EN

29.05.2024, 20:37 Wersja do druku

widz_trebicki(nie)poleca: „Polowanie na osy”

„Polowanie na osy. Historia na śmierć i życie” na postawie książki Wojciecha Tochmana w reż. Natalii Korczakowskiej w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Historie kryminalne wydają się być znakomitym materiałem do ich realizowania na teatralnych scenach. Ta zainscenizowana w warszawskim Teatru Studio jest autentyczna, jeszcze świeża, bo pochodzi z lat 90. ubiegłego stulecia. Młoda dziewczyna, Monika Osińska – tytułowa „Osa”, wraz z kolegami morduje koleżankę i okrada ją z pieniędzy i biżuterii. Forsa potrzebna była na studniówkę. No i stało się. „Osa” dostała wyrok dożywocia, ale wyszła z więzienia wcześniej, zmieniła tożsamość i zaczyna życie na nowo.

Na scenie widzimy ogromną klatkę, która w pierwszej części uosabia telewizyjne studio – może dlatego część publiczności usadowiona została właśnie na niej. A w drugiej więzienną celę, też z publicznością dookoła. Bez przerwy jesteśmy świadkami telewizyjnej transmisji, są też zbliżenia, więc widzimy, każde westchnienie, każdą kroplę potu na twarzy aktora. Z czasem tych zbliżeń można zaobserwować tak dużo, że odniosłem wrażenie jakby to operatorzy kamer dominowali na scenie, skutecznie „przykrywając” aktorów i „zanieczyszczając” akcję. W rezultacie uczestniczymy w przedstawieniu, które staje się bardziej wizją lokalną niż dramaturgiczną narracją.

Aktorsko jest, muszę przyznać, nawet ciekawie i w wyrażaniu emocji dynamicznie: jest wszystkowiedzący dziennikarz, w interpretacji Bartosza Porczyka udający Kamila Durczoka, jest świetna Sonia Roszczuk – jakby niezrównoważona psychicznie pani psycholog, bardzo dobry Daniel Dobosz jako szwagier ofiary, który umiejętnie nakręca spiralę nienawiści wokół sprawców i w taki sposób wykorzystuje zdobytą pozycję medialną, że cała ta „dziennikarska hołota” wprost je mu z ręki; jest archaicznie uroczy Robert Wasiewicz, którego nie bardzo można zrozumieć, ale prezentuje się całkiem nieźle, szczególnie w roli kochanki osadzonej, bo z sekwencji telewizyjnego jasnowidza wychodzi raczej niezamierzona parodia, chociaż nie wykluczam, że ta scena została specjalnie tak skomponowana dla „rozluźnienia” widowni; jest jeszcze Dominika Ostałowska, nie mniej urocza w roli pisarki opowieści o morderczyni, chociaż i w jej przypadku z rozumieniem tekstu jest problem, jako że aktorka posługuje się głównie szeptem, paleniem papierosów i nieznośnym wręcz spokojem, takim na granicy utraty życiowych odruchów. Największą uwagę przykuwa Maja Pankiewicz – jest rewelacyjna, zarówno jako mobbingowana w telewizji asystentka czy później zdecydowana więzienna strażniczka. To przede wszystkim dzięki jej scenicznej obecności udaje mi się znieść niszczącego moje uszy i poczucie estetyki amerykańskiego rapera Blu Mantica, który jest swego rodzaju narratorem, opowiada o tym, co się stało i jak ciężkie jest życie w Warszawie. Ale ten akurat pomysł uważam za chybiony, również z powodu bardzo złego wykonania, które dodatkowo, także z racji języka, kompletnie rozbijało intymność przedstawienia. Naprawdę nie ma polskich artystów gotowych podjąć się narracyjnej, hiphopowej „nawijki”? Przecież wypadłoby to o wiele bardziej wiarygodnie i językowo, i reprezentatywnie dla czasu wydarzeń. 

Generalnie dla mnie jako zwykłego widza, bywającego kilka razy w tygodniu w teatrze lub na koncercie, cały pomysł na tę inscenizację wydaje się być nudny i momentami irytujący, a sam spektakl jest bez wątpienia o kilka kwadransów za długi. W którymś momencie ma się już dość tych ciągłych dywagacji moralnych, dotyczących tego, czy to dobrze że ukarano sprawczynię, czy osadzona powinna spędzić za kratami dożywocie czy może 25 lat, a może jednak tylko 17? Jest też wiele elementów w moim przekonaniu zbędnych, jak choćby celebrowanie milczenia i ciszy w scenach więziennych, ogromne ekrany z informacjami, które w niektórych momentach wręcz rozpraszają sceniczną akcję czy też taneczna wstawka nie do końca osadzona w fabule. Dodatkowo muszę jeszcze nadmienić, że wypalane tonami papierosy, raczej nie wpływają na komfort odbioru tego zdecydowanie za długiego i w konsekwencji nijakiego przedstawienia. A szkoda, bo aktorsko jest naprawdę bardzo dobrze.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła