Warszawa 9 września 2025
Agata Adamiecka-Sitek
Oświadczenie w sprawie Teatru Dramatycznego
Na początku września w branżowej prasie teatralnej ukazały się dwa obszerne wywiady z Moniką Strzępką – niemal dwugodzinna rozmowa w formie podcastu w „Raptularzu” oraz trzyodcinkowy wywiad w miesięczniku „Teatr” – w których opisuje ona wydarzenia związane z jej dyrekcją w Teatrze Dramatycznym oraz pracą nad spektaklem Heksy.
Sednem tej narracji jest rzekomy spisek, który miał doprowadzić do odwołania premiery i dymisji dyrektorki Teatru. Tylko tak, zdaniem Moniki Strzępki, można wyjaśnić to, co się stało. W jej opowieści zespół teatru był pod olbrzymią presją wynikającą z nagonki prasowej, ale poza tym wszystko w teatrze układało się dobrze, dyrektorka sprawnie nim kierowała, a przygotowania do premiery do pewnego momentu – do spotkania części zespołu aktorskiego z urzędnikami Biura Kultury – szły świetnie.
W wypowiedziach tych znajduje się wiele sformułowań nacechowanych emocjonalnie, rzekomych faktów wywodzonych z wrażeń i opinii, przekonań opartych na plotkach, opisów pomijających niepasujące do całości wydarzenia, otwarcie głoszonych pomówień (sformułowania w stylu „nie mam dowodów, ale winna jest…”), twierdzeń wprost sprzecznych z faktami. Jednocześnie Monika Strzępka w najmniejszym stopniu nie bierze odpowiedzialności ani za to, co działo się w Teatrze Dramatycznym, którym zarządzała jako dyrektorka naczelna i artystyczna, ani za proces twórczy, którym kierowała jako reżyserka Heks. Wszystko przypisuje złej woli współpracownic i współpracowników oraz urzędników miejskich.
Nie widzę ani możliwości, ani celowości odniesienia się do wszystkich fragmentów, w których Monika Strzępka z niefrasobliwością podchodzi i do prawdy, i do kilkudziesięciu bez mała osób, o których wypowiada się z lekceważeniem i wrogością. Nie da się w trybie sprostowania odpowiedzieć na narrację tak dalece zniekształcającą rzeczywistość. Poniżej przedstawiam krótkie oświadczenie odnoszące się do zarzutów Moniki Strzępki, a następnie dłuższe wyjaśnienie dotyczące węzłowych elementów jej narracji.
Oświadczam, że:
1. Nie brałam udziału w spisku zmierzającym do obalenia Moniki Strzępki (ani w żadnym innym; chyba żeby za spisek uznać wspólną, przedkonkursową pracę nad programem teatru, który pisałam razem z Moniką i gronem współpracowniczek). Uporczywe ponawianie narracji, że było inaczej, to pomówienie godzące w moje dobre imię.
2. Nic mi też nie wiadomo, by taki spisek w teatrze istniał. Trudno mi przy tym znaleźć odpowiedź na podstawowe pytanie – o jego cel, szczególnie przed bardzo wyczekiwaną i przeniesioną już raz premierą. Nie rozumiem, dlaczego zaproszonym przez Monikę do pracy aktorkom i aktorom miałoby zależeć na skasowaniu ich blisko półrocznej pracy nad – rzekomo świetnym i gotowym – spektaklem (poza wszystkim nie do pominięcia jest tu także aspekt finansowy: próbując, zespół aktorski zarabia jedynie pensję minimalną, realna gratyfikacja związana jest dopiero z graniem spektakli). Jakimi argumentami mieliby ich przekonywać urzędnicy? Co z tego miałyby osoby współkierujące instytucją, z których żadna nie pretendowała do roli dyrektorskiej i ostatecznie w teatrze nie została? (Przypominam, że Monika Strzępka dostała mianowanie w wyniku wygranego konkursu i nikt nie mógł zająć jej stanowiska bez ponownego rozstrzygnięcia konkursowego).
3. Nie wysyłałam również żadnych wiadomości na temat sytuacji w teatrze do miejskich urzędników jakiegokolwiek szczebla – ani przed rozpoczęciem mojej pracy w Teatrze Dramatycznym, ani w jej trakcie, ani po jej zakończeniu.
W TD pracowałam w wymiarze połowy etatu, nie pełniłam funkcji kierowniczej ani tym bardziej dyrektorskiej, nie miałam żadnej formalnej władzy ani pełnomocnictw. Od początku współtworzyłam jednak ten projekt i czuję się współodpowiedzialna za jego porażkę, co oświadczyłam publicznie zaraz po odwołaniu premiery Heks. Złożyłam wypowiedzenie z pracy w TD, a także rezygnację z pełnionej przeze mnie funkcji Rzeczniczki Praw Studenckich w Akademii Teatralnej. Było dla mnie zrozumiałe, że kontekst Teatru Dramatycznego nie sprzyja zaufaniu koniecznemu dla sprawowania tej funkcji. Było to moje najtrudniejsze doświadczenie zawodowe, wiązało się z kryzysem zdrowotnym i głęboko zmieniło moje życie.
Na koniec słowo o mediach. Bardzo mi przykro, że ponownie w tej historii media, i to media mi bliskie – związane z teatrem i pretendujące do miana opiniotwórczych – odgrywają tak nieodpowiedzialną rolę. Monika Strzępka mówi w swoim imieniu i ma prawo do swojej opowieści, jakkolwiek niewiarygodna by była. Moje zdumienie i smutek budzi jednak sposób pracy redakcji miesięcznika „Teatr” i magazynu „Raptularz”, bo redakcje pism branżowych obowiązują te same standardy rzetelności, co wszystkich wydawców. Oczekiwałabym zatem od nich dochowania art. 12 Prawa prasowego, czyli szczególnej staranności i obowiązku weryfikacji informacji, oraz respektowania dóbr osobistych osób, o których się pisze (art. 23–24 k.c.). Obowiązki te dotyczą zarówno artykułów, jak i wywiadów, za które odpowiedzialność ponoszą solidarnie autorzy wypowiedzi i redakcje. Nie oczekuję obrony kogokolwiek, lecz standardu: zebrania i zestawienia wersji, oddania głosu kilku stronom, sprawdzenia podstawowych faktów, a jeśli to niemożliwe — uczciwego opisania ograniczeń materiału. Uważam, że w tym sensie „Teatr” i „Raptularz” w tych publikacjach zrezygnowały ze swojej roli jako odpowiedzialnego miejsca tworzenia wiedzy.
