„Dobrobyt” wg scenar. Juli Jakab, Árpáda Schillinga i Évy Zabezsinszkij w reż. Árpáda Schillinga w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Do nadmorskiego hotelu przyjeżdża para młodych ludzi (Wiktor Loga-Skarczewski i Natalia Lange), a ich weekendowy pobyt w luksusie to wygrana na loterii. Para rozlokowuje się w hotelu, spędza w pokoju upojną noc, ale ranek budzi ich wyciem odkurzacza – pobudka o siódmej trzydzieści w takiej sytuacji to przecież prawdziwy koszmar, a do tego początek zaskakujących i nieprzewidywalnych wydarzeń. Obiad wolno jeść tylko w sali restauracyjnej, z basenu można korzystać w mało komfortowych warunkach, minibar z pokoju okazuje się jednak płatny, dodatkowo giną portfele i dokumenty. Wydawałoby się, że taki ciąg zdarzeń to dobry temat na doskonałą komedię. Jednak nic bardziej mylnego.
Muszę przyznać, że tym spektaklem bardzo mocno mnie warszawski Teatr Powszechny zaskoczył. Można powiedzieć, że „Dobrobyt” to pierwszy od dłuższego czasu spektakl fabularny, taki, który posiada wyraźnie określoną narrację, wciągającą akcję, która w konwencji przypomina mroczny thriller, całkiem zgrabnie wymyślony i bardzo dobrze zagrany. Oczywiście nie mogło się obyć bez sporej dawki nagości, w tym przypadku również ekskrementów, przemocy wobec kobiet i scenicznej demolki – w końcu cały czas jesteśmy w teatrze, „który się wtrąca”, ale tym razem nie mamy do czynienia z pustym moralizatorstwem, poza tym jest bez wojny płci, bez klechy, bez tęczowych flag… I o ile niekiedy wydarzenia zdają się być zdumiewająco nieprawdopodobne, choć może autorom scenariusza wcale na tym nie zależało (np. żądanie posprzątania hotelowego pokoju przez gości), to w warstwie aktorskiej przedstawienie jest więcej niż satysfakcjonujące. Uwierzyłem przede wszystkim w kreacje Arkadiusza Brykalskiego i przeuroczej Anny Ilczuk – ich role bogatych „manipulatorów” są szalenie wiarygodne i przekonujące, a wręcz – co może w kontekście ich poczynań zabrzmieć paradoksalnie – wzbudzają sympatię tym, w jaki sposób artykułują swój stosunek do „biedniejszego”, zwyczajnego świata. Świetny jest również Michał Jarmicki jako psychopatyczny kierownik hotelowej obsługi, rewelacyjna w swej krwiożerczej delikatności Ewa Skibińska i zupełnie inna niż dotychczas Klara Bielawka. Jeszcze raz podkreślę, że cały zespół aktorski wykonał tutaj kawał naprawdę dobrej roboty; dzięki niemu spektakl również pod względem dramaturgicznym ogląda się znakomicie.
Jeśli można by się doszukiwać w tym przedstawieniu jakichś ukrytych treści i politycznych manifestów, do jakich przyzwyczaił nas w końcu Teatr Powszechny, to mogłoby wypaść dość problematycznie. Jednak ja odebrałem ten spektakl jako wywołujący dreszcz emocji, pełen napięcia, niepewności i tajemniczości thriller z bandą niebezpiecznych, wręcz psychopatycznych ludzi zdolnych do wszystkiego, nawet do przemocy… Być może dlatego, że rano odwiedziłem pobliski oddział ZUS-u, gdzie usiłowałem zrozumieć zawiłości wysokości składek „nowego ładu” dla przedsiębiorców… Uwierzcie, że teatralni „psychopaci” zdecydowanie bardziej niż biurokratyczni urzędnicy przypadli mi do gustu.