EN

31.05.2021, 13:14 Wersja do druku

Wyspa-karnawał

Piotruś Pan, przedstawienie, którego tekst był chyba ostatnim dziełem - prócz Memuarów - Jeremiego Przybory, nie obyło się w wersji audio bez skrótów. Pisze Karolina Chyła w Nowych Książkach.

Szybki rzut oka na odnośne stronice drugiego tomu potężnych Dzieł (niemal) wszystkich szybko ujawni, że wypadł między innymi skrzący się purnonsensem opis bajecznej wyspy Niebywalencji, w którą Starszy Pan B. przedzierzgnął to, co najczęściej zwane jest Niby-landią („Na pięknej wyspie Niebywalencji / nie ma zupełnie inteligencji. / Inteligentni za to bywają / wszyscy, co żyją i tam się mają: / ludzie, zwierzęta, palmy i chmury... / z jednym wyjątkiem - Bonawentury - / bo tak nazywa się pewien płaz, / co wszystko kupi, / a gdy się skupi, /jest nadal głupi. Martwi to nas").

Ale i bez tych opuszczonych fragmentów jest się czym cieszyć, czym przejąć i czym przerazić. Tę ostatnią sensację zapewnia głównie wyrazista obecność pirackiej bandy o pijackich imionach czy też przydomkach. Nawiasem mówiąc, nie jest to zbieranina wieloetniczna, werbowana stopniowo i bez wyboru we wszelkich portach i portowych szynkowniach; są to wykolejeńcy jawnie brytyjscy, z dominantą jednoznacznie szkocką, na co wskazuje oprawa instrumentalna ich dzikiej pieśni. Pieśni, w której z uciechą i bez żenady wypowiadają wszystkie kluczowe klisze na własny temat: „Piraci my i chamy / z odrażającą mordą, / na gębach szramy mamy, / a kolor nosa bordo. / Plugawi i zwycięscy, / podstępni, chciwi i / niezmiernie męscy, / nadmiernie męscy, / cholernie męscy- / śmy!". To ich płomienna deklaracja zbiorowa najlepiej streszcza, na czym właściwie, jak na mocnym filarze, wspiera się urok tej przewrotnej konstrukcji, jaką jest musical o Piotrusiu. Na potrzeby zupełnie innego dzieła i innego autora nadałam temu zjawisku roboczą nazwę „cudowna samoświadomość". Cudowna samoświadomość od niecudownej różni się zwłaszcza tym, że chociaż ostra, i to ostra jak strzała, którą Trąbal o mało nie zabił Wendy - niczego nie przebija i nie rozrywa, nie nadweręża kruchej tkaniny fikcji, a tylko wyposaża ją w nowy wymiar. Obok casusu ultrasamczych piratów, głoszących dumnie własną „nadmierną męskość", dowodzi tego przypadek tych drugich „innych", również oklejonych etykietami od czubka pióropusza po mokasyny. To rzecz jasna plemię Pikani -nów, „okrutnych, ale szlachetnych" czerwonoskórych, wykonawców nastrojowej pieśni, która także zawiera świetnie dobrane, bo doszczętnie ograne, wzorce-szablony: wojownicy-drapieżcy, dzieci natury, nieprzeniknione, zagadkowe dzikusy („Pełzniemy, suniemy, / dyszymy. /[...] Tropimy, badamy, /śledzimy. / Szepczemy, gadamy, /milczymy. / Siadamy, ziewamy / i śpimy. / A od rana, jak wstaniemy, / skalpujemy blade twarze / i do zdjęcia pozujemy / z efektownym tatuażem"). Wyspa Niebywalencja bywa więc także wyspą Stereotypią z zawieszonym nad nią cudzysłowem.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wyspa-karnawał

Źródło:

Nowe Książki nr 5