Wczoraj Bożena Dykiel, i oficjalnie (podczas spotkania z publicznością w EC1), i nieoficjalnie, podczas obiadu na jej cześć, mówiła wiele ważnych i pięknych rzeczy. Ocalam kilka zdań, żeby zostały utrwalone – pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.
Bożena Dykiel odsłoniła wczoraj „Gwiazdę” na Piotrkowskiej w Łodzi.
Bardzo Bożenie zależało, żebym towarzyszył jej w tym wydarzeniu.
Udało się (dziękuję Kafce Jaworskiej za zwolnienie mnie z obowiązków na Tofifeście, a Tomkowi Cebo za cudowne towarzystwo).
W tym upalnym dniu, pełnym żarliwych, stosownie do pogody, uczuć i komplementów, i autentycznego wzruszenia bohaterki, uzmysłowiłem sobie, nie pierwszy raz, jakie to było i jest twórcze życie.
Nie tylko Wajda i Barański, nie tylko Hanuszkiewicz, także STS, Kajzar, Hübner, Bardini, Pampiglione, Minc, Peryt, Szejd, Lipińska, Dziewoński, Swinarski – to w teatrze, a w kinie chociażby Zaorski, Koterski, Chęciński, Szulkin, Krzystek, Bugajski, Hoffman, Kondratiak, Morgenstern, Zanussi, Has, Bareja, Łomnicki…
Jezus Maria, wszyscy święci przecież.
Wszyscy święci.
Wczoraj Bożena Dykiel, i oficjalnie (podczas spotkania z publicznością w EC1), i nieoficjalnie, podczas obiadu na jej cześć, mówiła wiele ważnych i pięknych rzeczy. Ocalam kilka zdań, żeby zostały utrwalone.
To był jej wielki dzień. Nikt nie miał wątpliwości.
O Łodzi:
„Moje miasto, moje ukochane miasto. Połowa mojej aktorskiej młodości, to była Łódź. Tutaj się kręciło non stop, tutaj miałam wynajęte mieszkanie. Wędrując dzisiaj uliczkami, nieustannie się wzruszałam. Każda ulica przypominała mi tę młodość moją. Towarzyską również. Może ktoś kiedyś zdecyduje się opisać towarzyską historię filmowych planów. Byłoby o czym pisać. Ulice odnowione, nie wszystkie, ale większość, ludzie uśmiechnięci. A ja czuję się tak, jakbym do siebie wracała”.
O Adamie Hanuszkiewiczu:
„Dwanaście lat pracowałam tylko u niego właściwie. Potem jeszcze przez moment w latach dziewięćdziesiątych. On mnie aktorsko stworzył, i nie myślę tylko o Goplanie w „Balladynie”. Wspominam unikalną otwartość Hanuszkiewicza na pomysły aktorów. To nie jest częste. Słuchał, potrafił słuchać i był ciekawy, co mamy do powiedzenia. To brzmi nawet jak sentencja, ale to powiem: Hanuszkiewicz więcej słuchał niż mówił.
I jeszcze: jego klasa. My wszyscy w ortalionach, w teksasach sprowadzanych nie wiadomo skąd, a on zawsze ubrany jak młody Bóg, to robiło wielkie wrażenie. Buty, spodnie, płaszcze”.
O Adamie Wajdzie i „Ziemi obiecanej”:
„Był szczęśliwy, kiedy to kręcił. Naprawdę szczęśliwy. I ja, i my wszyscy, mieliśmy poczucie, że robimy naprawdę coś wielkiego. Nieładnie może tak myśleć o sobie, ale my tak wtedy czuliśmy. Główni aktorzy rywalizowali ze sobą na pomysły, kto wymyśli coś jeszcze bardziej radykalnego, bezczelnego, co spodoba się Wajdzie. I to widać na ekranie, tę naszą brawurę. Andrzej był w natarciu, pokazywał nam materiały, namawiał do dzikości, przełamywania oporów. Szliśmy w to z pasją. Dla Wajdy przede wszystkim. Bo potrafił nas zaczarować”.
O życiu:
„Nigdy nie chciałam umierać na scenie, jak mój przyjaciel Tadeusz Łomnicki. Mnie to nie interesuje. Uznałam niedawno, że wystarczy. Wystarczy już aktorstwa, już się nagrałam, napracowałam. Zamknęłam ostatnie sprawy zawodowe. Ja zawsze uważałam, że to się udaje rozdzielić. Pracę i życie. Świat się zrobił brzydki, brzydnie w oczach, a w oczach jest wszystko. A ja mam swój ogród, wnuki, i wiem, że wszystko jest ważne, i role, i praca, ale tak samo ważne dla mnie jest to, żeby rosół był przyrządzony z kilku mięs, a ciasto na pierożki cieniutkie, to też jest ważne. I żeby nam smakowało”.
„Mieszkacie w Łodzi. To piękna nazwa miasta. Bierzcie żagle i płyńcie tam, gdzie jest miłość”.