EN

3.11.2023, 15:12 Wersja do druku

Walka o władzę i przetrwanie

„Władca much” Williama Goldinga w reż. Piotra Ratajczaka w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Marzena Kuraś w „Teatrologii.info”.

fot. Robert Jaworski

Inscenizacja powieści, zwłaszcza wierna oryginałowi, a z takim przypadkiem mamy do czynienia w wyreżyserowanej przez Piotra Ratajczaka w Och-Teatrze adaptacji Władcy much przygotowanej przez Nigela Williamsa, nie jest przedsięwzięciem prostym. Jednak zrobiona przez brytyjskiego pisarza, scenarzystę i twórcę sztuk teatralnych adaptacja powieści Williama Goldinga Lord of the Flies, która prapremierę miała w 1996 roku w Royal Shakespeare Company, nie powinna zawieść. I nie zawiodła, głównie dzięki świetnym młodym aktorom, dobremu nowemu tłumaczeniu Leszka Wysockiego i sprawnej reżyserii, choć dramaturgicznie widać pewne luki i niedociągnięcia (dramaturżka Joanna Kowalska), spowodowane skrótami i cięciami tekstu.

Władca much, wydany 1954 roku, choć był pierwszą powieścią Williama Goldinga, wpisany został na listę najważniejszych utworów powieściowych XX wieku. Jego warstwa alegoryczna i symboliczna pozwala na wielu poziomach ukazać problematykę rozwoju cywilizacji, która jest w stanie sama się unicestwić. Warto zwrócić uwagę na sam tytuł utworu, który odnosi się do hebrajskiej nazwy Belzebuba – Baal-Zevuv – czyli pan much. W powieści i na scenie odzwierciedla go wbity na kij odrażający i przerażający świński łeb. Dwie ekranizacje powieści, nakręcona w 1963 roku w reżyserii i na podstawie scenariusza Petera Brooka oraz w 1990 zrealizowana przez Harry’go Hooka, cieszyły się dużym powodzeniem, nie mniejszym niż sama książka.

To już drugie przedstawienia Piotra Ratajczaka o problematyce, można powiedzieć, chłopięcej. W 2019 przygotował, także w Och-Teatrze (cały czas w repertuarze), spektakl według głośnego filmu Petera Weira, nagrodzonego Oskarem za scenariusz, Stowarzyszenie umarłych poetów. Wystawiony obecnie przez Ratajczak Władca much może być niejako kontynuacją Stowarzyszenia, ukazującą, jak mogą potoczyć się losy młodych, niejednokrotnie wrażliwych chłopców, gdy znajdą się w trudnych czy wręcz ekstremalnych warunkach.

Sceniczna wersja opowieści rozpoczyna się nieco inaczej niż w książce. Przy dźwiękach przetworzonych nieco Czterech pór roku Antonio Vivaldiego chłopcy, zadowoleni i radośni, z walizkami w rękach wsiadają do samolotu, który wkrótce roztrzaska się na bezludnej wyspie, gdzie żyją jedynie dzikie świnie. Podobnie, przy tym samym akompaniamencie barokowego weneckiego kompozytora, spektakl się zakończy, ale na statek wsiadać będą już zupełnie inni ludzie.

Podejmowane próby zorganizowania sobie życia z dala od ludzkiej cywilizacji, walka o przywództwo w grupie, bezwzględność z jednej strony, chęć rozmowy i osiągnięcia konsensusu z drugiej, kończą się katastrofą. Wybrany początkowo na przywódcę Ralf (Jędrzej Hycnar) z popierającym go Prosiaczkiem (Michał Lupa) prezentują demokratyczny sposób sprawowania władzy, ład, wspólne ustalanie spraw priorytetowych na zebraniach, które zwołują, dmąc w konchę, będącą symbolem przywództwa i równości wszystkich wobec ustanowionych praw. Hycnar kreuje postać w miarę racjonalnie myślącego chłopaka, potrafiącego nie ulegać emocjom grupy – nie będącego jednak w stanie ustrzec się przed niewłaściwymi interpersonalnymi zachowaniami, jak choćby w stosunku do Prosiaczka, ale potrafi też go przeprosić, co Jack, jego przeciwnik, odczytuje jako słabość. Ralf Hycnara ewoluuje z dość zdecydowanego przywódcy w coraz bardziej niepewnego i zastraszonego chłopca, który po zabiciu Prosiaczka przez grupę myśliwych dowodzoną przez Jacka ma pełną świadomość tego, że teraz przyszła kolej na niego.

Jack (Ignacy Liss) i jego grupa – Roger (Sebastian Dela), Bill (Konrad Zygadło), Maurice (Maciej Marcin Tomaszewski), która w książce była chórem, w długich czarnych pelerynach ze srebrnymi krzyżami na piersiach, śpiewającym podczas uroczystości kościelnych, w inscenizacji Ratajczaka jest raczej drużyną sportową przeistaczającą się w grupę bezwzględnych myśliwych zabijających nie tylko dzikie świnie. Spór czy podtrzymywać ognisko, by zostać dostrzeżonym przez dorosłych, co wymaga żmudnej systematyczności, czy oddać się emocjom, polować, bawić się i ucztować, nie zostanie rozwiązany, a spowoduje narastanie nienawiści wśród myśliwych i doprowadzi do bezsensownych śmierci. Z czasem członkowie grupy Jacka przeobrażają się w zwykłych barbarzyńców i zwyrodnialców, zatracających ludzkie odruchy. Proces ten bardzo wiarygodnie ukazują młodzi aktorzy kreujący ich postacie. Postawienie na młodzież – czwórka wykonawców jest jeszcze studentami warszawskiej Akademii Teatralnej – to bezsprzecznie dobra intuicja reżysera, który chętnie pracuje i rozumie się z młodym pokoleniem aktorów. Cały spektakl jest dzięki temu niezmiernie energetyczny, pełen witalności, ruchu, tańca, ale też skrajnych emocji. Świetna choreografia (Aneta Jankowska) i scenografia (Marcin Chlanda) wzmacniają obrazy napastliwości i waleczności. Angażujące uwagę widza dynamiczne układy choreograficznych stymulowane reżyserią świateł (Marcin Chlanda, Rafał Piotrowski) wprowadzają nastrój grozy i lęku, cały czas uobecniając skradających się myśliwych, gotowych do ataku.

