EN

27.05.2022, 10:24 Wersja do druku

Wrocław. Dyrektorka Opery Wrocławskiej wzięła "na bieżące wydatki" milion złotych kredytu bez wiedzy marszałka i ministra

Inne aktualności

Bez wiedzy marszałka i Ministerstwa Kultury dyrektor Opery Wrocławskiej wzięła na bieżące wydatki kredyt w banku, a z funduszu socjalnego pieniądze pracowników, co jest nielegalne. Dług urósł do niemal 4 mln zł, rzecznik dyscypliny finansów publicznych dostanie zawiadomienie.


Kontrolerzy Urzędu Marszałkowskiego badali finanse Opery Wrocławskiej i odkryli, że jej dyrektor Halina Ołdakowska wzięła w lipcu kredyt w banku. Na milion złotych.

- Nie powiadomiła władz województwa, że ma taki zamiar - mówi Krzysztof Maj z zarządu województwa odpowiedzialny za kulturę w regionie.

Jak się okazało, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które również dotuje Operę Wrocławską,  też nie miało pojęcia o zaciągniętym zobowiązaniu i że pożyczony milion złotych poszedł na bieżące wydatki.
Koronawirus w Operze Wrocławskiej wyjaśnieniem na wszystko

Dyrektorka Halina Ołdakowska decyzję o kredycie tłumaczyła kontrolerom pandemią koronawirusa. Zanim poszła do banku, wystąpiła do marszałka Cezarego Przybylskiego o dodatkowe 5 mln zł za utracone przez epidemię dochody z wpływu z biletów. Kiedy ich nie dostała, poszła do banku po kredyt.

Tyle że pandemia dotknęła wszystkich, ale tylko dyrektorka Opery Wrocławskiej wpadła na taki pomysł.

Maj: - Zgodnie z naszą wiedzą żadna z instytucji kultury, dla których organizatorem jest samorząd województwa dolnośląskiego, nie skorzystała z kredytu gotówkowego na działalność bieżącą instytucji.

Na początku pandemii wszyscy dyrektorzy dostali jasne zalecenie: mają pilnować finansów i oszczędzać. Wydatki muszą być uzasadnione. W Operze Wrocławskiej kontrolerzy nie znaleźli choćby śladu poważnego potraktowania zaleceń. "W żadnym z pism i wyjaśnień nie wskazano czy i jakie opera podjęła działania oszczędnościowe, do których zobowiązał ją organizator" - wskazują kontrolerzy.

Od stycznia do sierpnia ubiegłego roku koszty Opery Wrocławskiej rosły, na co "znaczny wpływ miały faktury wystawione przez MK Vocal Art. Mariusz K. za usługi artystyczne na łączną kwotę 560 tys. zł" - stwierdzili kontrolerzy.

Mariusz K. to Mariusz Kwiecień, wówczas pełniący w operze honorową funkcję dyrektora artystycznego. Dlatego honorową, bo gdyby był faktycznie dyrektorem, jego wynagrodzenie w wysokości ok. 64 tys. zł miesięcznie nie miałoby racji bytu wobec przepisów tzw. ustawy kominowej.

Kontrakt, który Ołdakowska podpisała z firmą "MK Vocal Art Mariusz Kwiecień", został zakwestionowany przez Najwyższą Izbę Kontroli i rozwiązany we wrześniu 2021 r. Kwiecień został bowiem zatrudniony z naruszeniem prawa i wynagrodzony jak nikt w polskich operach. Zgodnie z ustaleniami NIK średnia pensja dyrektora artystycznego w Polsce wynosi 12,5 tys. zł. Nic nie potwierdza, by Ołdakowska podjęła jakiekolwiek próby wynegocjowania korzystniejszej wysokości honorarium dla Kwietnia.

Gdy w grudniu 2020 r. "Wyborcza" ujawniła niebotyczne zarobki honorowego dyrektora artystycznego, zirytowany marszałek Przybylski poprosił dyrektorkę Opery Wrocławskiej o "optymalizację wydatków".

Nie udało nam się wtedy dowiedzieć, na czym miała ona polegać, ale Ołdakowska przekonywała, że pensje dyrektorskie nie są obciążeniem dla budżetu kierowanej przez nią placówki.
Opera Wrocławska i jej "zamrażanie wynagrodzeń zespołu dyrektorskiego"

Z interpelacją do marszałka wystąpiła sejmikowa radna PiS Małgorzata Calińska-Mayer. Usiłowała się dowiedzieć, czy opera nie została narażona na straty, czy nie ma problemów finansowych i czy pieniądze wypłacone Mariuszowi Kwietniowi na podstawie mowy zawartej z naruszeniem prawa zostaną zwrócone.

