„Faust” Charles'a Gounoda w inscenizacji Franka Castorfa. Pisze Magdalena Grzybowska na stronie operalovers.pl.
Wiener Staatsoper prezentuje aktualnie „Fausta” Gounoda w inscenizacji Franka Castorfa. Premiera spektaklu miała miejsce w 2021 roku i ze względu na pandemię transmitowana była na żywo bez udziału publiczności. Pięć lat wcześniej przedstawienie po raz pierwszy pokazano w Staatsoper Stuttgart.
Reżyser łączy przypowieść o mędrcu oddającym duszę diabłu za cenę odzyskania młodości z elementami reality show i wyraźnym politycznym przekazem. Przebieg wydarzeń pilnie śledzą kamery, przekazujące w czasie rzeczywistym rozgrywający się na scenie dramat. Wyświetlane na ekranach zbliżenia wydobywają emocje bohaterów i pozwalają śledzić na bieżąco te elementy akcji, które zostały ukryte przed wzrokiem publiczności. Widownia bombardowana jest także nagranymi wcześniej scenkami i starymi reklamami, m.in. proszku do prania Omo oraz pasty do zębów Gibbs.
Castorf przenosi widza do Paryża u schyłku wojny algierskiej. Obrotowa scena ukazuje m.in. te rejony miasta, w które lepiej się nie zapuszczać bez powodu (okolice stacji metra Stalingrad). Pieczołowicie udekorowane ciasno stłoczone mieszkania, kawiarnia Café Or Noir z pobliską budką telefoniczną i strzelista sylwetka katedry Notre Dame tworzą malowniczy i autentyczny obraz paryskich ulic. Urokliwa scenografia nie sprzyja jednak solistom, gdyż stojąc w niektórych miejscach są oni gorzej słyszalni.
Pokazując walkę o utrzymanie najstarszej francuskiej kolonii reżyser zdaje się nawiązywać do imperialistycznych dążeń mocarstw w czasach obecnych. Podświetlany szyld Coca-Coli i inne reklamy stanowią krytykę kapitalistycznego konsumpcjonizmu. Przesłanie Castorfa najlepiej oddają cytowane teksty Arthura Rimbauda, głoszącego poglądy o nieuchronnej katastrofie burżuazyjnego świata. Nagromadzenie tropów osiąga w tym przedstawieniu zabójcze stężenie.
Jakkolwiek by nie oceniać inscenizację, poziom muzyczny spektaklu to absolutny top. Piotr Beczała po sześciu latach powrócił do jednej ze swoich koronnych ról w repertuarze. Tenor bez wysiłku sięga najwyższych dźwięków w rejestrze, a jego wykonanie wyróżnia się eleganckim frazowaniem i wyczuciem stylu. Partię Fausta śpiewa z prawdziwą pasją, a w arii „Salut! Demure chase e pure” zmienia się w czułego, romantycznego kochanka i zbiera największe owacje wieczoru.
W wiedeńskiej produkcji Małgorzata jest ekspedientką ze sklepu mięsnego, która chcąc uciec od biedy, staje się obwieszoną klejnotami ulicznicą. Nicole Car z powodzeniem oddaje cały wachlarz emocji towarzyszących Małgorzacie, jednak najbardziej przekonująca była dla mnie w finale, uwięziona i szalona.
Adam Palka rolą Mefistofelesa zadebiutował trzy lata temu w wiedeńskiej Staatsoper. Od tego czasu wziął udział we wszystkich wznowieniach tego spektaklu, wystąpił również w „Rusałce” Dworzaka i „Cyruliku sewilskim” Rossiniego. Polski bas tworzy charyzmatyczną i wyrazistą postać, która w założeniu reżysera nie jest demonicznym księciem piekieł, lecz kimś w rodzaju szamana i hedonistycznego króla życia.
W drugoplanowych rolach szczególnie wyróżniają się uwodzicielska Marthe (Monika Bohinec) oraz obdarzona pięknym głosem Patricia Nolz jako Siébel. Bertrand de Billy dyryguje z wielkim kunsztem i wycyzelowaniem wszelkich niuansów.