Dzisiejsza sobota jest dniem pogrzebu wielkiej, znakomitej aktorki, wspaniałego człowieka, kochającej i opiekuńczej żony, matki, babci, a także mojej serdecznej przyjaciółki – Ilony Kuśmierskiej-Kocyłak. A miało być inaczej: na dzisiejszą sobotę Ilona zaplanowała zjazd rodzinny, by uroczyście wyprawić mężowi Ireneuszowi urodziny, wszak dziś kończy 77 lat. Z tych planów zrealizowało się tylko jedno: zjazd rodzinny, ale po to, by pożegnać ukochaną osobę. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Wzruszające pożegnanie
Po śmierci Ilony, która nastąpiła 18 września, jej mąż, Ireneusz Kocyłak, napisał m.in.: „Żegnaj, Kochana, odeszłaś tak nagle i niespodziewanie… Jeszcze wczoraj bawiłaś pod Wrocławiem w towarzystwie Rodziny Samych Swoich, w rocznicę jej powstania… Cieszyliście się, wspominaliście bliski Waszemu sercu tryptyk Sylwestra Chęcińskiego… Szczęśliwa, nocą wróciłaś do Warszawy, aby nazajutrz ucałować najmłodszą wnuczkę, która właśnie skończyła dwa latka, uściskać czteroletniego wnuka, kochanych syna i synową. Ale nie doczekałaś rana… Twoje przepełnione miłością do nas i do świata serce przestało nagle bić. Najstraszniejsze, że tak nagle i niespodziewanie.
Wreszcie jesteś spokojna, po tylu zagonionych, nieprzespanych nocach i dniach wypełnionych obowiązkami przyjmowanymi ponad miarę, ponad siły Twojej kruchej postaci. Wreszcie śpisz spokojnie, a my osłupiali trwamy w żalu, że nie wszystko zdołaliśmy dla Ciebie zrobić, że nie zdążyliśmy… Wybacz, Kochanie, ale przecież… kiedyś… wcześniej czy później, znowu się spotkamy… wespniesz się na palcach, by wtulić głowę w moje ramiona…
Modlimy się i płaczemy… Nie otworzysz oczu? Nie spojrzysz na nas ostatni raz? Jesteśmy wszyscy przy Tobie – Twoje córki, zięciowie, syn z synową, wnuczęta i jeszcze nieświadome tego, co się stało, prawnuki. Schodzą się przyjaciele, bliższa i dalsza rodzina. A ja, tak okrutnie samotny, opuszczony, zostawiony na pastwę losu: co ze mną będzie… bez Ciebie? To Ty miałaś mnie opłakiwać, jesteś przecież… byłaś… młodsza… Twój zagubiony i bezradny Irek”.
Właściwie ten wpis jest skrótem tego, co najważniejsze: uczuć. Słowa „wielka miłość” zostały dziś doszczętnie zbanalizowane i wykrzywione, a często wręcz ośmieszone. Zarówno przez rewolucję obyczajową, jak i przez sztukę, i w ogóle kulturę. Słowa „wielka miłość” w małżeństwie Kocyłaków miały wciąż znaczenie fundamentalne, co przekładało się na codzienne życie. I tak się działo od początku. Poznali się jako bardzo młodzi ludzie, oboje byli studentami aktorstwa Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Ona miała 19 lat, on 21. Jeszcze jako studenci pobrali się, założyli rodzinę, urodziły się dzieci, dwie dziewczynki, bliźniaczki Adriana i Beata. A po dwudziestu latach – syn Krzysztof.
Spośród wielu ról Ilony Kuśmierskiej-Kocyłak – czy to w teatrach, czy w filmie, czy w telewizji, czy radiu, czy dubbingu, gdzie była także wybitnym reżyserem (nazywano ją mistrzynią dubbingu) – sławę przyniosły jej głównie te dwie doskonale zagrane i do dziś pamiętane: to Jadźka, córka Kargula z filmu „Sami swoi”, oraz Emilka Niechcicówna z serialu i filmu „Noce i dnie”. Miała wiele propozycji ról, z których nie skorzystała, nie tylko w kraju, ale też za granicą. Była bowiem już mamą. Wielokrotnie pytana przez dziennikarzy, odpowiadała, że ma inne priorytety, na pierwszym miejscu stawia dom, rodzinę. Kiedyś zapytałam Ilonę, jak z perspektywy czasu ocenia swoje wybory zawodowe i życiowe. Odparła, że wie, iż dokonała trafnych wyborów. Mówiła: „Jestem wdzięczna losowi. Moje koleżanki, które zagrały znacznie więcej ról filmowych, nie zyskały tyle zawodowej satysfakcji, co ja po ’Samych swoich’ i ’Nocach i dniach’. Także w życiu dokonałam trafnego wyboru. Moim mężem jest Ireneusz Kocyłak, aktor i dramaturg. Mamy troje wspaniałych dzieci, które założyły własne rodziny, mają swoje dzieci, a my wnuki. Postawiłam w życiu na miłość i rodzinę, i nie zawiodłam się”.
