„Edukując Ritę” Willy'ego Russella w reż. Eugeniusza Korina w Teatrze 6. piętro. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Zasiadając przed wakacjami na widowni Teatru 6. piętro zastanawiałem się czy ktoś z widzów oprócz mnie pamięta jeszcze pierwsze wystawienie w Polsce dramatu Willy’ego Russella, a przypomnę że było to w roku 1984 w warszawskim Teatrze Ateneum. Jedno jest niewątpliwe, nie mogła tej realizacji na pewno oglądać Maria Dębska, która wciela się teraz w tytułową postać na scenie w Pałacu Kultury, albowiem urodziła się w roku 1991, zatem siedem lat po premierze. Reżyser Andrzej Rozhin w rolach głównych obsadził w Ateneum Tadeusza Borowskiego i Krystynę Jandę. I był to strzał w dziesiątkę, jako że publiczność pokochała to przedstawienie, a Krystyna Janda zyskała nie tylko uznanie widzów, ale również krytyków teatralnych – jedni i drudzy nie szczędzili aktorce komplementów, zwracając uwagę na zachwycającą kreację, pełną wdzięku i ciepła, będącą bardzo sugestywnym i ekspresyjnym wizerunkiem współczesnej dziewczyny.
Czy dzisiejsza inscenizacja wyreżyserowana przez Eugeniusza Korina z Mirosławem Baką i wspomnianą Marią Dębską, pod nieco zmodyfikowanym przez autorkę nowego przekładu, Małgorzatę Semil, tytułem „Edukując Ritę” (wcześniej wykorzystywane były tłumaczenia Karola Jakubowicza), jest w stanie powtórzyć tamten sukces sprzed czterdziestu lat? Sądząc po reakcjach publiczności, dla której na pewno nazwiska popularnych aktorów będą magnesem, można mniemać, że wieczór spędzony w 6.piętrze nikogo nie znudził i nie rozczarował – talenty aktorów zostały nagrodzone rzęsistymi brawami i owacją na stojąco. To potwierdza tezę, jak ważna dla widzów jest obsada, przynajmniej w teatrach proponujących dobrze skrojoną rozrywkę, dająca możliwość obcowania z aktorami znanymi z filmu i telewizji. Za Mirosławem Baką stoi też ogromne doświadczenie teatralne, albowiem od wielu lat można go oglądać na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże. I choć Maria Dębska ma na swoim koncie bez wątpienia więcej ról filmowych, niż teatralnych, to w „Edukując Ritę” jako partnerka Baki w niczym doświadczonemu aktorowi nie ustępuje. Nie ma więc co się dziwić, że na ich wspólny spektakl, gwarantujący teatrowi sukces, nie jest łatwo dostać bilety.
„Edukując Ritę” jest tekstem bardzo zręcznie i sprawnie napisanym. Angielski dramaturg opowiada w nim historię pochodzącej z angielskiej prowincji dwudziestoparoletniej fryzjerki, która w pewnym momencie swojego mało urozmaiconego życia decyduje się na to, by je poprzez zdobycie wykształcenia zmienić i w ten sposób dotrzeć do bardziej kulturalnych ludzi, umiejących analizować choćby poezję czy prozę, dotychczas jej niedostępnych. Następujące po sobie sceny to kolejne spotkania parweniuszki z biegłym profesorem literatury, byłym poetą uzależnionym od alkoholu, odbywane w ramach tzw. Uniwersytetu Otwartego. W konsekwencji toczonych rozmów, najpierw zdominowanych przez Franka, dopiero w drugiej części pałeczkę pierwszeństwa przejmuje Rita, okazuje się, że profesor jest człowiekiem mocno zagubionym, osamotnionym, wyobcowanym i pogrążonym w destrukcji, co jednak nie przeszkadza w tym, by Rita w jego obecności dojrzała i z pretensjonalnej prowincjuszki stała się kobietą potrafiącą interesująco rozmawiać o literaturze, ale nie tylko. Bo w trakcie przebywania z sobą dwojga bohaterów, okazuje się, że Rita, wraz z wiedzą jaką zdobywa, stanie się też dla profesora ważną osobą mającą wpływ na to, jak aktualnie żyje i jak realizuje się w codziennym życiu. W miarę kolejnych spotkań i rozmów relacja dziewczyny z profesorem zaczyna się zmieniać, staje się coraz bardziej dojrzała i świadoma celu do jakiego zmierza. Rodzące się uczucie, wymagające poświęcenia i sporych wyrzeczeń, stanie się dla protagonistów niemałych wyzwaniem. Tym bardziej, że wyjawiają sobie wiele skrywanych tajemnic związanych z ich dotychczasowym życiem. To spowoduje, że zaczną patrzeć na siebie inaczej i poszukiwać bliskości, której dawno nie zaznali.