Rozwinięcie
Jak już napisałam, nie da się odpowiedzieć zdanie po zdaniu na wszystkie przekłamania i nieścisłości w wypowiedziach Moniki Strzępki, które w całości zniekształcają rzeczywistość. Jednak wielokrotnie powtarzana nieprawda zmienia się w prawdę – zwłaszcza jeśli nikt jej nie zaprzeczy.
Dlaczego dotychczas milczałam w sprawie Dramatycznego? Ta historia jest niezwykle złożona i wielowymiarowa, dotyczy wielu bardzo poważnie poszkodowanych już osób, które długo wracały do równowagi. Trudno ją opowiedzieć, nie powodując kolejnych krzywd i retraumatyzacji. Wysoko cenię wartość debaty publicznej i wspólnie gromadzonej wiedzy, ale w tym przypadku ważniejszy był dla mnie aspekt ludzki – zapewne także potrzeba chronienia siebie samej. Nie czułam się jeszcze gotowa do tej opowieści i nie miałam przekonania, że na tym etapie posłuży to jakiemuś dobru. A także – nie chciałam krytykować Moniki Strzępki, co byłoby nieuniknione, bo uważałam, że medialna nagonka, która na nią spadła, była odrażająca i miała w sobie nieukrywaną satysfakcję mizoginistyczną. Odkładałam więc zabranie głosu, ale w tej chwili więcej krzywdy, nie tylko mnie, ale całemu gronu osób, wyrządza brak sprostowania do głoszonej przez Monikę wersji wydarzeń.
Dlatego poniżej odniosę się do kilku wątków tej historii, wybierając te, które z mojego punktu widzenia są kluczowe. Z góry uprzedzam, że będzie to opowieść szczegółowa i niekrótka. Inaczej nie potrafię jednak odnieść się do spraw tak złożonych i delikatnych, a zarazem tak już zniekształconych w funkcjonującej narracji. Postaram się precyzyjnie zaznaczać, kiedy relacjonuję fakty, a kiedy nadaję im moją interpretację. Zaznaczę też, w których z przywoływanych przeze mnie wydarzeń uczestniczyłam, a które znam jedynie z relacji. Tam, gdzie nie jest to konieczne, nie podaję nazwisk, żeby minimalizować ewentualne krzywdy wyrządzone publicznym roztrząsaniem tych zdarzeń.
Na początek jednak istotne zastrzeżenie z meta poziomu. Po pierwsze: przeszłość jest niezwykle plastyczna – nasze wspomnienia ulegają ciągłym rekonstrukcjom, w których istotną rolę odgrywają aktualne potrzeby psychiczne, szczególnie gdy dotyczą one trudnych lub traumatycznych doświadczeń. W złożonych sytuacjach kryzysowych pamięć koncentruje się na tych aspektach wydarzeń, które pomagają zachować spójny i pozytywny obraz siebie, chroniąc tym samym nasze ego przed cierpieniem. Co więcej, zachowane wspomnienia interpretujemy w sposób zgodny z naszymi obecnymi potrzebami emocjonalnymi, co prowadzi do dalszych zniekształceń. Te mechanizmy są naturalnymi i powszechnymi strategiami ochrony psychologicznej, są nieuniknione i dotyczą każdego z nas – więc z całą pewnością także mnie. Choć opowieść o trudnych wydarzeniach z przeszłości zawsze jest subiektywna i siłą rzeczy wybiórcza, to jednak istnieje pewna sfera twardych faktów. Są rzeczy, które się zdarzyły i takie, które poza wszelką wątpliwość nie miały miejsca. Znaczenie tych faktów jest już jednak sprawą interpretacji.
Spisek w Biurze Kultury
Zacznę od spotkania przedstawicieli zespołu aktorskiego z szefostwem Biura Kultury, które odbyło się 17 listopada 2023, czyli niemal miesiąc przed premierą. Monika wskazuje to spotkanie jako moment, od którego coś zdecydowanie popsuło się w procesie pracy nad spektaklem. Należy zaznaczyć, że do Biura Kultury poszła delegacja osób, które podpisały się pod stanowiskiem wyrażającym zaufanie do Moniki, opublikowanym na profilu FB Teatru w dniu 13 listopada. Były to zatem osoby, które zadeklarowały, że choć zmiany w Teatrze są trudne, to widzą ich sens i chcą kontynuować tę wspólną pracę. Pośród nich były zarówno osoby od wielu lat pracujące w TD, jak i takie, które dołączyły do zespołu właśnie dlatego, żeby pracować z Moniką, zostawiły swoje poprzednie miejsca pracy, zmieniły swoje życie. Inicjatywa spotkania w Biurze Kultury wyszła od samych aktorów, a jego deklarowanym celem było wzmocnienie dyrekcji Moniki i stworzenie przeciwwagi dla wizyt w BK osób skarżących się na sposób zarządzania Teatrem.
