Relacje pomiędzy sferą kultury a publicznością zostały w ostatnich latach bardzo mocno naznaczone regułami biznesowymi. Spektakl i koncert przekształciły się w towar, który kupuje się w taki sam sposób jak dobra konsumpcyjne, a bilet wstępu zyskał rangę umowy, której zerwanie niesie niemalże skutki prawne - pisze Paweł Wodziński w Teatrze.
W trakcie warszawskiego występu Morrisseya muzyk zszedł ze sceny i przerwał koncert. Zdarzenie rzadko spotykane, ale w sumie nic niezwykłego. Historia muzyki pełna jest informacji o przerwanych koncertach, nagłych wypadkach, nieszablonowym zachowaniu się wykonawców na scenie. Do niedawna znaleźlibyśmy usprawiedliwienie dla zachowania muzyka, przyjmując, iż miał prawo źle się poczuć, nie był tego dnia w formie, a może rzeczywiście został w jakiś sposób znieważony czy wyprowadzony z równowagi przez stojącego w pobliżu sceny widza, jak brzmi oficjalny komunikat. Komentarze zawiedzionych widzów, artykułowane w formie internetowych postów, nie wskazywały na zrozumienie intencji artysty. Raczej przeważał ton "kupiłem bilet, podpisałem z Państwem umowę na dostarczenie mi produktu, produkt nie został dostarczony, jestem zawiedziony, żądam zadośćuczynienia finansowego, co najmniej zwrotu pieniędzy za bilet, a być może czegoś jeszcze, mam na myśli