EN

13.12.2024, 10:35 Wersja do druku

Zemsta Zadary

„Zemsta” Aleksandra Fredry w reż. Michała Zadary z Teatru Komedia w Warszawie na XVII Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia. Pisze Łukasz Drewniak na stronie „Kołonotatnik. Codziennik Łukasza Drewniaka o teatrze”.

fot. Marek Zimakiewicz

Michał Zadara to reżyser o dwóch twarzach – niekonwencjonalnego interpretatora klasyki i obywatela zatroskanego stanem prawnym państwa. Ale jak się dobrze pogrzebie w jego twórczości scenicznej znajdziemy jeszcze twarz trzecią i czwartą. Trzecia nosi maskę dziedzica awangardy XX-wiecznej. Czwarta wykrzywia się do nas w grymasie okazjonalnego zgrywusa. I właśnie ten zgrywus zrobił Zemstę Fredry w Teatrze Komedia. Może sobie reżyser mówić, że uwspółcześnia i ożywia martwy dla młodych widzów utwór Fredry, że bada język komediopisarza, jego rytm i logikę, że idzie pod prąd tendencji każącej przepisywać i przeinaczać oryginalne sztuki w celu ich dramatycznego uaktualnienia a przecież z każdej sekundy jego przedstawienia bije fascynacja absurdem i wygłupem.

Tak, wygłupem bo ta warszawska Zemsta jest przede wszystkim inteligentnym wygłupem. Wygłupem dla inteligentów. Znów w teatrze Zadary to knajpa, bar jest generatorem deziluzji. Tak przecież było w Aktorze z warszawskiego Narodowego, gdzie na scenę przeniesiono 1:1 teatralny bar Antrakt z jego stałymi bywalcami i kelnerami. W Zemście Zadara zmienia podzielony zamek na lokal gastronomiczny o nazwie Le Vieux Chateau. Jego właścicielem jest dzielnicowy gangster Cześnik Arkadiusza Brykalskiego będący w sporze z eleganckim prawnikiem lub deweloperem Rejentem (Bartosz Porczyk).

Każdy ma swój gang, swoich ludzi od czarnej roboty. Jeden prowadzi życie imprezowo-haraczowe, drugi załatwia swoje ciemne sprawki w kancelarii, aktami notarialnymi, umowami sprzedaży i pozwami sądowymi. Między nowobogackimi biznesmenami kręci się atrakcyjna rycząca czterdziestka – Podstolina Barbary Wysockiej. Dla trójki protagonistów cały ten występ u Zadary to eksces i żart. Brykalski, Porczyk i Wysocka na co dzień ani tak nie grają ani nie grają takich postaci.

A tu rozśmieszają widzów śmiejąc się z siebie w takich wcieleniach, w tej a nie innej konwencji. O  jak oni szarżują, jak się śmieją z własnych wygłupów, mają czystą, niepohamowaną radość mówienia i postaciowania! Każda cecha charakteru ich bohaterów jest od razu rozjechana przez hiperbolę, jakby aktor sprawdzał, jak daleko można się posunąć bez rozwalenia intrygi. Gram grubą krechą, biorę od Fredry na kreskę, bo tylko tak ożywa komizm tej komedii. Więc jest mocniej, szybciej, szerzej, głupiej. Ale jak to głupiej? Przecież wszystkie niuanse dialogu zostały wydobyte, intencje postaci rozszyfrowane! Głupota spektaklu Zadary jest głupotą wyzwalającą bo pozwala zobaczyć dramatopisarską i aktorską robotę na ludziach. Głupota zachowań obnaża niemoralność gangstersko-prawniczego świata. Ale z drugiej strony Zadara z aktorami zdają się mówić – przecież nie mamy innego! Głupi jest sceniczny świat, bo rzeczywistość też opiera się na naszej głupocie a głupotę wszystkiego demaskuje jedynie wygłup. Nie pamiętam nie tyle tak uwspółcześnionej Zemsty, ile tak śmiesznej.

I nie pamiętam Zemsty, w której tak ważną personą byłby Józef Papkin. U Zadary gra go Maciej Stuhr. Aktor podczas krakowskiego festiwalu akcentował swój debiut na Narodowej Scenie w Starym Teatrze i tyle w tym było miłości, spełnienia i zachwytu, że na miejscu nowej dyrekcji wyszedłbym z propozycją angażu, żeby entuzjazm aktora jakoś wykorzystać. Co tu dużo mówić: rolą Papkina, brawurowym występem na Boskiej Stuhr zjadł Kraków, zjadł spektakl, zjadł całą publiczność.

Pamiętam Jerzego Stuhra w Romulusie Wielkim. Miał wejść jako ostatni rzymski cesarz w sztuce Durrenmatta w reżyserii Giovaniego Pampiglione, było to jakieś 33 lata temu. Pamiętam zdziwienie wielkiego i popularnego aktora, który wchodząc na scenę dostał od razu brawa. Jak Modrzejewska. Jak Solski. Jerzy Stuhr zdziwił się bo nie bili mu tak nigdy na wejście w Zbrodni i karzeHamlecieDziadach czy Biesach. Nawet na Kontrabasiście. Stary był teatrem zespołowym, choć ten zespół składał się z samych gwiazd. Jeśli ktoś chciałby bić brawo w trakcie przedstawienia, musiałby bić brawo wszystkim. Więc dlatego Stuhr się zdziwił i zawahał – „Przecież ja jeszcze nic nie zagrałem. Kochajcie mnie nieco ciszej, kochajcie mnie po roli. Teatr gwiazd się w Polsce nie przyjmie.” Nie przyjął się. Albo nie przyjął się jakoś tak nie do końca.