Nie byłam uczestniczką tego spotkania, poniższe zdania są zatem jedynie moją interpretacją. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której do Biura Kultury przychodzi taka delegacja i w wyniku rozmowy z organizatorem wychodzi z planem wywrócenia premiery i dyrekcji Moniki Strzępki. Nie widzę żadnego powodu, dla którego aktorzy i aktorki mieliby dążyć do klęski przedstawienia, nad którym pracowali wiele miesięcy (próby do Heks zaczęły się w końcówce maja i były kontynuowane zaraz po przerwie wakacyjnej). Nie potrafię pojąć, jaki mieliby w tym interes – zwłaszcza, że dopiero co wyrazili publiczne poparcie dla dyrektorki. Nie potrafię także wyobrazić sobie, że na takim spotkaniu z liczną i różnorodną grupą aktorów ze strony organizatora padają jakiekolwiek propozycje czy sugestie namawiające do sabotowania pracy Moniki Strzępki i doprowadzenia do jej odwołania. Byłoby to nie tylko nielegalne i nieetyczne, ale także skrajnie niemądre, trudno byłoby bowiem liczyć na utrzymanie takich treści w tajemnicy. Wreszcie, nie rozumiem, jaki Biuro Kultury miałoby interes w takim rozwoju zdarzeń. W ówczesnej sytuacji ważne było raczej uspokojenie nastrojów i dyskusji publicznej wokół TD.
Monika Strzępka podkreśla, że nikt jej o przebiegu tego spotkania nie opowiedział – i traktuje to jako dowód swojej teorii. Tymczasem faktem jest, że przedstawiciele delegacji poprosili o rozmowę w celu omówienia spotkania w BK. Monika Strzępka zadeklarowała, że nie jest zainteresowana uczestnictwem, bo jest zajęta próbami i prosi jedynie o relację, która została jej potem złożona. Dla aktorów i aktorek rozmowa na ten temat była ważna, pamiętam, że jeszcze przed samym spotkaniem ponownie poszli do Moniki, prosząc o poświęcenie im choć chwili. Monika odmówiła, spotkali się więc z Kolektywem i szczegółowo opowiedzieli o rozmowie w mieście, swoich wrażeniach i wnioskach. Mówili o tym, że starali się przekazać pozytywny obraz pracy w teatrze, zaprzeczyć nieprawdziwym czy wyolbrzymionym opowieściom, jeszcze raz zadeklarowali chęć kontynuowania zmian. Poza złożeniem relacji ze spotkania w mieście formułowali również rady w związku z kryzysem wokół teatru i krytyką w prasie, polecali znanych sobie specjalistów od PR oraz prawników. W moim odczuciu spotkanie to przebiegało w duchu otwartości, zaufania i wspólnego wysiłku wyprowadzenia Teatru z trudnej sytuacji.
Kryzys w pracy nad Heksami
Monika Strzępka twierdzi, że do momentu spotkania aktorów w Biurze Kultury proces prób przebiegał płynnie, a spektakl świetnie się zapowiadał. Nie uczestniczyłam w próbach, poniżej podaję więc moją interpretację stworzoną na podstawie zewnętrznej obserwacji i rozmów z osobami z obsady oraz ekipy twórczej.
Na różnych etapach z prób odeszły z własnej inicjatywy lub na mocy decyzji Moniki cztery osoby. To spora część z piętnastoosobowej ekipy, która zaczynała pracę. Odejścia z projektu stanowią normalną część teatralnego procesu, ale na bardziej zaawansowanym etapie prób zawsze są trudne. Świadczą też o tym, w mojej ocenie, że proces był niełatwy. Najdotkliwsze było odejście na mocy własnej decyzji aktora, który miał odgrywać główną rolę męską. To spowodowało przestój w pracy, długotrwałe poszukiwania zastępcy oraz wpłynęło na decyzję o przesunięciu daty premiery. Premiera Heks była w istocie przesuwana kilkakrotnie, już na etapie wstępnego planowania. Pierwotnie Heksy miały zamykać pierwszy sezon, później otwierać sezon drugi, ostatecznie datę premiery ustalono na 16 listopada 2023 i taką datę podano do publicznej wiadomości, a następnie przesunięto ją na 15 grudnia. Wszystkie te decyzje zgodnie ze swoimi kompetencjami podejmowała oczywiście Monika Strzępka. Zrujnowało to plany części członków zespołu umówionych na inne prace, w tym zdjęcia filmowe. Zmiany wymagał cały listopadowy i grudniowy repertuar teatru, co źle wpłynęło na mierniki, z których teatr się rozliczał, ale także na zarobki zespołu. Zespół i instytucja były zatem wyczerpane tym trwającym od maja procesem, warto zatem zaznaczyć, że dalsze przesunięcia premiery nie wchodziło już w grę.
Z moich rozmów z aktorami i aktorkami w tamtym czasie wynikało, że praca idzie dość opornie, a tekst z trudem przekłada się na sytuacje sceniczne. To poczucie zdecydowanie nasilało się z biegiem czasu. Sama Monika mówiła mi, że ma problem z budowaniem sytuacji scenicznych, ale to dobrze, bo to znaczy, że nie pracuje odtwórczo, nie bazuje na starych rozwiązaniach. Napięcie jednak narastało.
Na ponad miesiąc przed premierą zorganizowałam spotkanie obsady Heks z koordynatorką scen intymnych, na którym także byłam obecna, bo doszły do mnie głosy zespołu aktorskiego, że wiele scen wymaga takiego fachowego wsparcia. Znałam tekst scenariusza i już wcześniej zwracałam uwagę, że jest w nim wiele trudnych scen intymnych, które być może wymagają takiej pomocy. Na spotkaniu ze strony aktorów padło stwierdzenie, że w tej chwili „nic jeszcze nie mamy”, założenia scen dopiero powstają. Było to źródłem sporego niepokoju, na tamtym etapie wydawało się jednak wciąż dość naturalne. Wiadomo, że dynamika pracy w teatrze jest bardzo indywidualna, a Monika znana była z tego, że jej spektakle powstają do samego końca, nabierając ostatecznego kształtu na próbach generalnych.
