EN

11.08.2023, 09:31 Wersja do druku

Wspólnota wad i przywar

„Wspólnota mieszkaniowa” Jiříego Havelki w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Robert Jaworski

Do humoru w czeskim stylu od dawna mamy sentyment, zwłaszcza dotyczy to kina, ale teatr zza południowej granicy też cieszy się u nas zasłużonym powodzeniem. Lubimy czeski dowcip, rozumiemy groteskowe aluzje, dobrze interpretujemy ironię. Dlatego spektakl „Wspólnota Mieszkaniowa” mógł i nadal może liczyć na życzliwe przyjęcie polskich widzów. W 2019 roku Jiří Havelka wyreżyserował film pod tytułem „Wspólnota”, oparty na sztuce własnego autorstwa, a już wkrótce Krystyna Janda postanowiła pokazać warszawskiej publiczności zabawny, smakowity spektakl, ufając, że sukces będzie równie duży, jak w przypadku kinowej wersji. Pandemia pokrzyżowała jej plany, jednak ostatecznie adaptacja wspomnianej komedii ujrzała światło dzienne. Janda, z charakterystycznym dla siebie wyczuciem, bierze zazwyczaj na warsztat takie sztuki, które jej zdaniem docenią wierni widzowie, zapełniając wszystkie miejsca i chętnie oklaskując znanych aktorów. Tym razem postawiła na refleksyjną rozrywkę w dobrym stylu. Niestety, nie wszystko poszło po jej myśli, choć przyznaję, że staranności i lekkości reżyserii nie brakuje, jednak półtorej godziny wypełnione grą dwanaściorga wytrawnych aktorów nie zawsze musi okazać się teatralnym przebojem (takim jak na przykład „Mayday”, „Lekcje stepowania” czy brawurowa „Shirley Valentine”).

Fabuła jest w zasadzie banalna. Właściciele mieszkań jednej z kamienic w Pradze (ale zdarzenie spokojnie można odnosić do naszych realiów, o co postarali się tłumacz i reżyserka) spotykają się na zebraniu, by omówić, a następnie przegłosować kilka ważnych spraw: kamienica się starzeje, coraz więcej rzeczy ulega awariom i wymaga interwencji, dach przecieka i trzeba go naprawić, co niestety będzie kosztowało. Przydałaby się winda, a strych budzi wręcz grozę. Zaczyna się na wesoło, jednak w miarę upływu akcji jest coraz dramatyczniej, z groteskową wręcz wiwisekcją naszych przywar i wad na pierwszym planie. Obraz tego, jacy jesteśmy, nie sprowadza się tylko do bzdurnego przekomarzania, fochów czy komicznej prezentacji stereotypowych uprzedzeń. Niektórzy zobaczą w spektaklu klasyczne, w miarę wierne studium naszego małego, zapyziałego światka politycznego i społecznego (którego reprezentanci spotykają się na zebraniu członków wspólnoty mieszkaniowej) oraz czasów, w jakich żyjemy. I nie liczmy na konsensus w stylu amerykańskiej produkcji. Nie może być tak dobrze. Tragifarsa? Blisko. Wszystko wydaje się kręcić wokół rozmów i kłótni dotyczących jedynie wspólnej nieruchomości. Ale Havelka postarał się zawrzeć w tekście jeszcze coś poza okazją do dobrej zabawy, śmiechu czy oderwania od zwykłej szarości. Janda zdaje się dostrzegła owo zamierzenie i… jeszcze więcej. Może zbyt dużo, stąd wrażenie lekkiego chaosu przy zbytnim nagromadzeniu problemów.