Podczas Boskiej Komedii Maciej Stuhr w swoim triumfalnym wejściu na legendarną scenę dostał kolosalne brawa wyłącznie na finał. A przecież też wszedł efektownie – w dymie i huku auta uderzającego w prawą kulisę. I już nie mógł wyjść nam z głowy, nie mogliśmy przestać na niego patrzeć. Stuhr hałasował i łobuzował, łasił się i czarował. W pewnym momencie pomyślałem, że Zadara powinien zmienić tytuł spektaklu na Papkin czyli Polacy. Bo Stuhr grał nie jedną postać, nie jednego pechowego bohatera tylko taką sytuację, w której Papkin jest Każdym Polakiem, wszyscy Polacy, jakich możemy sobie wyobrazić, wyłażą z niego i panoszą się na scenie. Nie ma jednego Papkina jest galeria osobowości, stanów emocjonalnych, typów postaci. Stuhr gra Papkina w każdej scenie inaczej, ba! – gra kilkunastu różnych Papkinów w ramach tej jednej sceny.

Papkin jest polskim Zeligiem Woody Allena, człowiekiem, który się staje kimś innym w zależności od sytuacji. Bo człowiek jest chwilowy i tylko za obecną chwilę odpowiada, jest sobą tylko w tej chwili. Stuhr wycisnął na scenie to założenie jak gąbkę. Wypróbował wszystkich możliwych Papkinów. Był Papkin gangster samochwał, Don Juan Papkin, czarujący uwodziciel, który najpiękniej uwodzi samego siebie, Papkin koneser chwil, Papkin tchórz, Papkin krętacz, Papkin dziecko, Papkin intrygant, Papkin fajtłapa, złotousty Papkin i Papkin kibol z bejsbolem. Papkin smakosz win i Papkin bufon. Papkin przekupny i Papkin hipochondryczny. Papkin łaskawy i Papkin mściwy.

Te papkinady Macieja Stuhra zdawały się nie mieć końca. Aktor-bajerant rozśmieszał widzów i zaskakiwał ich, wchodził z nami w najróżniejsze interakcje na widowni. Osobowości Papkina pchały się wszystkie naraz na scenę, ale Stuhr wypuszczał je kolejno po sobie. Chciał, żebyśmy się z Papkina śmiali, ale i go lubili. Zachwycali się nim i bardzo mu współczuli. Bo on marzy o jednym świecie a zmuszony jest żyć w drugim. Te światy się nie sklejają. Obowiązują w nich różne prawa. W pierwszym jest tylko Papkin – w drugim Papkin i inni ludzie. Papkin wpada do tego drugiego świata wyłącznie na chwilę i zaraz z niego ucieka.

Tylko taka chwilowość, wielość daje mu jakieś szanse w tym gangsterskim głupim świecie. Papkin wygłupia się bo jest Papkinem chwilowym, mrugniesz okiem to zniknie. Stale gra kogoś, kim nie jest. Albo jest nim tylko w swojej głowie a wszelkie próby zainstalowania go w rzeczywistości spalają od razu na panewce. To Papkin małpiarz, to Papkin komediant. Kolejny teatralny Munchausen. Ze zmyślenia czyni działo sztuki, sam się zmyśla, jako Polak i aktor. Jako zwierzę sceniczne, jako małpa. Przecież zaraz po awanturze z ludźmi Rejenta kręci na komórce film o swoich wyczynach, z dwoma tarantinowskimi pistoletami i spowolnionymi kadrami jak w Matrixie. I to jest proszę państwa rola życia.

Papkin jest małpą, bo każdy aktor jest małpą a każdy Polak to aktor. Kłania się rozpoznanie z Iksów Gyorgi Spiro o Polaku-małpie-aktorze. Powinniśmy mieć małpę a nie orła w godle państwowym. To nasze polskie aktorstwo, błazeństwo, małpiarstwo jest sposobem na przetrwanie. Stuhr i Zadara tworzą z tej postaci najprawdziwszego Everymana. Pokazują śmieszną słabość polskiego inteligenta, który na co dzień gra w za wysokiej dla siebie lidzie i musi zmyślać, udawać, robić absurdalne zamieszanie, żeby tylko nie został zdemaskowany. 

Swego czasu Weronika Szczawińska w teatrze w Wałbrzychu przygotowała 5-minutowy pantomimiczny skrót Zemsty a na koniec swojego spektaklu dała z offu ogłoszenie czytane przez lektora: „Mamy nadzieję, że była to ostatnia inscenizacja Zemsty na ziemiach polskich.” Jak to dobrze, że Michał Zadara jej nie posłuchał. Jak to dobrze, że Maciej Stuhr znalazł w Papkinie nie tylko materiał do aktorskiego popisu, ile także przestrzeń do powiedzenia czegoś niebanalnego o odwiecznych polskich papkinadach.

Jeśli uważnie przyjrzymy się polskiemu życiu teatralnemu, to zobaczymy niejednego takiego Józefa Papkina. Nie od dziś wiadomo, że Maciej Stuhr jest bardzo dowcipny i bardzo złośliwy. A tytułowa Zemsta Zadary jest zemstą na progresywnym teatrze, który nie chce ani na chwilę przestać być tak strasznie poważny. Jest zemstą na Boskiej Komedii bo nie jest jako spektakl w głównym konkursie i jest zemstą na wszystkich urzędnikach od teatru, którzy od lat nie dają Zadarze szansy na realizację autorskiego dyrektorskiego programu. I tak bym ostatecznie ten tytuł rozumiał. Spektaklu i tekstu.

Tytuł oryginalny

Zemsta Zadary

Źródło:

Kołonotatnik. Codziennik Łukasza Drewniaka o teatrze
Link do źródła

Autor:

Łukasz Drewniak

Data publikacji oryginału:

12.12.2024