W podobnym czasie (nie jestem w stanie odtworzyć konkretnej daty) do Doroty Kowalkowskiej przyszła znaczna część obsady Heks i Agnieszka Szpila, wyrażając zaniepokojenie stanem prac i jakością prób. Przy rozmowie obecny był także Jan Czapliński, dramaturg teatru. Nadal w atmosferze współpracy i wspólnego szukania rozwiązań aktorzy wskazywali, że Monika jest rozkojarzona, często na próbach wydaje się nieobecna. Dla wszystkich było jasne, że znajduje się pod ogromną presją, a sprawy dziejące się wokół teatru i wewnątrz mogą zakłócać jej proces twórczy. Nasilający się impas generował jednak coraz więcej napięcia i stresu, wytwarzając efekt błędnego koła. Jednocześnie zespół wskazał, że istotne twórcze impulsy dostaje od choreografki Marty Ziółek. Długo Heksy były przedstawiane jako spektakl, który będzie współreżyserowany przez Strzępkę i Ziółek, a – jak zostało to sformułowane w programie przedstawianym w aplikacji konkursowej – „ciało i język będą w nim równoprawnymi «mówiącymi»”. Później jednak Monika zdecydowała się na samodzielną reżyserię, a Marta Ziółek pozostała w funkcji choreografki. Zespół wrócił teraz do tej początkowej idei, postulując, żeby Monika pozwoliła im więcej pracować z Martą, a sama na chwilę odpoczęła od prób, spróbowała zresetować się i wróciła z nowymi siłami. Jakkolwiek oceniać funkcjonalność takiego rozwiązania, było ono w mojej ocenie wyrazem autentycznej troski o premierę i próbą znalezienia konstruktywnego wyjścia z sytuacji. Treść tego spotkania znam z relacji Kowalkowskiej i Czaplińskiego, ale bezpośrednio potem uczestniczyłam w spotkaniu całego Kolektywu z Moniką Strzępką, na którym przekazałyśmy jej postulat obsady. Monika nie przyjęła tej propozycji, podkreślając, że w takim układzie nie byłby to jej spektakl i nie mogłaby by się pod nim podpisać.
Próby toczyły się więc dalej w niezmienionym trybie, ale narastającym motywem było teraz dodatkowe napięcie między pracą choreografki a reżyserki, co jeszcze utrudniało proces. Ta dynamika miała swoją kulminację na tydzień przed premierą, w piątek 8 grudnia. Znam tę sytuację z relacji aktorów. Monika poświęciła cały dzień prób na przepracowanie i zmianę jednej z ważniejszych scen spektaklu, opracowanej wcześniej choreograficznie przez Martę Ziółek w sposób, który zdaniem grających w niej aktorów miał w sobie wielki potencjał i z którym wykonawcy zdecydowanie się utożsamiali. Była to niezwykle trudna sytuacja: zespół miał poczucie, że zostało mnóstwo pracy, wiele scen w spektaklu nie jest nawet dotkniętych, tymczasem cały dzień prób poświęcony został na „rozwalenie” sceny, która jest gotowa i ma wysoką jakość. Tak prowadzone całodzienne próby spowodowały przeciążenie całej obsady, ale zwłaszcza aktorki, która miała w tej scenie wiodącą partię. Jak rozumiem, to na tej próbie zdarzył się incydent, w czasie którego Agnieszka Szpila zaczęła krzyczeć z balkonu, że nie zgadza się na to, co robi Monika jako reżyserka i że jest to przemoc. Wydaje mi się, że do tej sytuacji przede wszystkim odnosiła się Szpila w swoim wystąpieniu na FB. Na temat tego, czy wystąpienie to było jakkolwiek uzasadnione, mogą się wypowiedzieć jedynie aktorzy i aktorki, których przypisywana Monice przemoc miała dotyczyć.
Sądzę, że to właśnie te piątkowe próby były punktem zwrotnym. Coś bezpowrotnie załamało się w procesie pracy nad spektaklem. Zespół stracił wspólną energię i poczucie wspólnej sprawy.
Następnego dnia, w sobotę 9 grudnia, zaplanowana była pierwsza przelotka całości materiału. To zawsze bardzo trudny i kruchy moment. Byłam przy tym obecna i to, co zobaczyłam, było dla mnie bardzo niepokojącym obrazem. Spektakl był w znacznym stopniu niegotowy, niemal połowa scen wyglądała na zupełnie „surowe”, część nigdy nie została spróbowana w sytuacjach scenicznych. Do piątkowej premiery pozostały 4 dni robocze. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w pracy Moniki Strzępki, ale nawet jeśli jej spektakle nabierały kształtu w ostatniej chwili, moment wydał mi się bardzo trudny. Monika także nie ukrywała zmartwienia i zdenerwowania. W czasie omówienia zapytała zespół, czy naprawdę chcą zrobić z nią ten spektakl. Powiedziała także, że sama dla siebie otwiera taką możliwość, że nie zrobi tej premiery i poda się do dymisji.
W tym miejscu jednoznacznie oświadczam, że wbrew jej twierdzeniom nigdy nie namawiałam Moniki Strzępki do takiego rozwiązania. Być może Monika w ten sposób przekształca naszą rozmowę, w której mówiłam, żeby spróbowała nabrać dystansu do tej sytuacji – bo życie nie redukuje się do tej jednej premiery i nawet jeśli jej nie będzie, to przyniesie nowe sytuacje i możliwości. Starałam się ją wesprzeć emocjonalnie, dać nieco oddechu, wyciągnąć z „tunelu”. Wykonywałam pracę emocjonalną, jak wielokrotnie w czasie trwania tej kadencji. Czuję zażenowanie, że muszę się z tego tłumaczyć.
Rozmowa z zespołem po przelotce była trudna, ale nadal wydawała się konstruktywna. Zespół postawił konkretny warunek, że do poniedziałkowej próby tekst musi zostać skrócony – wszyscy mieli poczucie, że niektóre sceny zupełnie nie funkcjonują, a całość jest zdecydowanie za długa.
