W Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi trwają ostatnie przygotowania do premiery „Złej dziewczynki” – pełnej metafor opowieści Lothara Kittsteina poruszającej tematy trudnej walki z demonami przeszłości, konieczności przepracowania traumy, niełatwych do zdefi-niowania relacji oraz poczucia winy i odpowiedzialności. O pracy nad spektaklem, którego premiera została zaplanowana na 4 czerwca, opowiada reżyserka przedstawienia, Daria Kopiec.
Ewa Danuta Godziszewska : To nie pierwszy raz, kiedy pracuje Pani nad Złą dziewczynką – ma już Pani za sobą realizację tego tekstu w formie czytania performatywnego w ramach PC Dramy w Klubie Żak. Co sprawiło, że wraca Pani do tego tekstu, tym razem już w pełnej wersji scenicznej?
Daria Kopiec: Mirosław Baran, kierujący w Żaku działem dramatu, polecił mi ten tekst. Spodobał mi się on w lekturze, ale dopiero podczas czytania – kiedy mogłam go usłyszeć nie w myślach, a poprzez widzenie kontekstu aktorskiego – odsłoniła mi się w pełni jego niezwykłość i unikatowa konstrukcja. I wtedy ten tekst totalnie mnie zauroczył. Porusza on bardzo ważny temat, temat przekroczenia, ale robi to w sposób niezwykle intrygujący. Konstrukcja, którą proponuje Kittstein, nie jest oczywista, obyczajowa, rozgrywa się nie tylko na poziomie rzeczywistym. Autorowi udało się wpisać w treść dramatu mechanizm traumy, który objawia nam się z każdą kolejną sceną. Bardzo podoba mi się w tym tekście konstrukcja psychologicznej układanki, nic nie jest wypowiedziane wprost, autor tekstu jest daleki od oczywistych rozwiązań. Wciągnął mnie temat przekraczającego działania, w które uwikłani są bohaterowie, i to, jak mało mamy narzędzi, żeby w kluczowym dla naszego życia momencie te nadużycia zauważyć, a poprzez to dostrzec, jak bardzo jesteśmy bezbronni wobec przemocy. I jak ogromną pracę musimy potem wykonać, by poradzić sobie z traumą czy nawet z małymi traumami, które i tak odciskają kolosalne piętno na naszym życiu.
Tekst Kittsteina pełen jest niedopowiedzeń i niedookreśleń, co widać już w tym, jak autor ponazywał bohaterów sztuki: Mężczyzna, Kobieta i Dziewczynka. Kim oni w ogóle są i jakie są relacje między tymi postaciami?
Dla mnie są to pewne figury, których przemiany definiują się poprzez bardzo różne ustawienia względem siebie, a dzięki którym możemy lepiej rozumieć uczucia, jakie budują się pomiędzy nimi. Relacje bohaterów układają się w triadzie, zespole trzech figur, które są dla człowieka najważniejszą konstelacją, bo przypominają układ rodzice – dziecko. Jednak to, co najbardziej dotkliwe i bolesne w bohaterach, rozgrywa się w tekście Kittsteina w diadzie. Zresztą rdzeń opowieści dotyczy porozumienia, które odbywa się wewnątrz jeden osoby. Właśnie w tych nieoczywistych konstelacjach ukryte jest piękno i niezwykłość tego dramatu. Ale nie na poziomie figuratywności budujemy relacje i emocje w spektaklu, lecz na poziomie konkretnych zdarzeń i wiarygodnych relacji bohaterów, czyli starzejącego się Mężczyzny, dojrzałej, młodej Kobiety oraz Dziewczynki, która jest bardzo młodą kobiecością, wręcz nastoletnią. Kittstein w bardzo szlachetny sposób buduje te konfiguracje, które mogą zaistnieć pomiędzy tą trójką bohaterów, przy czym każda z nich zbliża nas do ostatecznej spójnej percepcji opowiadanej historii. To niezwykłe, jak ogromną przestrzeń metaforyczno-symboliczną stwarza ten zabieg. Chociaż nie jest to łatwy materiał do pracy inscenizacyjnej. Niemniej jak dotąd nie straciłam apetytu na ten tekst, na jego doświadczanie i realizowanie go, mimo że jest on prawdziwym wyzwaniem zarówno aktorskim, jak i reżyserskim. Przełożenie tego tekstu na scenę wymaga wykreowania wiarygodnych relacji, a z drugiej strony uważności, by nie zatracić jego metafory i symboliki.
