zawładnąć sceną istnienia i roztoczyć przed publicznością wirtuozerię swojej wyobraźni. Gmatwa się we własnych kłamstwach i urojeniach, nie ma już dawnej sprawności w chwytaniu szpady, ale gdy znajdzie posłuch dla swojej elokwencji, ponownie wykrzesze z siebie nieprzeniknione pokłady energii i emocjonalności. Wrażliwiec, nie gotowy na świat, w którym o sukcesie w interesach i miłości decydują cynizm, egoizm, do bezduszności posunięty pragmatyzm, znajduje obronę w oportunizmie. To mieniący się interpretacjami Papkin, co ważne, w dialogu (nie zwarciu) z dziesiątkami innych Papkinów znanych z wielu inscenizacji.

Aktorską doskonałością nasycone zostały także pozostałe role. Wspaniałymi przeciwnikami, nieczęsto w przedstawieniach „Zemsty” tak wyraziście różnymi, są fenomenalny Andrzej Wichrowski jako Cześnik Raptusiewicz i znakomity Bogusław Suszka w roli Rejenta Milczka. Ich każdy sceniczny pojedynek to salwa charakterów oraz popis bezbłędnego konstruowania przekonującej postaci, umiejętności mówienia wierszem, nadawania znaczenia każdemu gestowi i sytuacji. Cześnik i Rejent to bohaterowie pozwalający aktorom na wniesienie w role największej w „Zemście” dawki psychologii, z czego obaj panowie kapitalnie korzystają. Obaj zarazem są z epoki, jak i stąd, z dzisiejszej konfrontacji.

Pyszną Podstolinę przygotowała wyśmienita Ewa Audykowska-Wiśniewska. Intensywnie „zaciąga”, jest bezgranicznie ujmująca, pięknie bawi się swoją rolą, razem z widownią. Wierzymy jej bohaterce, kiedy mówi: „rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele”, jednocześnie aktorka przekazuje tragizm tej postaci, gotowość na układowe zamążpójście, „by nie zostać całkiem w nędzy”, wywiedzioną z zawiedzionych młodzieńczych uczuć. Piękna, tak komiczna, jak poruszająca kreacja.

Niezwykle ciekawą, świetną rolę zaproponowała Elżbieta Zajko, jako Klara. Bo to musząca sobie radzić w narzuconych jej przez konwencję okolicznościach dziewczyna całkowicie wyjęta ze współczesności. Niezwykle zdolna aktorka bierze swoją bohaterkę w subtelny nawias, przewraca oczami, gdy jej wybranek traci czas na plecenie miłosnych andronów, aż kipi, by wyrwać się ze szlachciurskiego zamku na wolność, choćby przez małżeństwo, w którym gdy tylko się ulokuje, urządzi wszystko w końcu po swojemu. Błysk aktorskiej świeżości i inteligencji.

Bawi wiecznie pijany (ale nigdy przesadnie) Perełka Karola Puciatego, zwraca na siebie uwagę Łukasz Stawowczyk jako Śmigalski. Robert Latusek, jako Dyndalski, odważnie i trafnie odchodzi od tradycji kreowania tej postaci na posuniętego w latach safandułę. Dzięki niemu, a także mularzom Radosławowi Osypiukowi i Mariuszowi Siudzińskiemu czekamy - i się nie zawodzimy - na upragnione sceny pisania listu oraz skargi do sądu.

Adresatem „jaraczowej” „Zemsty” jest widz spragniony teatru nie de-konstruującego dzieła autora, klasycznie pomyślanego, w kostiumach (znakomite - autorstwa Anny Czyż), w dużej scenografii (świetna praca Marka Chowańca) i eksponującego jakość aktorów. Intencją Krzysztofa Jasińskiego jest pielęgnowanie uciechy z uczestnictwa w takiej stylistyce, ale i zabawa samą formą. Zamyka akcję w pudełkowej scenie, by co chwila łamać czwartą ścianę i wprowadzać aktorów w celne interakcje z publicznością. Bardzo pragnie też rozśmieszać i - szczególnie w pierwszej części przedstawienia - aplikuje zbyt wiele grepsów, pomysłów szytych, delikatnie mówiąc, pod mało wymagającego, rechotliwego widza. Szkoda, bo takie rozwiązania osłabiają wymowę tekstu, czyniąc go trywialnym, pozostawiają odbiorcę na jego powierzchni. A przecież to sztuka, choć komedia, tak mocna, że aż chciałoby się, aby realizator pogrzebał głębiej, nie zadowalał się funta kłaków tu niewartymi gestami, w rodzaju eksponującego, jak to Papkin konia by dopadł...

Do pewnego stopnia rekompensuje to przejmujący, nieco odstępujący od zamierzeń Fredry finał, którego zdradzać nie należy, ale który wymownie pozostawia widza z prywatną odpowiedzialnością za dzisiejszą niezgodę, a nawet brak zgody na to, byśmy owej zgody popróbowali.

Teatr im. S. Jaracza zdaje się mieć w repertuarze przedstawienie, które ma potencjał na frekwencyjny hit, mogący dotrzeć do widzów, którym nie po drodze było z dominującymi w teatrach modernistycznymi nurtami. Zatem, niezależnie, jak oceniać taki krok, żal grać ten tytuł jedynie dwa-trzy razy w miesiącu.

Tytuł oryginalny

Teatr im. S. Jaracza w Łodzi: Zgódźmy się w końcu na zgodę!

Źródło:

„Dziennik Łódzki” online

Link do źródła