W związku z tą sytuacją przez całą niedzielę do późnych godzin nocnych toczyły się prace nad skróceniem tekstu, w których uczestniczyli – trochę na zasadzie „wszystkie ręce na pokład” – Monika Strzępka, Anna Kłos, Daniel Chryc, Adam Zduńczyk, Ana Szopa, Marta Szypulska i ja (nie mam pewności, czy wymieniam wszystkie osoby, które przez kilkanaście godzin usiłowały sprostać temu zadaniu, skład tej grupy ewoluował w tym czasie; Jan Czapliński, który jako dramaturg byłby tu najbardziej kompetentny, chorował wówczas na covid). Nie było z nami Agnieszki Szpili, która wyraźnie dystansowała się już od spektaklu.
Ostatecznie tekst został skrócony, pewne sceny pominięte, inne okrojone i połączone ze sobą. Materiał został przygotowany na poranną poniedziałkową próbę. Monika Strzępka nie wysłała go jednak do zespołu, mimo że na to się z nim umówiła. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego podjęła taką decyzję – być może w istocie nie chciała skrótów i uważała, że to rozwiązanie zostało jej narzucone. Zespół bardzo źle przyjął brak nowej wersji tekstu i ostatecznie próba w ogóle nie wystartowała, przeradzając się w skrajnie emocjonalną rozmowę.
Przed popołudniową próbą Monika zdecydowała, że chce się sama spotkać z zespołem Heks. Wydaje mi się, że poprosiła nawet, żeby na scenie nie było ekipy technicznej, w spotkaniu nie uczestniczył zatem nikt poza aktorami i Moniką. Trudno mi powiedzieć, ile dokładnie trwała ta rozmowa, ale w pewnym momencie ktoś na polecenie Moniki wezwał na salę osoby z Kolektywu (w tym czasie w teatrze nie było Doroty Kowalkowskiej, która przebywała na zwolnieniu lekarskim). Kiedy Monika Dziekan, Małgorzata Błasińska i ja weszłyśmy na widownię, Monika oświadczyła wobec wszystkich obecnych, że zamyka proces prób nad Heksami i podaje się do dymisji, po czym opuściła Teatr. To nie były dywagacje czy pytanie. To była deklaracja wypowiedziana wobec co najmniej dwudziestu lub więcej osób przez dyrektorkę naczelną i artystyczną i jednocześnie reżyserkę spektaklu.
Nie wiem, jak przebiegała rozmowa z aktorami, która do tej deklaracji doprowadziła. Także później nikt mi jej nie zrelacjonował. Nie wiem zatem, co było bezpośrednim impulsem do tej deklaracji ani jaka była jej intencja – czy była to przemyślana decyzja? Spontaniczna manifestacja emocji? Czy też gest, który miał jakoś wstrząsnąć zespołem aktorskim?
Spotkałyśmy się jeszcze w gronie Kolektywu na krótką rozmowę. W moim przekonaniu złożona publicznie deklaracja Moniki, po wielotygodniowym czasie napięć, stresów i presji, była faktycznym końcem procesu prób i całego projektu. Wobec tego zapowiedziałam, że składam wypowiedzenie. Monika Dziekan również zadeklarowała gotowość do odejścia. Małgorzata Błasińska powiedziała, że uważa, że powinna zostać w teatrze i dokończyć sezon. Ważne jest, żeby odbyły się wszystkie premiery i kolejna edycja WST.
„Szantaż”
Następnego dnia, we wtorek 12 grudnia, okazało się jednak, że Monika Strzępka nie wydała żadnych dyspozycji odwołujących próby. Rano odebrałam telefon z koordynacji pracy artystycznej z pytaniem, co w takiej sytuacji mają robić, bo wiedzą od aktorów o decyzji Moniki, ale nie mają od niej żadnych poleceń. Odpowiedziałam, że muszą czekać na pisemne dyspozycje dyrektorki. Kiedy dotarłam do Teatru okazało się, że część aktorów z ekipy Heks przyszła do Teatru na spotkanie, o które zabiegał Adam Zduńczyk (realizator wideo do spektaklu), kontaktując się z nimi telefonicznie i SMS-owo. Aktorzy z obsady dostali od niego m.in. SMS-a takiej treści: „Słuchajcie, jest taka propozycja nocna: kończymy spektakl przy obietnicy Moniki, że rezygnuje ze stanowiska od razu po premierze. Wydaje się to sensowna propozycja. Co myślicie?”. Na spotkaniu pojawiła się także Monika Strzępka. Nie wiem, czy Adam działał w porozumieniu z nią lub na jej zlecenie, czy była to wyłącznie jego inicjatywa. Później dowiedziałam się, że poprzedniego wieczora i w nocy intensywnie rozmawiał z aktorami i aktorkami z obsady, namawiając, żeby wrócili do prób. Spotkanie zaczął Adam. Rekapitulując efekty swoich rozmów z aktorami, powiedział, że zespół skłonny jest podjąć próbę dokończenia procesu i zagrania premiery, pod warunkiem, że Monika utrzyma swoją deklarację podania się do dymisji. W moim poczuciu Adam Zduńczyk działał w dobrej wierze, starając się zminimalizować straty i znaleźć w zaistniałej sytuacji możliwie najbardziej konstruktywne wyjście.
Po dość chaotycznej i trudnej rozmowie zespół zdecydował się ponownie przystąpić do prób. Główną wyrażaną motywacją było dobro Teatru i uniknięcie strat związanych z odwołaniem premiery, także w wymiarze osobistych finansów zespołu aktorskiego i technicznego. Zespół mówił o tym, że nie chodzi tu tylko o nich, ale o całą załogę i dlatego gotowi są podjąć się dokończenia spektaklu na warunkach, które wyartykułował Zduńczyk. Do prób nie wróciło jednak dwóch aktorów, w tym odtwórca głównej męskiej roli. Dwa dni później w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z Michałem Sikorskim, który był jednym z tych aktorów. Rozmowa została przeprowadzona 29 listopada. W wywiadzie Sikorski zwraca uwagę na pozytywne efekty pierwszego sezonu dyrekcji Moniki, wyraźnie stara się być konstruktywny i wzmacniający, choć nie ukrywa także trudności. Pod wywiadem dodane zostało oświadczenie: Wywiad został przeprowadzony 29 listopada. We wtorek, 12 grudnia, Michał Sikorski poinformował nas, że nie wystąpi w spektaklu „Heksy” w reż. Moniki Strzępki. Poniżej treść przesłanego przez aktora oświadczenia:
„W obliczu wydarzeń, które miały miejsce na próbach w ostatnich dniach, poczułem, że nie jest możliwe kontynuowanie przeze mnie pracy w warunkach, które odbiegają od standardów zdrowego, bezpiecznego procesu. Wciąż mam jednak wiarę, że Dramatyczny ma szansę stać się miejscem bezpiecznym, twórczym i otwartym na każdego człowieka”.