Trzeba dodać, że Ilona łączyła prowadzenie domu z aktywnym jednak uczestnictwem w życiu zawodowym, grając w filmach, teatrze czy telewizji. Na moje pytanie, jak sobie z tym radzi, odpowiadała: „Jak wszystkim matkom zależało mi na tym, żeby moje dzieci miały normalny dom, więc – jak inne kobiety – robiłam zakupy i wcześnie wstawałam, gotowałam obiady, a każdą chwilę wykorzystywałam na rozmowę z rodziną. Zawsze dużą wagę przywiązywałam do rodzinnych uroczystości. Takie wspólne spotkania bardzo umacniają rodzinne więzi”. Dodawała też: „Myślę, że wiele jest takich normalnych, dobrych małżeństw w środowisku aktorskim, ale to akurat nie jest dostatecznie popularyzowane. Ktoś zadecydował o tym, że ciekawsze są dla czytelników plotki o kolejnych rozwodach, niż udane życie kolejnych małżeństw.”
Rodzina Bogiem silna
Młodzi rodzice dzielili się obowiązkami przy wychowywaniu dzieci. Oboje wspierali się we wszystkim i nie było między nimi rywalizacji, mimo artystycznych zawodów: ona o silnej osobowości, znakomita w każdej roli, niezwykle utalentowana aktorka, on także aktor (m.in. wiele lat w Teatrze Współczesnym w Warszawie) i zarazem bardzo utalentowany dramaturg (m.in. autor słynnej sztuki „Koktajl Mołotowa”), poeta, prozaik, autor wielu książek. Ilona, typowa matka rodziny, opiekuńcza, dbająca o dzieci i męża, nawet wtedy, kiedy sama znalazła się w dramatycznej sytuacji. W 1998 r., prowadząc samochód, śpieszyła się na nagranie, miała wypadek, wjechała pod tramwaj, który całkowicie skasował auto. Gdy ekipa telewizyjna przybyła na miejsce, uznano, że Ilona nie żyje. I taka wiadomość jako pierwsza została podana w telewizji. Na szczęście, wprawdzie połamana i z ciężkimi ranami, przeżyła. Kiedy odwiedziłam ją w szpitalu, obandażowana, zagipsowana leżała, nieruchomo patrząc w sufit (nie wolno było się jej poruszać). Nawet w takim stanie nie myślała o sobie, lecz o rodzinie. Pełna niepokoju powiedziała do mnie: „Jak Irek poradzi sobie, przecież on nie umie gotować, a Krzysio jest jeszcze taki mały”. Dochodzenie do zdrowia trwało bardzo długo. Aktorka w którymś wywiadzie prasowym powiedziała: „Ten wypadek powiedział mi coś ważnego: Żeby nie żyć za szybko. Robić tyle, ile się może. Cieszyć się każdym dniem życia”.
Ilona była osobą niezwykle uczynną. Nie stawiała na pierwszym miejscu siebie. Pamiętam, kiedyś jechałyśmy do teatru na jakąś premierę, Ilona miała na sobie bardzo piękny, oryginalny szal i kiedy zachwyciłam się nim, powiedziała: „To aż szkoda dla mnie”. I, oczywiście, komuś go oddała.
Piękna rodzina, katolicka, patriotyczna. To silne przywiązanie do wartości, jaką stanowi rodzina, przekazali swoim dzieciom, a te swoim. W którejś wypowiedzi prasowej Ilona Kuśmierska-Kocyłak powiedziała, że jej pragnieniem jest, aby dzieci miały dobre wspomnienia z domu rodzinnego (tak jak ona ze swojego z rodzicami, dziadkami w Czeladzi, gdzie się urodziła i spędziła pełne rodzinnej miłości dzieciństwo) i aby były Bogiem silne. Przeżyli ze sobą pięćdziesiąt parę lat. Zawsze razem. A teraz, kiedy ukochana i kochająca żona odeszła – jak żyć dalej…
Przyjmij, Irku, moje bardzo serdeczne kondolencje. Zawsze brakuje właściwych słów w takich sytuacjach życiowych…
Ilonko, mam wobec Ciebie ogromne wyrzuty sumienia, że parę tygodni temu, mając wielką potrzebę zadzwonienia do Ciebie, nie uczyniłam tego, odkładając to na później. Wybacz. Żegnaj i do zobaczenia, moja serdeczna Przyjaciółko…