"Aleja zasłużonych" Jarosław Mikołajewskiego w reż. Krystyny Jandy z Teatru Polonia w Warszawie na XXVII Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w Dzienniku Łódzkim.
Łódzki Teatr Powszechny zainaugurował XXVII Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Wydarzenie potrwa do 28 października.
Tegoroczny festiwal - ze względu na pandemię odbywający się w nietypowym, jesiennym terminie - mówi o „Artyście w kryzysie". I, jak się okazało podczas inauguracji, może to być też artysta w kryzysie wkurzenia na rzeczywistość i własną bezsilność w zmaganiu z okolicznościami tworzonymi przez postacie o osobowościowej charakterystyce dającej się wyrazić jedynie jak najdalej idącymi porównaniami z elementami cielesności zwykle okrywanymi bielizną. Pisarka, bohaterka otwierającego festiwal spektaklu z warszawskiego Teatru Polonia: „Aleja Zasłużonych" Jarosława Mikołajewskiego w reżyserii Krystyny Jandy, rozsierdzona jest niebywale, zmęczona przemijaniem i przyziemnością potrzeb mieszkańców świata, w którym przyszło jej żyć. W dodatku uświadomiła sobie, że gdy umrze, jej mąż nie będzie miał za co jej pochować. Zabiega zatem o pogrzeb na koszt państwa w Alei Zasłużonych... Świetnie napisany tekst został błyskotliwie pomieszczony pomiędzy groteską, a poruszeniem, ma w sobie żywiołową energię, skrzy się bon motami, odważnie mierzy z trudnym tematem przygotowywania się do śmierci, nie odchodząc od przekonania matki głównej bohaterki: „Kto żartuje z własnej śmierci, ten długo żyje".
Minimalna scenografia i zostawiająca całą przestrzeń inscenizacji aktorom reżyseria, pomysłowo wzbogacona czułymi projekcjami wideo, tworzą nienachalnie sugestywne, przemawiające z niemałą siłą, mądre przedstawienie.
Znakomici są aktorzy, także dlatego, iż „grają" swoją dojrzałością, tym mocniej wyzwalając empatię widzów i podkreślając, że po prostu wiedzą, o czym tu mówią. Krystyna Janda klnie jak szewc, ale jak pięknie! No i przecież ma rację, że inaczej się nie da. Jednocześnie pozostawia wstrząsający apel o godność artysty w czasach, kiedy wszystko „spsiało", sztuka jest w pogardzie, wykształcenie nie idzie w parze z etyką, nowe przedmioty są ważniejsze od głębokich doznań; kiedy to mieliśmy być dla siebie lepsi, a stajemy się przecież coraz gorsi. Olgierd Łukaszewicz pozwala sobie początkowo być tym, od którego może „odbić" się żywioł pisarki-Jandy, by doprowadzić swoją rolę do ujmującego finałowego monologu. Kapitalne są Emilia Krakowska i Dorota Landowska, gdy zaś Grzegorz Warchoł oświadcza, iż mógłby z pisarką zmierzyć się na bluzgi, bo zna takie metafory, to, twoja mać, aż chce się je wszystkie usłyszeć. Życie jako żart z człowieka... Takiego artystycznego „kryzysu" chcielibyśmy w teatrze jak najwięcej!
Kolejne festiwalowe przedstawienie już 14 października (czwartek) - będzie to „Klątwa rodziny Kennedych" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina, z Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Pokaz na Dużej Scenie Teatru Powszechnego od godz. 19.