W moim odczuciu wywiad i dodane do niego oświadczenie dobrze oddają dynamikę tego, co działo się w procesie pracy nad Heksami i pokazują, że istniał potencjał wspólnej pracy i wiara we wspólną przyszłość – ale zostały wytracone. Nic nie wskazuje na to, by stało się to z powodu zewnętrznych ingerencji i by spotkanie z 17 listopada w Biurze Kultury miało tu jakikolwiek wpływ.
Mimo braku dwóch aktorów z obsady i dramatycznej niegotowości spektaklu na 3 dni przed premierą, zespół wrócił do prób. Nie wiem jednak, w jakiej atmosferze i z jakimi efektami toczyła się praca. Ze względu na złe samopoczucie musiałam wyjść z teatru i udać się do lekarza.
Wieczorem dostałam SMS-a od Moniki Dziekan, w którym poinformowała mnie i Małgorzatę Błasińską, że skontaktowały się z nią aktorki z obsady Heks, uprzedzając, że gotowe są kontynuować pracę, ale oczekują, że Monika Strzępka potwierdzi na piśmie swoją deklarację podania się do dymisji. Nie miały zaufania, że po premierze dotrzyma danego zespołowi słowa. Prosiły o przedstawienie Monice ich stanowiska.
W moim przekonaniu poniedziałkowa deklaracja Moniki Strzępki o zakończeniu prób i podaniu się do dymisji powinna była definitywnie zakończyć ten proces. Uważam, że takie słowa wypowiedziane publicznie przez osobę zbierającą w swoim ręku funkcje reżyserki, dyrektorki naczelnej i artystycznej, stają się faktem. Rozumiałam, w jak trudnej sytuacji znalazła się Monika i bardzo jej współczułam, ale to ona zarządzała całym procesem – jego przeprowadzenie należało do jej podstawowych kompetencji i miała do tego zapewnione wszystkie narzędzia, odpowiednie finansowanie i pełne wsparcie zespołu. Przyjmując władzę, przyjmuje się także odpowiedzialność. Wszystko, co nastąpiło po deklaracji podania się do dymisji, a zarazem braku jej wykonania, było już całkowicie niekontrolowanym chaosem, generującym skrajny stres wszystkich osób uczestniczących w tych wydarzeniach.
To prawda, że zespół Teatru Dramatycznego – myślę tu szeroko o całym zespole teatru i jego różnych działach – był podzielony i po części niechętny Monice, ale to jest sytuacja naturalna w momencie przyjścia nowej dyrekcji, w dodatku reformatorskiej, zmieniającej wiele, w tym kierunek estetyczny teatru. Monolitem nie był też z pewnością zespół Heks. Na podstawie spotkań, w których brałam udział, sądzę, że były też osoby, które do końca chciały iść za Moniką. W zdecydowanej większości zespół utracił jednak zaufanie do jej przywództwa. W mojej ocenie proces prób do Heks załamał się w wyniku kryzysu twórczego i braku właściwej komunikacji ze strony reżyserki. Sytuacja domagania się pisemnego potwierdzenia deklaracji dymisji złożonej wcześniej przez Monikę Strzępkę przed zespołem aktorów grających w Heksach była – delikatnie mówiąc – niecodzienna, ale widzę ją jako domaganie się potwierdzenia zawartej już z zespołem umowy, nie zaś w kategoriach szantażu. Oczywiste jest także, że wszystko to nie powinno się zdarzyć w – jak pisał Michał Sikorski – „zdrowym, bezpiecznym procesie pracy”.
W środę rano, 13 grudnia, pojechałam do Teatru, żeby wspólnie z Małgorzatą Błasińską i Moniką Dziekan spotkać się z Moniką Strzępką i przekazać jej stanowisko aktorek. Kiedy spotkałyśmy się wszystkie w pokoju zajmowanym przez Małgorzatę Błasińską i poinformowałyśmy Monikę Strzępkę o stanowisku aktorek (nie pamiętam, która z nas przekazała jej tę wiadomość), Monika zapytała, co naszym zdaniem powinna zrobić. Ja odmówiłam udzielania jej rad w tej sytuacji. Uważałam, że decyzja należy do niej, ma ogromną wagę dla jej przyszłości, ale dotyczy też pracy i wysiłku zespołu, który przez pół roku wspólnie pracował, żeby stworzyć spektakl. Ponieważ był to zarazem moment ostatecznych rozstrzygnięć zadeklarowałam, że niezależnie od tego, jak potoczy się kwestia premiery, ja odchodzę z Teatru. „Nie mam siły tego kontynuować” – to była dokładnie fraza, której użyłam. Monika Dziekan również zadeklarowała, że odchodzi, ponieważ nie chce już dłużej pracować z Moniką Strzępką. Małgorzata Błasińska powiedziała, że jej zdaniem, jeśli Monika chce doprowadzić do premiery, nie ma innego wyjścia, jak tylko podpisać oświadczenie o podaniu się do dymisji. Tekst oświadczenia na swoim komputerze napisała Małgorzata Błasińska, po prostu dlatego, że znajdowałyśmy się w jej pokoju i jej komputer miałyśmy do dyspozycji.