fot. Robert Jaworski

W przystępny sposób, bez zbędnego dramatyzowania, za to z dystansem, odrobiną przewrotności, a nawet zabawnej złośliwości pokazuje, jak członkowie wspólnoty mieszkaniowej mogą stać się metaforą i mikroprzekrojem społeczeństwa oraz do czego prowadzi zderzenie odmiennych spojrzeń na rzeczywistość (zwłaszcza naszą rodzimą). Zjadliwa satyra, ocieplona uśmiechem i humorem, daje do myślenia. Zamknięci w małej przestrzeni bohaterowie, których niezłą plejadę dość cynicznie opisuje Jiri Havelka, potężnieją wręcz w swej potworności, a aktorzy wcielający się w kolejne postaci dramatu sprawnie i dość wiernie oddają jego myśl. Stają się egzemplifikacją stereotypowych, antypatycznych postaw oraz najgorszych cech współczesnych mieszkańców blokowisk i kamienic. A może nawet więcej – szeroko pojętego „sąsiedztwa”. Janda sprawnie buduje dramaturgię, której punktem kulminacyjnym jest gwałtowny wybuch temperamentów, jednak nie brak temu spektaklowi mankamentów, a tempo pozostawia wiele do życzenia. Mimo to jako całość adaptacja sztuki czeskiego dramaturga broni się zabawnie napisanym dialogiem, formą i smakowitymi niuansami oraz aluzjami, które w mig wychwytuje polski widz. Na strychu starej kamienicy, przy dźwiękach kapiącej wody (dach wymaga przecież remontu), spotyka się dwanaście osób w różnym wieku, pochodzących z odmiennych środowisk, z różnymi problemami. Ludzie na pozór życzliwi i w miarę tolerancyjni dość gwałtownie zmieniają swoje oblicze. W dyskusji błyskawicznie przeradzającej się w kłótnię wypływają wszelkie animozje, na jaw wychodzą konflikty i uprzedzenia, niezależne od poglądów (prawo lewo nie ma tu nic do rzeczy). Aktorzy z kontrolowaną ironią, umiejętnie, cieniując i trochę przesadzając (celowo), pokazują to, co nas wręcz zawstydza. I nie chodzi o szokowanie czy obrażanie kogokolwiek. Galerię smakowitych postaci buduje cały występujący na scenie zespół, który bez skrupułów „podstawia krzywe zwierciadło” pod nasz nos. Izabela Dąbrowska jako zasadnicza i faryzejsko wierna literze prawa Roubíčková jest antypatyczna i okrutna. Dąbrowska w mig, z aktorską wytrawnością kreśli czytelny portret bohaterki. Nic się nie ukryje pod płaszczykiem uprzejmości i deklarowanym zabieganiem o „wspólne dobro”. Grzegorz Warchoł w roli pan Kubáta, dawnego komunisty, który nie zmienił się ani o jotę i pozostał kłótliwym, nieokrzesanym reliktem komucha. Aktor świetnie oddaje jego obrzydliwe cwaniactwo, szowinizm i dwulicowość. Zresztą owa dwulicowość dotyczy prawie wszystkich bohaterów. Katarzyna Żak jako pani Horváthová, była żona Kubáta, z pozoru słodka i spolegliwa, w rzeczywistości jest równie przesiąknięta nieprzyjemną hipokryzją. Tak samo sprawnie prowadzi swą rolę Agnieszka Więdłocha, pełna poświęcenia dla rodziny i sąsiadów matka Polka. I pokaże, co potrafi, gdy prysną pozory poprawności. Przewodnicząca zebrania, kobieta nowoczesna, ale z niespełnionymi ambicjami, „ruszy do boju” – nie da się zapędzić w kozi róg. Jej sfrustrowany, „uroczy” małżonek – równie dobry Piotr Ligienza – też ma swoje pięć minut i zaskoczy wszystkich swym wystąpieniem (humorystycznie karykaturalnym, ale niepozbawionym naturalności). W zebraniu uczestniczy też pani Procházková, kolejna hipokrytka, która na pokaz kieruje się „judeochrześcijańskimi” poglądami, a w rzeczywistości załatwia jedynie swoje interesy. Izabella Olejnik dobrze pokazuje taki typ zamożnej mieszkanki kamienicy, której charakter naznaczony jest mieszczańskim kołtuństwem, skrzętnie skrywanym pod deklarowaną nowoczesnością. Obok jej „przyjaciel” – wyrazisty Cezary Żak. Znakomicie wypada też Sebastian Perdek jako pan Nitranský, zdeklarowany homoseksualista i człowiek nieco odmienny od makabrycznie karykaturalnych typów, z którymi przyszło mu dzielić schody, korytarze i … ściany. Swą grą, autentyczną i swobodną, dowodzi, iż wyborny z niego aktor, a jego wypowiedzi (zwłaszcza jedna z nich) mocno poruszają. Równo dotrzymuje mu kroku Mirosław Kropielnicki w roli Čermáka, sprytnego Rosjanina o polskich korzeniach, który jako spadkobierca nieruchomości przybywa ze Stanów Zjednoczonych. Kropielnicki bawi się swą postacią, językiem, dobrze uwypukla element zaskoczenia. Na wyróżnienie zasługuje również trudna rola Michała Zielińskiego. Jego pan Švec jest człowiekiem niepełnosprawnym, po porażeniu mózgowym, stąd wejście w jego skórę jest dla aktora sporym wyzwaniem. Zieliński dobrze oddaje cechy młodego mężczyzny z niesprawnością, unika przesady, jedynie ciepłym humorem ubarwia swą postać.

Scenografia podkreśla atmosferę zaduchu i bałaganu – mamy strych z przeciekającym dachem, gdzieś kiedyś porzuconą, byle jak ustawioną starą kanapę, takież krzesła, a z boku pranie na sznurku. Zuzanna Markiewicz umiejętnie wpisała w swą scenografię atmosferę o zapachu stęchlizny i swarliwości.

Spektakl przebojem się raczej nie stanie, ale może cieszyć i skłaniać do refleksji. Reżyserka dostrzega drugie i trzecie dno w scenariuszu autorstwa czeskiego sąsiada, a aktorzy tworzą swoje kreacje z werwą, barwnie i wyraziście. I nic nie da się ukryć, również w dekoracjach. Prawda wychodzi na jaw, a personifikacja zmysłowych i makabrycznych karykatur ludzkich typów śmieszy, choć jednocześnie przeraża.

Tytuł oryginalny

Wspólnota wad i przywar

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

11.08.2023