Lothar Kittstein w rozmowie z tłumaczką Iwoną Nowacką dokonał dość kontrowersyjnego jak na autora stwierdzenia, że dla niego „tekst jest złem koniecznym” – najważniejsze jest to, co dzieje się poza tekstem. Jaką materią staracie się zatem obudować ten tekst?
Zła dziewczynka została zbudowana w oparciu o bardzo gorące i gęste relacje. Podczas prób okazało się, że im bardziej te relacje są realistyczne, tym lepiej rozumie się sensy metaforyczne sztuki. Tekst jest oczywiście pożywką dla pracy inscenizacyjnej, ustawia cały mechanizm przemiany świata bohaterów, na który możemy patrzeć z różnych perspektyw. Niemniej skupiliśmy się na znalezieniu realistycznych relacji w tym dość zmiennym, podlegającym metamorfozom świecie psychologicznych manipulacji czy rozgrywek pomiędzy bohaterami. Podczas spektaklu bohaterom towarzyszy muzyka na żywo, która także buduje sensy, nadaje metaforycznego kontekstu realistycznym znaczeniom, ale też punktuje ważne momenty i pozwala widzowi lepiej odnaleźć się w tej dość gęstej, poddanej ciągłej zmianie konstrukcji. Będąc już pod koniec pracy nad tym spektaklem, zrozumiałam, że w mierzeniu się z nim ostatecznie najważniejszy jest wybór, za którymi sygnałami z tego tekstu się pójdzie. Kittstein daje dużo tropów, zaś ich odpowiedni wybór stanowi o ostatecznym wymiarze spektaklu. To, czy pójdzie się za jakimś wyobrażeniowym, wypartym obrazem, czy wybierze się sytuację bardziej realistyczną, wydaje mi się w tej chwili kluczowe.
Zła dziewczynka rozgrywa się w dość mrocznej scenerii, w gęstym lesie na uboczu, w środku którego, z dala od miasta, stoi niszczejący dom. To mroczne umiejscowienie akcji jest jednocześnie bogate od sensów i symboli. Za którymi z tych tropów poszliście w spektaklu?
Poszliśmy za tekstem, więc jesteśmy w domu na uboczu w lesie. Moim zdaniem siła tekstu Kittsteina polega na tym, jak fantastycznie łączy on realistyczną prawdę psychologiczno-relacyjną z metaforą i symboliką. Nie chciałabym się temu przeciwstawiać, od początku fascynowała mnie tak określona proporcja.
Na ile ten tekst jest dzisiaj ważny i aktualny?
Ten tekst jest uniwersalny i dlatego szalenie aktualny i ważny dzisiaj. Na pewno jego dzisiejsza aktualność ma związek z zachodzącymi zmianami społecznymi, z zainteresowaniem współczesnego człowieka psychologią i chęcią samodoskonalenia się. Widać to po tym, jak wielu ludzi przechodzi terapię, nie zaciska zębów i nie próbuje połknąć problemu, tylko stara się zrozumieć, przepracować problem, dojść do jego sedna. To obraz naszych czasów, obraz ludzi, którzy próbują zrozumieć, w jakich mechanizmach i rozgrywkach uczestniczyli, próbują określić, co jest faktycznie ich, a co jest naddane z rodziny. Aktualny jest także temat przekroczeń, z akcją MeToo na czele, temat stawiania granic, wykorzystywania, przekroczeń seksualnych, przekroczeń właściwie na każdej płaszczyźnie. Właśnie teraz dochodzą do głosu tematy, przed którymi trudno się nam wycofać, których już więcej nie chcemy połykać, to nowy czas, w którym tworzą się okoliczności bezpośredniego, otwartego dialogu. Myślę, że sensem tego tekstu i naszego spektaklu jest próba przyglądania się człowiekowi jako konstrukcji psychologicznej, w której tak trudno doświadczyć nam tego, co wypieramy, czego nie rozumiemy, o czym nie chcemy wiedzieć, jakimi mechanizmami się kierujemy, co ukrywamy dla własnej pseudowygody i jakie to ma konsekwencje dla naszego życia. A często ma bardzo poważne konsekwencje.
Prace nad spektaklem rozpoczęliście już w trakcie ponownego zamknięcia instytucji kultury. Jak ta okoliczność wpłynęła na warunki Waszej pracy?