Monika Strzępka poprosiła o spotkanie z aktorkami, do którego doszło jakieś 15 minut później w jednej z garderób. W swoich relacjach Monika niezwykle teatralizuje i demonizuje ten moment. Nikt jej nigdzie nie prowadził – sama zjawiła się w garderobie. Aktorki z obsady Heks potwierdziły, że oczekują takiej pisemnej deklaracji, bo nie ufają, że Monika dotrzyma wcześniej ustalonych warunków. Sytuacja była bardzo nerwowa, dynamiczna i chaotyczna. Trudno referować poszczególne wypowiedzi, ale wiodącym tonem była deklaracja całkowitej utraty zaufania do działań i intencji Moniki. Wobec jednogłośnego stanowiska aktorek Monika podpisała oświadczenie.
Był to moment skrajnie trudny dla wszystkich, ale z pewnością najbardziej dla Moniki. Oczywista asymetria tej sytuacji i jej jakoś ostateczny wymiar – wszystko to ma w sobie potencjał przemocowości i krzywdy. Ale w moim przekonaniu wszyscy zostaliśmy w tę sytuację wciągnięci w logice wielotygodniowego procesu, w którym istotną rolę odegrały działania i zaniechania samej Moniki. Zapłaciła za to olbrzymią cenę, ale cenę za to zapłaciły wszystkie osoby biorące w tych wydarzeniach udział – czego zdaje się ona nie widzieć.
Po tych wydarzeniach wyszłam z teatru. Mój stan zdrowia nie pozwolił mi na kontynuowanie pracy. Przez dwa kolejne miesiące przebywałam na zwolnieniu lekarskim, podczas którego złożyłam formalne wypowiedzenie.
Kolektyw
Na koniec postaram się odnieść do genezy Kolektywu i naszej praktyki, z góry uprzedzając, że będzie to jedynie zarys i ewentualnie początek strukturalnej rozmowy.
Nasza współpraca rozpoczęła się w momencie tworzenia koncepcji programu i pisania aplikacji konkursowej. Był to długotrwały proces z udziałem dość szerokiego grona osób, z którego wyłonił się krąg ścisłych współpracowniczek. Udział Moniki Strzępki w tworzeniu programu był znaczący – to ona decydowała, kogo chce zaprosić do współpracy i prowadziła rozmowy z osobami twórczymi. Jednak program był dziełem wspólnym: poszczególne bloki tematyczne przygotowywały różne osoby, stosownie do ich kompetencji, a jego ostateczne pisemne sformułowanie opracowałam ja i Dorota Kowalkowska.
W programie ten kolektywny wysiłek nie został jednak w żaden sposób zaznaczony. Nie pomyślałyśmy o tym i już po złożeniu wniosku uznałyśmy to za błąd. Kiedy więc Monika Strzępka została zaproszona do napisania orędzia na Międzynarodowy Dzień Teatru i zaproponowała, by powstało ona w taki sam sposób jak program, uznałyśmy, że tym razem fakt kolektywnego tworzenia tekstu powinien zostać ujawniony. Tym bardziej, że w naszej koncepcji orędzie zostało połączone z gestem wyrażenia solidarności dla zaatakowanej Ukrainy i akcją pisania przed teatrami słowa дети, który to napis widniał przed zbombardowanym teatrem w Mariupolu. Powstanie Kolektywu Dramatycznego wiązało się więc z gestem politycznym, ale było zarazem odzwierciedlaniem pewnej praktyki i wyrazem kierunku, w którym chciałyśmy zmierzać.
Wiedziałyśmy, że w istniejącym porządku instytucjonalnym nie jest możliwa żadna bezpośrednia forma kolektywnego zarządzania, wszystkie kompetencje zarządcze i cała odpowiedzialność skupione są bowiem w rękach dyrektora naczelnego, ale uważałyśmy, że warto podjąć próbę rozszczelnienia tego systemu. Każda z nas miała dokładny zakres obowiązków, ujęty w umowie o pracę i przedstawiony zespołowi. Funkcję zastępczyni dyrektorki ds. finansowych i organizacyjnych pełniła Monika Dziekan, pozostałe członkinie Kolektywu pełniły funkcje kierownicze, ja zaś miałam funkcję pełnomocniczki ds. transformacji instytucji. Sam Kolektyw był natomiast strukturą nieformalną i opierał się na założeniu, że będziemy funkcjonować na zasadzie rady, z uważnością na wszystkie głosy. Przyjęłyśmy też zasadę, że jeśli nie udaje się wypracować wspólnego stanowiska, decyzje podejmuje Monika Strzępka – zgodnie z zakresem jej odpowiedzialności. W moim odczuciu wszystkie w pełni akceptowałyśmy to rozwiązanie. Zapewne błędem było, że nie zostało ono przedstawione publicznie.
Monika Strzępka całkowicie deprecjonuje w tej chwili naszą wspólną pracę. Wiele decyzji zostało jednak podjętych właśnie kolektywnie – i jestem przekonana, że były to decyzje dla Teatru korzystne.
Miałyśmy jednak mało czasu na testowane tej formuły pracy. W trzecim miesiącu pierwszej kadencji nastąpiło „zawieszenie” Moniki, które trwało pięć miesięcy. Jasne stało się, że trzeba skupić wszystkie siły na przetrwaniu. Przez cały ten czas Teatr pracował w trybie kryzysowym, tym trudniejszym, że Monika Strzępka zaraz po objęciu funkcji nie wydała stosowych upoważnień i w czasie jej zawieszenia Teatr miał mocno ograniczone możliwości działania prawnego i finansowego. W tych warunkach trzeba było przygotować pierwszą za nowej dyrekcji edycję WST, co wymagało najwyższej ekwilibrystyki prawno-finansowej i organizacyjnej, ale ostatecznie zakończyło się niekwestionowanym sukcesem. Pracami organizacyjnymi pokierowała Monika Dziekan, a fantastyczną robotę wykonał tu zespół administracyjny i techniczny TD. Program kuratorski podpisaliśmy jako zespół: Agata Adamiecka, Jan Czapliński, Dorota Kowalkowska, Monika Strzępka, ale wkład Moniki był niewielki. Wskazała jedynie spektakle studenckie, bo znała je jako jurorka Forum Młodej Reżyserii.
