Zygmunt Konieczny
Miała znakomitą ekspresję, która służyła moim piosenkom; tak chciałem, żeby moje utwory były śpiewane - powiedział PAP Zygmunt Konieczny, który skomponował dla Ewy Demarczyk m.in. "Karuzelę z madonnami", "Groszki i róże" oraz "Czarne anioły".
- Ewę Demarczyk poznałem w 1962 roku. Miała znakomitą ekspresję, która służyła moim piosenkom. Chciałem, żeby te utwory były pełne ekspresji. Ona to miała - wspominał kompozytor. - Dobrze się dobraliśmy w tamtym czasie - dodał.
Przyznał, że w latach 70. zerwał się pomiędzy nimi kontakt i od tamtej pory nie utrzymywali żadnych relacji.
- Ona była artystką, piosenkarką, która przede wszystkim zrealizowała moje założenia artystyczne; tak chciałem, żeby moje utwory były śpiewane. Jedną z niewielu, która potrafiła tak śpiewać - podkreślił.
Joanna Rawik
Ewa Demarczyk była gigantycznie utalentowana, nikogo nie naśladowała. Dzięki repertuarowi, który pisał dla niej Konieczny stworzyła coś szalenie oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju. To też sprawiło, że ona spłonęła na stosie własnej wielkości - powiedziała PAP Joanna Rawik, piosenkarka, aktorka.
- To była moja koleżanka. Mieszkałam parę lat w Krakowie, więc siłą rzeczy się znałyśmy, ja śpiewałam w Klubie pod Jaszczurami, ona w Piwnicy pod Baranami. Przez jakiś czas nawet jej zazdrościłam, śledząc jej poczynania bardzo czujnie i pilnie i myślałam sobie: ona się skupia tylko na piosence, dlatego jest taka wspaniała, nic innego nie ma w głowie, tylko ta piosenka - opowiadała Rawik.
- Zrozumiałam dopiero teraz, kiedy jej już nie ma, że właściwie to, że ona ograniczyła się do tego, zbudowało jej wielkość - dodała.
Podkreśliła, że Demarczyk była "gigantycznie utalentowana, niepodobna do nikogo na świecie, nikogo nie naśladowała". - Dzięki repertuarowi, który pisał dla niej Zygmunt Konieczny stworzyła coś szalenie oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju. To jest zadziwiające, ale to też sprawiło, że ona jakby spłonęła na stosie własnej wielkości - podkreśliła Rawik.
Zwróciła uwagę, że Demarczyk "niestety nie rozwinęła swojego repertuaru ilościowo", co jednak "nie ma w tej chwili znaczenia". - Zrozumiałam dopiero teraz, kiedy jej już nie ma, że właściwie to ograniczenie zbudowało jej wielkość - oceniła.
Andrzej Zarycki
Do Ewy Demarczyk przylgnęła opinia niedostępnej i niegrzecznej, ale to była samoobrona, bo nie wszyscy lubią być obnażani publicznie - wspominał zmarłą w piątek artystkę kompozytor Andrzej Zarycki.
Współpraca Andrzeja Zaryckiego i Ewy Demarczyk rozpoczęła się w połowie lat 60., kiedy kompozytor został poproszony o napisanie utworów dla Piwnicy pod Baranami.
Powstały wówczas m.in. "Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego", "Skrzypek Hercowicz" i "Na moście w Avignon".
- Z Ewą pracowało się bardzo dobrze. Była wybitną postacią, która zawsze doskonale wiedziała, co „piszczy” w każdej piosence, co jest w niej najistotniejsze, potrafiła znaleźć sposób interpretacji każdego utworu - wspominał kompozytor w rozmowie z PAP.
Podkreślił, że próby w domu Demarczyk w Krakowie przy ulicy Wróblewskiego odbywały się codziennie. Czasem artyści spotykali się we dwójkę i ćwiczyli przy akompaniamencie fortepianu, czasem w próbach brał udział cały zespół.
- Byliśmy zdyscyplinowani. Nie było z tym problemu,bo wszyscy wiedzieliśmy, że to jest ważna artystycznie sprawa - podkreślił Zarycki.
Pytany o to, jaką osobą była wówczas Demarczyk, kompozytor wskazał, że "przede wszystkim zabiegała o to, żeby nikt nie kolportował jej prywatnego życia".
- Stąd zresztą brały się scysje z dziennikarzami, bo rzadko który znał się na muzyce, na tym, co ona tak naprawdę robi. Niewielu z nich to rozumiało na tyle, żeby mogli recenzować to w sensowny sposób, zawsze najbardziej interesowali się aferami. Ewa bardzo szybko i niejednokrotnie bardzo nerwowo pozbywała się takich petentów - wspominał Zarycki.
Ocenił, że "potem przylgnęła do niej opinia niedostępnej i niegrzecznej, ale to była samoobrona, bo nie wszyscy lubią być obnażani publicznie".
Po niemal 20 latach wspólnej pracy Demarczyk wycofała się z zawodu, uznając - zdaniem byłego współpracownika - że przekazała już publiczności to, co zamierzała.
- Nie wiem, co robiła po rozstaniu ze mną. Przez chwilę jeszcze śledziłem jej wyjazdy, kiedy podróżowała między innymi do Japonii, ale później zniknęła mi z pola widzenia. Kilka razy, przy okazji jej urodzin czy świąt, rozmawialiśmy przez telefon i składaliśmy sobie życzenia, ale nigdy nie byłem u jej domu, nie wiem, gdzie później mieszkała - powiedział.
Pytany o to, czy śmierć artystki tego formatu oznacza koniec pewnej epoki, Zarycki ocenił, że raczej stanowi ona "koniec pewnej estetyki".
- Jednak Ewa nie udzielała się już od dawna, więc straciliśmy ją już kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj po prostu mamy świadomość, że człowiek był i już nigdy się nie odezwie. W sensie artystycznym zamilkła jednak już wiele lat temu - podsumował.
Zdaniem kompozytora pamięć o Demarczyk i jej twórczości przetrwa, o czym przekonać się można, obserwując niemalejącą popularność jej utworów.
- Dziś trudno znaleźć podobną artystkę. A opinie, które znaleźć można w internecie, jeszcze bardziej przekonują, że tak jest" – zaznaczył.
Witold Wnuk
Ewa Demarczyk odmieniła polską piosenkę; wprowadziła ją na inny poziom - powiedział PAP Witold Wnuk, dyrektor artystyczny Letniego Festiwalu Jazzowego w Piwnicy pod Baranami, który współpracował z artystką. Była wzorcem piosenki ambitnej, poetyckiej - ocenił.
- To jedna najwybitniejszych postaci w kulturze polskiej, która zmieniła w ogóle polską piosenkę, wprowadziła na wyżyny artyzmu poetyckiego. W czasach big beatu i przaśnej piosenki weszła z muzyką Zygmunta Koniecznego na inny poziom - podkreślił Wnuk.
Ocenił, że Demarczyk "stworzyła sztukę wielką, nie tylko prostą, łatwą i przyjemną, ale dramatyczną, literacką". - Można powiedzieć, że była wzorcem piosenki ambitnej, poetyckiej. Zupełnie odmieniła naszą polską piosenkę - dodał.
Ewa Demarczyk, jedna z najwybitniejszych polskich osobowości scenicznych, nazywana "Czarnym Aniołem" polskiej piosenki zmarła w piątek w wieku 79 lat. Informację o śmierci artystki potwierdził PAP Witold Wnuk, dyrektor artystyczny Letniego Festiwalu Jazzowego w Piwnicy pod Baranami.