fot. Robert Jaworski

Dość prosta scenografia, składająca się z trzech platform, daje duże możliwości działań aktorskich. Dwa pochylone podesty umożliwiają szybkie zbieganie, ale też powolne wdrapywanie się, gdyż są jednocześnie metaforami gór, znajdujących się na wyspie. Trzecia usytuowana pomiędzy nimi pozioma platforma, będąca najczęściej miejscem spotkania i ścierania się dwóch chłopięcych grup, jest wyobrażeniem plaży rozciągającej się wzdłuż wyspy.

Skoki, salta, obroty wykonywane z dużą sprawnością fizyczną przez aktorów na metalowych barierkach umiejscowionych przy opadających w dół wzniesieniach momentami wywołują wrażenie przesytu. Ta nadmierna dynamiczność i ekspresja, zwłaszcza w pierwszej części przedstawienia, wydają się być zbyteczne, chociaż trochę przysłaniają dramaturgiczne braki.

Bardzo prawdziwą i wiarygodną postać Jacka, bezwzględnego przywódcy myśliwych, stworzył Ignacy Liss, od początku zbuntowany przeciw legalnie wybranemu na przywódcę Ralfowi. Po okrutnej walce z maciorą, której Jack obcina głowę, nabija ją na kij, a jej krwią myśliwi smarują twarze i ciała, zachodzi w chłopcach radykalna zmiana. Oddając hołd głowie zwierzęcia, utożsamianej z szatanem, przeistaczają się w dzikich, żądnych krwi oprawców, dla których przestają istnieć jakiekolwiek wartości. Niesamowicie wypadają transowe wręcz tańce wymalowanych krwią myśliwych z włóczniami w rękach, do muzyki plemiennych bębnów.

Równie przejmująca jest scena rozmowy Simona (w tej roli debiutująca na teatralnej scenie Helena Englert ) ze świńską głową nawiązująca do biblijnego obrazu kuszenia Ewy w raju czy Chrystusa na pustyni. Simon, będący symbolem empatii i miłości, zostaje zabity podczas rytualnego tańca, nie uda mu się przekazać prawdy, że bestia, której obawiają się mniejsze dzieci, będące kartą przetargową między walczącymi o przywództwo Jackiem i Ralfem, nie istnieje. Rola Simona to bardzo udany sceniczny debiut młodej, jeszcze uczącej się aktorki, występującej już w rolach filmowych.

Ciekawe postacie stworzyły, podobne do siebie, Kamila Janik i Natalia Szczypka, kreujące przerażonych i zastraszonych bliźniaków Sama i Erica. Nie można nie wspomnieć dzielnie radzącego sobie Percevala, granego przez małego chłopca, będącego jakby przedstawicielem wszystkich młodszych dzieci. Zjawiający się na końcu spektaklu Oficer Marynarki (Wojciech Chorąży), zdystansowany i poważny, występuje niejako w opozycji do wyglądających niczym zdziczałe straszydła chłopców. Ta niewielka rola jest jednak bardzo wymowna. Jego zjawienie się ratuje życie Ralfowi, ale jest także zapowiedzią powrotu do świata, który nie będzie już nigdy taki sam. Nie bez znaczenia dla wymowy spektaklu jest fakt, że Wojciech Chorąży gra również martwego lotnika spadającego na spadochronie na wyspę i siejącego postrach wśród najmłodszych chłopców, traktujących go jako bestię.

Twórcom spektaklu udało się, na przykładzie uratowanej od zagłady grupy chłopców, ukazać mechanizmy powstawania i narastania konfliktów i napięć nie tylko między jednostką a grupą, ale także wewnątrz określonej społeczności, w której, wskutek ulegania grupowym sugestiom i naciskom, zatraca się umiejętność racjonalnego myślenia i odróżniania dobra od zła. Przedstawienie warte jest więc polecenia przede wszystkim młodym widzom.

W wymiarze symbolicznym, podobnie jak podwójną rolę Wojciecha Chorążego, trzeba widzieć walizki, które uratowani przez żołnierzy marynarki chłopcy, opuszczając wyspę, zabierają, w świetnym stanie, ze sobą na statek. Jak to się bowiem stało i czy to w ogóle możliwe, że przetrwały nienaruszone i katastrofę samolotu, i kataklizm pożaru na wyspie? Oznacza to tyle, że chłopcy nadal niosą ze sobą bagaż naszej wspaniałej kultury. Bagaż, który jak widać, nie ocala.

Tytuł oryginalny

WALKA O WŁADZĘ I PRZETRWANIE

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Marzena Kuraś

Data publikacji oryginału:

26.10.2023