Dowiedziała się, że jest dobrze, a nawet znakomicie.

"Honorarium artystyczne wypłacane panu Mariuszowi Kwietniowi nie było finansowane ze środków budżetu Województwa Dolnośląskiego w ramach dotacji, a z wypracowanych przychodów własnych (…), tym samym nie doszło do uszczuplenia budżetu województwa" - przekonywał Przybylski.

W tym samym czasie dyrektorka opery wystąpiła do niego o 5 mln zł i przyznawała też, że spadły wpływy ze sponsoringu. Wprawdzie w mediach opowiadała o magicznym wpływie nazwiska Kwietnia, sławnego eksśpiewaka, na potencjalnych darczyńców, ale w rzeczywistości hojni mecenasi się nie pojawili.

Marszałek miał już wówczas na biurku pismo Ołdakowskiej z marca, w którym zapowiedziała mu, że w lipcu i w sierpniu wydatki zostaną zmniejszone, "a zysk z biletów pozwoli operze na nadrobienie zaległości finansowych". Co więcej, dyrektorka złożyła też deklarację, że "w przypadku jakiejkolwiek straty lub wyzwań z utrzymaniem płynności finansowej w ciągu 2021 r. zareaguje adekwatnym do sytuacji zamrożeniem wynagrodzeń zespołu dyrektorskiego".
Pożyczalscy w Operze Wrocławskiej

Wynagrodzeń kadry kierowniczej nie zamrożono - stwierdzili kontrolerzy. Po kieszeni jednak obrywali inni - kontrahenci czekali na zapłatę faktur po dwa miesiące i więcej (180 faktur na koniec marca na ponad 846 tys. zł), ale publicznie się nie skarżyli.

- Byłem w fatalnej sytuacji, bałem się, że mi się firma rozleci, ale siedziałem cicho. Chcę jeszcze dostać zlecenie w teatrach - powiedział "Wyborczej" jeden z wierzycieli opery.

Kredyt na milion złotych miał operze pomóc wyjść na prostą i uregulować wszystkie zaległości.

Kontrolerzy marszałka: "Z działalności od stycznia do sierpnia 2021. Opera Wrocławska osiągnęła ujemny wynik finansowy - stratę w wysokości 3,2 mln zł (planowana była w wysokości 206 tys. zł)", "Opera nadal pozostawała w trudnej sytuacji finansowej", w lipcu, sierpniu i wrześniu "Opera nie posiadała wystarczających środków na rachunku bieżącym na wypłaty wynagrodzeń".

Ołdakowska uznała, że kolejnym kołem ratunkowym będzie 210 tys. zł z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. To pieniądze nietykalne, prawo precyzyjnie określa, na co można je wydać.

- Nasi przedstawiciele w komisji socjalnej nie zostali poinformowani, że pani dyrektor zamierza wykorzystać pieniądze na potrzeby opery. Tego nie wolno robić. Z funduszu socjalnego przyznaje się zapomogi dla pracowników w trudnych sytuacjach życiowych, finansuje kolonie dla dzieci pracowników albo dopłaca do wczasów "pod gruszą" - mówi Agnieszka Józefczyk, przewodnicząca Związku Zawodowego Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych.

"To uchybienie", jednorazowa operacja, pracownicy nie stracili - broniła się Ołdakowska w wyjaśnieniach dla kontrolerów marszałka.

Stwierdziła też, że skoro pieniądze z funduszu należą do pracowników opery, to nie są pieniędzmi publicznymi i nie podlegają reżimowi Ustawy o finansach publicznych.

A zaciągnięty kredyt spłaca z dotacji UMWD i ministra.

Ale urzędnicy marszałka byli tym razem mniej wyrozumiali niż za poprzednich kontroli. Sekretarz województwa Maciej Sznel: "Dyspozycja przekazania środków ZFSS na rachunek bieżący opery, nie stanowiła uchybienia formalnego, a świadome działanie wynikające z braku środków na rachunku bieżącym na pokrycie ponoszonych kosztów, które należy traktować jako nieprawidłowość (działanie nielegalne)".

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dyrektorka Opery Wrocławskiej wzięła "na bieżące wydatki" milion złotych kredytu bez wiedzy marszałka i ministra

Źródło:


Link do źródła

Wątki tematyczne