To zupełnie inne doświadczenie niż wtedy, kiedy rzeczywistość teatralna nie jest ograniczona. Ale to poczucie ograniczenia, zamknięcia, izolacji towarzyszy przecież nie tylko nam w sektorze kultury, lecz jest doświadczeniem całego świata, który został nagle wstrzymany, zamknięty, oczekuje na kolejne dawki informacji. To ma olbrzymi wpływ na naszą pracę, ponieważ wymaga od realizatorów, twórców, aktorów odcięcia się od tego tematu, totalnego odcięcia się i zawierzenia, że zanurzenie się w naszą pracę ma sens. A największym sensem naszej pracy jest spotkanie z widzem, jej materializacja w relacji z publicznością. Do tej pory spotkanie z widzem było czymś danym, oczywistym. Dziś natomiast zrodziło się mnóstwo wątpliwości, zaczęliśmy zadawać pytania o to, dokąd zmierza teatr, jaki teatr powinien być w dzisiejszych czasach po doświadczeniu tak dotkliwej izolacji, czy w ogóle przetrwa. Musieliśmy więc odciąć się od tego, ale jednocześnie nie wypierać tych wątpliwości i niepokojów, zrobić im przestrzeń. Ale są też pozytywne aspekty izolacji. Dzięki pandemii mieliśmy po prostu czas oraz możliwość pełnego skupienia się na jednym temacie. Aktorzy mają zawsze bardzo dużo obowiązków, grają wieczorne spektakle, uczestniczą w próbach wznowieniowych, to zawsze jest totalne szaleństwo. A podczas pracy nad Złą dziewczynką mogliśmy zanurzyć się w temat, z czego chętnie skorzystaliśmy, bo tekst jest trudny i wymagający od nas wszystkich bardzo dużego zaangażowania. Dotykamy w nim tematów bardzo delikatnych i bolesnych, więc musieliśmy przejść również pewien rodzaj akceptacji mówienia o nich, a potem zderzyć się z prawdą okoliczności będącej treścią tekstu – nadużyciem seksualnym dorosłego mężczyzny wobec małej dziewczynki. To są zawsze takie małe momenty traumatyczne. Na pewno podczas pracy nad tym spektaklem jesteśmy ze sobą bardzo blisko, głęboko, intensywnie – i to też dała nam pandemia. Pracujemy w małej obsadzie i wąskim gronie realizacyjnym, przez co tym bardziej czujemy ogromną przyjemność bycia ze sobą w twórczym rozwiązywaniu dylematów i przygotowywaniu się na spotkanie z widzem.
To Pani pierwsze spotkanie z aktorami Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, tym razem faktycznie w maleńkim gronie, ponieważ na scenie zobaczymy tylko trójkę aktorów: Andrzeja Wichrowskiego, Matyldę Paszczenko oraz Paulinę Walendziak. Jak układała się Wasza współpraca?
Jestem przeszczęśliwa, że mam takich aktorów w obsadzie, ponieważ – powtórzę kolejny raz – jest to bardzo wymagający tekst. Ta trójka zaś od samego początku podchodziła do tej pracy bardzo trzeźwo, z wielką wrażliwością i uważnością. Wydaje się, że takie podejście powinno być elementem etyki zawodowej oraz powszechną praktyką, ale nie zawsze tak jest. Mniejsza obsada dodatkowo prowokuje nas, by być ze sobą bliżej i śmielej. A to wymaga od nas wszystkich odwagi. Nie zawsze jest to sytuacja wygodna, tym bardziej, że czas prób to czas wzajemnego poznawania się w warunkach ekstremalnych – intensywnej, pogłębionej pracy. Nieraz w dużych obsadach można się schować, czegoś nie zauważyć, gdzieś coś szybko przelecieć. A tutaj dialog od samego początku jest żywy i gęsty. Mimo że nasza praca zbliża się ku końcowi, na próbach wciąż panuje atmosfera rozmowy, dialogu, rozstrzygania kwestii i jest tak samo żywa jak półtora miesiąca temu. Odczuwam niezwykłą przyjemność i czuję się wielce uprzywilejowana, pracując właśnie z tą trójką aktorów. Dzięki nim mogę powiedzieć, że ta praca jest dla mnie nauką, wspaniałym dialogiem twórczym, który niezwykle buduje spektakl i relacje bohaterów na scenie. Odczuwam ogromną wdzięczność za ich pracę i wkład w to, jak wyglądają ich postacie, jak wygląda nasz spektakl. Czuję, że Zła dziewczynka jest z nich, jest z nas, że powstała w byciu razem, a to nie zawsze się zdarza.