Ten „stan specjalny” okazał się niestety podstawowym trybem pracy, bo Monika Strzępka nieustająco wymagała szczególnego wsparcia. Ze względu na „zawieszenie”, z powodów problemów osobistych, z powodu kłopotów z filmem (rozpoczęte w 2021 roku prace nad filmem Zaprawdę, Hitler umarł ciągnęły się przez cały czas trwania dyrekcji, zmieniali się montażyści, przesuwały terminy, nawet w najtrudniejszym czasie prób do Heks Monika miała plan zdjęciowy z dokrętkami). A zaraz po WST zespół Heks wszedł w próby i wszystko w teatrze zostało podporządkowane tej pracy.
Szybko zorientowałyśmy się, że Kolektyw – obok indywidualnych obowiązków każdej z nas – pełni w istocie funkcję dworu obsługującego potrzeby i deficyty dyrektorki. Przez cały czas miałyśmy jednak dobrą komunikację i otwarcie ze sobą rozmawiałyśmy. Monika Strzępka usłyszała od nas taki właśnie feedback – z metaforą dworu. Wielokrotnie podejmowałyśmy krytyczne rozmowy, formułowałyśmy oczekiwania wobec jej dyrektorskich obowiązków, podejmowałyśmy próby przeorganizowania pracy. Pracowałyśmy nad tym także na kilku specjalnie zamówionych szkoleniach. W moim przekonaniu Monika była otwarta na krytykę i miała dobrą wolę, ale w praktyce zmiany się nie udawały i wszystko grzęzło w dotychczasowym trybie. Ta krytyczna wymiana ustała po publikacjach „Onetu”; przyjęłyśmy, że najważniejsze jest doprowadzenie do premiery.
Było w tej pracy także wiele bardzo dobrych, twórczych, fascynujących momentów. Monika Strzępka obdarzona jest wielką charyzmą i energią, niezwykłą umiejętnością twórczego transformowania rzeczywistości, błyskotliwym poczuciem humoru. Jest wybitną reżyserką. W mojej ocenie nigdy jednak nie weszła w rolę dyrektorki instytucji. Nie była także w stanie porzucić trybu działania zorientowanego na wroga. Bardzo wyraźny był jej resentyment w stosunku do poprzedniego dyrektora i wszystkiego, co z nim kojarzyła – zatem także do części zespołu TD. Stanowiło to narastający problem, który był Monice komunikowany nie tylko przez nas, ale także w sesji feedbackowej z pracownikami administracji, która prowadzona była przez ekspertkę ds. mediacji i komunikacji w zespołach. Im robiło się trudniej – kłopoty finansowe Teatru, konieczność restrukturyzacji, nadchodząca premiera – tym bardziej nasilały się te problemy i tym bardziej afektywny stawał się sposób komunikacji Moniki Strzępki z zespołem. Wiedziałyśmy, że jest to poważne wyzwanie, dlatego obstawałyśmy przy tym, żeby Monika odbyła indywidualne, dopasowane do jej potrzeb szkolenie z zakresu komunikacji i ostatecznie takie, w sumie kilkunastogodzinne szkolenie ze specjalistą się odbyło. Trudno zatem utrzymać tezę, że Monika nie dostawała informacji zwrotnej na temat swojej pracy zarządczej i sposobu komunikacji z różnymi osobami pracującymi w teatrze i że nie dostawała pomocy.
Strategię komunikacyjną w czasie kryzysu po publikacjach „Onetu” konstruowałyśmy wspólnie. Monika Strzępka obecna była na wszystkich spotkaniach w tej sprawie. Razem, po konsultacjach ze specjalistą PR, uznałyśmy, że najlepiej będzie nie wdawać się w medialne dyskusje, bo mają one potencjał eskalacji, natomiast skupić się na premierze, a do debaty wrócić po niej. Niestety, równocześnie narastał opisany już kryzys w procesie pracy nad Heksami.
To, co się wydarzyło w całym tym procesie, było niezwykle bolesne. Wiele osób poniosło i nadal ponosi ogromnie koszty tej sytuacji. Niewątpliwie największe ponosi Monika Strzępka. Jest mi z tego powodu ogromnie przykro. Uważam jednak, że porażka, którą wspólnie poniosłyśmy w „projekcie Dramatyczny”, powinna być przedmiotem krytycznej autoanalizy. Ten nieudany eksperyment naraził na szwank wartości i idee, w które wierzyłam i wierzę – ważne dla wielu z nas. Czuję się za to współodpowiedzialna wobec zespołu Teatru Dramatycznego i wobec środowiska. Mam poczucie, że jestem jeszcze cały czas w procesie rozumienia tego doświadczenia, a moje życie definiuję jako „życie po klęsce”, co zresztą otwiera nowe, nieoczekiwane perspektywy.
Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jakim wyzwaniem musi być dla Moniki konfrontowanie się z tym doświadczeniem. Jej teoria spiskowa stanowi jednak protezę sensu. Oferuje pozorne wyjaśnienie złożoności procesu i roli, jaką w nim odegrała, blokuje prawdziwe zrozumienie. Pozwala natomiast uniknąć odpowiedzialności, projektować negatywne emocje i impulsy na innych oraz podtrzymywać iluzje własnej niewinności i absolutnej wyjątkowości. I taki właśnie spektakl rozgrywa przed nami Monika Strzępka.
Na koniec powtórzę jeszcze raz: nie uważam, że publiczne opowiadanie tej historii w tej formie służy jakiemuś dobru. Przeciwnie, sądzę, że przynosi szkody i jest retraumatyzujące dla wszystkich, którzy przeszli przez ten kryzys. Poczułam jednak, że wobec wystąpień Moniki Strzępki muszę zabrać głos – w obronie własnej, ale także w obronie wielu krzywdzonych przez nią osób.
 
