Chciałbym, by widz rozumiał, że każda władza korumpuje; by rozumiał i patrzył na każdy ruch społeczny z pewnego oddalenia - powiedział PAP reżyser Wojciech Kościelniak. Dla niego Teatr Muzyczny w Gdyni, gdzie w sobotę odbędzie się premiera superprodukcji "Quo Vadis", jest wybitnym miejscem, dającym wolną rękę.
Polska Agencja Prasowa: Jak zareagował dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni Igor Michalski, kiedy dowiedział się, że planuje pan zrealizować "Quo Vadis" i potrzebuje pan wszystkich aktorów?
Wojciech Kościelniak: Z dyrektorem Michalskim mam bardzo dobre relacje i od początku nie było z tym żadnego kłopotu. "Quo Vadis" jest wielką powieścią historyczną osadzoną w czasie zmieniających się epok. Sceny są odgrywane m.in. na arenie, więc potrzebowaliśmy rzymian na widowni, chrześcijan na arenie, a do tego ktoś jeszcze musiał być pretorianami. Obsada ok. 80 aktorów była więc konieczna.
PAP: Używając łacińskiego zwrotu zaczerpniętego z tytułu powieści Sienkiewicza, zapytam "dokąd pan zmierza" panie reżyserze?
WK: Zmierzam do fantastycznego musicalu. "Quo Vadis" daje pretekst do ważnej opowieści, do przyglądania się temu, jak przebiega koło historii: ci, którzy niegdyś byli prześladowani - jak chrześcijanie, będący u początków swojego ruchu - po jakimś czasie stali się prześladowcami, później inni ich prześladowali.
Według mnie wszystkie pojawiające się ruchy z silnymi ideami, takie jak komunizm czy faszyzm - i nie chodzi o wartościowanie, czy ruch był z gruntu dobry czy zły - mają na początku podstawy szlachetności. Natomiast, kiedy dochodzą do władzy, to często się degenerują i stają się opresyjne.
Przy okazji "Quo Vadis" Sienkiewicz ukazuje jednowymiarowy stosunek chrześcijan, jako wyłącznie dobrych, a rzymian, poza wyjątkami, jako wyłącznie złych. Wiadomo, że tak nie było. Ja tę opowieść potraktowałem przypowieściowo. Tak, żeby opowiedzieć o tym "kole zemsty".
PAP: Wspomniał pan, że powieść Sienkiewicza jest osadzona w czasie zmieniających się epok. Gdzie pan osadził swój spektakl?
WK: Z jednej strony zależało mi, żeby realia były kompatybilne z czasami Nerona, przenieśliśmy je do lat 20. i 30 XX wieku. Zostały zanurzone w modzie niemieckiej tego okresu. Ale są też bardzo silne akcenty w kostiumach antycznych, co pozwala nam budować konwencję bliższą kabaretowi metafizycznemu. Postacie odgrywają historię, która jest napisana przez Sienkiewicza, a nie przechodzą w typowo narracyjny sposób do czasów Nerona. Taniec w sandałach i długich togach nie sprawdziłby się w musicalu, a zależało mi, żeby to przedstawienie było pełne ruchu, świetnej muzyki i niezłego bitu oraz żeby dobrze komunikowało się ze współczesnym widzem.
PAP: Z czym wyjdzie widz po pana spektaklu?
WK: Chciałbym, żeby widz rozumiał, że każda władza korumpuje, wcześniej czy później. Żeby zrozumiał i patrzył na każdy ruch społeczny z pewnego oddalenia. Żeby rozumiał jak działa historia.
PAP: "Quo Vadis" to również historia miłosna.
WK: Zdecydowanie. To historia miłosna, sensacyjna i przygodowa osadzona w czasach Nerona. Będzie znakomita muzyka, świetna scenografia i znakomite parte wokalne.
PAP: Jak pracowało się z aktorami gdyńskiej sceny muzycznej?
WK: Najlepiej! Teatr Muzyczny i jego zespół to prawdziwy skarb. Znajomicie pracowało się również z techniką i administracją. W tym miejscu dostaje się skrzydeł. Ten teatr jest wybitnym miejscem, które daje wolną rękę. Spotkało mnie wielkie szczęście i mam nadzieję, że chociaż część tego szczęścia uda się przekazać widzom.
Rozmawiał: Piotr Mirowicz