Maria Dębska tworzy w 6. piętrze postać w emocjach bardzo wiarygodną, autentyczną i prawdziwą. Konsekwentnie realizuje jako postać swój życiowy program, umiejętnie korzystając z wrodzonego sprytu i naturalnej inteligencji, ale też z seksapilu, którego jej nie brakuje. Jest to wszak kobiecość cały czas trzymana na wodzy, która nigdy nie będzie w jej zachowaniach dominująca. Dokonująca się w trakcie repetytoriów z wykładowcą metamorfoza pokazuje Ritę z jednej strony jako kobietę błyskotliwą, o niebanalnej osobowości, z drugiej strony w dążeniu do zrozumienia tego czym jest literatura i jak ją interpretować pełną temperamentu, pasji, ekspansywności i bezpretensjonalnej szczerości. Już od pierwszej sceny aktorka swoją pozytywną energią zyskuje sympatię publiczności, może dlatego, że pokazując początkowe nieokrzesanie i brak obycia towarzyskiego nie zapomina o korzystaniu ze środków wyrazu przynależnych komedii. Ma pełną świadomość batalii jaką rozgrywa, doskonale wie o co walczy, jej pragnienie bycia człowiekiem o otwartym umyśle, kreatywnym, inteligentnym, kulturalnym i postępowym jest dla niej najważniejsze. Ma być podstawą jej przyszłego, lepszego i bardziej świadomego poruszania się w rzeczywistości, która przecież nie zawsze jest rajem.
Nie mniej ciekawą rolę tworzy w roli profesora Mirosław Baka. Aktor, który doskonale sprawdza się w rolach psychologicznie złożonych i skomplikowanych, tym razem stawia na prostotę, lekkość z odrobiną nostalgii i odcieniami ironii. Jest to o tyle istotne i ważne, albowiem Eugeniusz Korin stara się zachować i wydobywać na wierzch stylistykę utworu z jego komediowo-dramatycznym charakterem. Nie jest to – muszę przyznać – w tym przypadku zadanie najłatwiejsze, jako że zazwyczaj kameralnie budowana przestrzeń, tym razem nie ograniczając scenicznego okna, każe aktorom rozgrywać swoje partie na całej długości sceny. Na szczęście rozwiązania sytuacyjne są na tyle przemyślane i na swój sposób zaskakujące, że nie zakłócają przebiegu spektaklu, nie gubią też jego tempa, a także nie rozmywają poszczególnych akcentów i kończących sekwencje point. Widać, że aktorzy dobrze się w tej przestrzeni czują, mają miejsce na oddech, pauzę, szerszy gest czy zmianę nastroju, dlatego takie rozwiązanie nie zakłóca w żaden sposób odbioru spektaklu. A jego przekaz, który każe nam zastanowić się również nad tym, czym tak naprawdę jest dzisiaj kultura i czy można ją w jakikolwiek sposób kupić, pozostaje tak samo czytelny. Sądząc z tego, co przeżywają sceniczne postaci, potraktujmy ją nie jak towar, ale kreacyjny objaw dynamicznej i zdecydowanej na określony kurs osobowości.