- Ilekolwiek by manifestów powstało, to na koniec przychodzi Krystian Lupa, robi spektakl i wszystkich wciąga nosem - rozmowa Jana Czaplińskiego, Małgorzaty Dziewulskiej, Piotra Morawskiego, Piotra Olkusza Agaty Siwiak i Michała Zadary.
DZIEWULSKA: Rozumiem intencje manifestu Macieja Nowaka1, ale mam w związku z nim wątpliwości, bo ten gatunek potrzebuje klarownych pojęć, a o nie dziś trudno. Wydaje mi się, że jesteśmy we mgle, że jest raczej pora rozpoznawania niż dekretowania. A przede wszystkim, że potrzeba nowego języka. MORAWSKI: Dziś już nie pisze się manifestów? DZIEWULSKA: Nowak mówi, że po przełomie politycznym wiemy trochę więcej o polskim społeczeństwie, na co ciężko mi przystać. Czy słowo "wspólnota" może jeszcze coś znaczyć, czy wyraża tylko pobożne życzenie? W tej chwili wierzę mniej słowom, a bardziej indywidualnym iluminacjom, intuicjom działających w lokalnych warunkach ludzi teatru. MORAWSKI: A ja się nie zgadzam. Nie zgadzam się, bo akurat w tym przypadku wydaje mi się, że coś, co roboczo nazywamy tutaj manifestem, to jest raczej próba stworzenia pewnego języka opisu czegoś, co Maciej Nowak sam robi jako dyrektor teatru. Od początku ubiegłego sezonu