Logo
Recenzje

„Wampir” w oparach spirytyzmu

28.11.2025, 17:08 Wersja do druku

„Wampir” Łukasza Staniszewskiego w reż. Tomasza Kaczorowskiego w Olsztyńskim Teatrze Lalek. Pisze Hania Wittstock w AICT Polska.

fot. Piotr Nykowski / mat. teatru

W okotarowanej przestrzeni foyer pierwszego piętra Olsztyńskiego Teatru Lalek spektakl „Wampir” Łukasza Staniszewskiego, na motywach powieści Władysława Reymonta, w reżyserii Tomasza Kaczorowskiego zainaugurował trzecią, kameralną Scenę na Piętrze. I już od wejścia czerwone kotary, które technicznie wyznaczają granice nowej sceny, jednocześnie stają się istotnym elementem scenograficznym i konstruują nieco klaustrofobiczny świat hotelowego pokoju, w którym rozgrywa się historia inspirowana reymontowską prozą. Łukasz Staniszewski nie adaptuje tej mało znanej powieści, lecz twórczo z nią dialoguje, rozszczelnia i otwiera tekst na współczesne odniesienia. Z literackiego pierwowzoru zachowuje postaci, nadpisuje relacje pomiędzy nimi, usuwa zawiłości fabularne i całość osadza w londyńskim hotelu, który początkowo jawi się jak odsłona wakacji all inclusive z ezoterycznymi atrakcjami w ofercie. Zenon w towarzystwie swojego przyjaciela Joe i narzeczonej Betsy snuje się po tym hotelowym pokoju, degustuje drinki, rozprawia o pustce emocjonalnej i duchowej, przyjmuje tajemniczego Henryka, który proponuje mu małżeństwo z własną żoną Adą, pije absynt z figurą Mahatmy Guru, fantazjuje na temat technik spirytystycznych, które miałyby wypełnić egzystencjalną próżnię. Wszystko zmienia się, gdy pojawia się wróżka i jasnowidzka Daisy, femme fatale o odsłoniętych piersiach, która niczym zaklęcia rozrzuca złote karty tarota. Razem z nią wkracza na scenę jakby inny wymiar, następuje jakieś niepokojące pęknięcie, jakby spod pozornie znudzonej, hedonistycznej rzeczywistości zaczęła przebijać się tajemnica. Wzmocniona dla efektu dymem. Od tego momentu atmosfera gęstnie, sceny przybierają formę onirycznego seansu, który balansuje na granicy pomiędzy jawą a wizją, gdzie rozmywają się sensy i ulegają one podszeptom niewidzialnego. I tak aż do zaskakującego finału.

Tomasz Kaczorowski, aby opowiedzieć o duchowym wyjałowieniu i rozpadzie tożsamości bohaterów przy jednoczesnym nienasyconym głodzie sensu i jego iluzorycznym poszukiwaniu, sięga po lalki, które stają się nie tylko żywym medium emocji, ale są również nośnikiem metafor, które nadbudowują więcej warstw w tej historii. Widać wyraźną inspirację filmami Davida Lyncha, gdzie granice pomiędzy rzeczywistością a halucynacją są płynne, gdzie realizm ustępuje miejsca surrealistycznym zjawiskom, które nie poddają się logicznemu wytłumaczeniu. Jest to jakaś forma ramy, w którą wkomponowuje przedstawienie, konwencja, która ma budować klimat i siatkę odniesień, a zarazem lokuje ten świat przedstawiony w nawiasie delikatnej groteski. Choć w finale pojawia się fabularne wyjaśnienie i całość można zinterpretować, jak wyczekiwany od początku seans spirytystyczny, to nie znajdziemy tam jasnych odpowiedzi i wciąż niewyjaśnione pozostanie to, czym jest owa pustka duchowa, ani kto lub co pasożytuje na ludzkiej energii, zasysa uwagę i uczucia. Spektakl bardziej stawia diagnozę i uruchamia proces refleksji nad wewnętrzną jałowością zanurzoną w materialnym dobrobycie, w którym silniejszy niż rozpad, jest stan zawieszenia, tu istota egzystencji.

Scenografia Katarzyny Leks wzmacnia to wrażenie zatrzymania i utknięcia, prosta w formie, funkcjonalna i precyzyjnie operująca przestrzenią foyer. Okrągły stół, który jest centralnym elementem, może budzić w pierwszej chwili skojarzenia z wirującym stolikiem do wywoływania duchów, ale przede wszystkim jest kolistym torem, po którym krążą bohaterowie. Londyński pokój hotelowy, który zmienia się w korytarz prowadzący do pokoju, a ten z kolei ma drzwi wychodzące na korytarz, które na powrót prowadzą do pokoju i tak bez końca, jak w labiryncie. Do tego akcenty, które przełamują monotonię tego układu, wędrująca palma, czy świecący statek. Dopełnieniem tego świata są lalki, precyzyjnie zaprojektowane z ogromną dbałością o detal. Sterczący metalowy szkielet żeber, ruchoma szczęka odsłaniająca czaszkę, nogi niczym szczudła, rubin w pierścieniu, nagie piersi czy ruchome oczy. Elementy te nie tylko charakteryzują, ale i konstruują postaci, które ożywają w animacji. Agnieszce Roszko (Zenon) i Agnieszce Harasimowicz (Joe) udaje się oddać potęgującą pustkę wewnętrzną swoich bohaterów, zagubienie i egzystencjalną niemoc. Z kolei Honorata Mierzejewska-Mikosza napełnia Betsy, Adę i Henryka emocjami, które nadają im rys niejednoznaczny, subtelnie groteskowy, choć chwilami tragiczny. Roman Wołosik natomiast animując Daisy i figurę Mahatmy Guru pozostaje w dystansie, utrzymując postaci w aurze niedopowiedzenia, kim tak naprawdę są.

Całość spina muzyka Miłosza Sienkiewicza, która ten wyobrażony i zamknięty w hotelowym pokoju świat domyka pulsującym i sączącym się zza kotar dźwiękiem. Nie ilustruje, lecz tworzy rodzaj akustycznego transu, jest niczym powtarzający się sen. Buduje napięcie między światem realnym a nabrzmiewającą tajemnicą.

Spektakl „Wampir” Tomasza Kaczorowskiego jest zaproszeniem do teatralnej podróży w głąb duchowej pustki nie tylko reymontowskich bohaterów, ale też przyjrzeniem się, co dla każdego z nas jest taką niekończącą się spiralą uwikłania i zawieszenia zarazem. Co sadowi się w centrum uwagi, a jest tylko pozorem, mirażem sensu, wydmuszką, która trzyma w pułapce i niczym pasożyt karmi się energią życia. I jest wampirem, który żyje z nami na co dzień, pod naszą skórą.

Tytuł oryginalny

„Wampir” w oparach spirytyzmu

Źródło:

AICT Polska
Link do źródła

Autor:

Hania Wittstock

Data publikacji oryginału:

28.11.2025

Sprawdź także