EN

16.07.2020, 18:11 Wersja do druku

Wykapany zięć, czyli wymęczony widz

mat. teatru

"Wykapany zięć" Krzysztofa Kędziory w reż. Pawła Szkotaka z Teatru Powszechnego w Łodzi, na żywo w Teatrze TVP. Pisze Artur Stanek.

Teatr telewizji to właściwie odrębny gatunek artystyczny: nie jest to przecież klasyczny teatr, ani też film, choć do filmu telewizyjnego mu najbliżej. Z kolei najbliżej teatru ma szansę być właśnie wtedy, kiedy przedstawienie transmitowane jest na żywo z prawdziwego teatru. Taką próbę podjęła TVP SA 1 czerwca 2020 r. prezentując w poniedziałkowym paśmie teatralnym spektakl „Wykapany zięć” Krzysztofa Kędziory z Teatru Powszechnego w Łodzi, w reżyserii Pawła Szkotka.

Sztuka pokazuje współczesną polską rodzinę (mama, tata, córka organizująca kolejny casting na męża, przyjeżdżająca nagle babcia), mieszkającą w blokowisku, z jej wadami i przywarami, i jak to w komedii być powinno, poprzez nieporozumienie czy komiczną sytuację: tutaj polega to na tym, iż potencjalny zięć okazuje się szefem przyszłego ewentualnego teścia, stosującym wobec starszego pracownika mobbing.

Jeśli chodzi o portret współczesnej rodziny, a także relacji panujących w korporacjach to diagnoza autora jest trafna, natomiast gorzej jest z jakością samego utworu literackiego, jak i inscenizacją.

Wszak to komedia, a ani razu nie zaśmiałem się w trakcie jej oglądania. Moim zdaniem sztuka chciałaby może nawiązywać do kultowego serialu „Wojna domowa”, może do klasycznej farsy „Mayday”, ale, niestety, znacznie im ustępuje, zarówno pod względem błyskotliwości dialogów czy wykreowanych sytuacji. Daleko w tyle jest też za realizacjami Juliusza Machulskiego, czyli komediami rodzinnymi „Next-ex” oraz „Brancz”, które z powodzeniem zostały zrealizowane w teatrze telewizji.

Strukturę dramatyczną przedstawienia burzy wplatanie co jakiś czas piosenek, które mają komentować przebieg akcji oraz relacje między postaciami. Rytm spektaklu w ten sposób zostaje zachwiany i mam wrażenie, że zabieg ten miał na celu wydłużenie czasu przedstawienia i tylko pozornie go uatrakcyjnił.

Kolejną wadą spektaklu jest aktorstwo. Wiele lat temu jeden z aktorów czy reżyserów powiedział, że w komedii należy grać serio, gdyż przedstawione sytuacje dla uczestników akcji są sytuacjami realnymi, a tylko dla nas widzów mają być śmieszne, zabawne albo absurdalne. Aktorzy Teatru Powszechnego w Łodzi zagrali zbyt farsowo i zostały wykreowane nad wyraz przerysowane postaci, zabrakło umiaru w doborze środków aktorskiego wyrazu. Na tle koleżanek i kolegów pozytywnie wyróżniła się Barbara Szcześniak w roli Babci, która, owszem, szarżowała, ale „w granicach normy” i z wdziękiem.

Natomiast niewątpliwą zaletą przedstawienia jest scenografia i jego warstwa wizualna: z jednej strony realistyczna, z drugiej umowna, nieco komiksowa, z ciekawym użyciem multimediów i rekwizytów (np. wjeżdżanie windą, przestawianie samochodu czy częstowanie się rybą).

Poniedziałkowe przedstawienie wpisuje się w politykę kulturalną TVP S.A., którą oceniłbym następująco: jakość nie jest ważna, byle wytwór miał szansę dotrzeć do jak najszerszej widowni, która oczekuje nieskomplikowanej rozrywki na przeciętnym poziomie. Nie uważam, że teatr telewizji musi przekazywać tylko tzw. wysoką sztukę, ale jeśli prezentuje sztukę obyczajowo-rozrywkową, to powinna być na jak najwyższym poziomie artystycznym. Warto poszukać w repertuarze chociażby Teatru Współczesnego w Warszawie i przenieść do telewizji kolejne przedstawienie tego właśnie teatru (np. „Lepiej już było..." Cat Delaney w reż. Wojciecha Adamczyka, z wybitną rolą Marty Lipińskiej), czy też współczesną sztukę Marka Modzelewskiego „Inteligenci”, z wielkim powodzeniem zrealizowaną przez Roberta Talarczyka w katowickim Teatrze Śląskim.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Artur Stanek