"Introspekcja. Przedmiot Nieocenionej Wartości" w choreogr. Joanny Czajkowskiej w Sopockim Teatrze Tańca. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.
Czy ciało podatne formalnie na bodźce wobec rozproszenia ducha może odczuwać rezygnację? Czy poddanie oglądowi przenikających się myśli może to ciało oddzielić bezpowrotnie od deklaratywnej czystości ruchu lub nadać sens nowym gestom? Joanna Czajkowska chwyta swoją historię i przestrzeń pracy, poddaje je medialnej oraz immanentnej obserwacji, puentując to otwartym zakończeniem. Introspektuje.
Czasy pandemiczne wpłynęły nie tylko na postrzeganie dzieła czy roli twórcy, ale także na wizualizację przyszłości wspartej historyczną analizą zespołowości, przyczynowości albo skuteczności. Sopocka artystka pogrążona w chaosie globalnej zarazy próbuje znaleźć równowagę w dojrzałej wypowiedzi twórczej, akcentując udział swoich mistrzów i mentorów w akcie twórczego zapatrzenia. „Introspekcja. Przedmiot nieocenionej wartości” to dwuczłonowa wypowiedź na temat wpływów intelektu, talentu i ciężkiej pracy na możliwy kształt dzieła, ale to również deklaracja niepewności w zmaganiu się z ograniczeniami – zarówno zewnętrznymi, jak też wynikającymi z wewnętrznych sprzeczności. Pamięć ciała trwale „operacyjna” wciąż miesza się z pamięcią ulotną, wspartą prototypami marzeń.
Czy 25 lat dedykowanych tańcowi można zamknąć w jednej wypowiedzi rozdzielonej antraktem? Tropy obu części prowadzą wprost na ścieżki psychologii – ruchu, pracy artystycznej, motywów i sensów. Część pierwsza to studium oderwania dzieła od twórcy, kiedy dzieło skończone, ale też koncept sprzed pięciu lat otrzymują współczesną gamę emocji reżyserki i konceptualistki. Wizualizacja sztuki wizualnej (autorka i reżyserka spektaklu „Przedmiot nieocenionej wartości” ogląda jego zapis z pozycji jedynego widza) przynosi ożywcze rozproszenie wcześniejszych schematów i syntetyzującą kolaudację treści. Czajkowska poddaje się najpierw wpływowi śledzącej ją kamery, trochę kokietując „nieoceniony” przedmiot rejestracji w sytuacji osamotnienia na widowni, jednak po krótkiej chwili zostaje wchłonięta przez obrastające ją wspomnienia emocji, słów i pracy z tancerzami. Postać demiurga z oglądanego spektaklu na nowo konstytuuje się w sytuacji oceny. Demiurgiem staje się także oglądająca, bo nowym ruchem w emocji patrzenia nadaje opowieści nowy wymiar, dodatkowo w jej oku odbijają się i nakładają wizualia, naddając rangę odbioru, w tej sytuacji – niemal zaczarowanego.
Pierwsza część konceptu Czajkowskiej to także wdzięczność: za skończone, energetyczne, wielowymiarowe dzieło, budowane w zażyłym procesie wspólnotowości, obarczone nasyconymi, osobistymi historiami, z których wyrasta miłość i szacunek do sztuki tańca.
Część druga to puenta albo remix. Albo cała Czajkowska. Język ruchu wyrasta z impulsu kreacji, ale także staje się impulsem dla podkreślenia emocji, zaznaczenia wartości czy waloru wypowiedzi. Niczym wprawna innowatorka tnie, łączy, sprawdza i prowokuje. Wsparta przestrzenną, bardzo pojemną muzyką Mariusza Noskowiaka, pozwala sobie na komentarz stanu na teraz. Zaczyna od klasyki, czytelnego, posągowego piękna, które zachwyca do czasu wstydliwego wycofania. Ogrzewa się w cieple klasycznej bogini tylko przez chwilę, kiedy może pozwolić sobie na westchnienie, niewinny uśmiech. Potem nakłada maskę. Mechanicznym, „bladym”, pustym głosem lalki-maszyny, zaprasza na spotkanie. Przytrzymuje widza wspomnieniami tancerza i choreografa Marcelego Żędzianowskiego, ujmującego chęcią dokładnego oddania atmosfery swojej historii, opowiedzianej w ostatnim przed swoją śmiercią wywiadzie z Czajkowską. „Huncwoty” obecne w wypowiedzi wybitnego tancerza zapowiadają początek remixu. Widz podąża za artystką, która transmituje swoją opowieść od radości w tańcu, wewnętrznej harmonii, kreatywnego zaintrygowania. Przemiana dokonuje się stopniowo. Oko, mózg, mięśnie, powtarzalność. Zmęczenie, zużycie, rezygnacja, smutek. Tancerka doświadcza uwięzienia. Blokada nie wynika z wysiłku czy poziomu determinacji, ale z okoliczności, które są niezrozumiałe. Powaga stanu, w jakim musiała znaleźć się tancerka, jest wymowna. Walka nie przyniosła korzyści, oddanie i miłość dla tańca nie znalazły ujścia. Próżnia, jakiej w widoczny sposób dotyka, pozwala wyłącznie na niemy krzyk i dławiący ruch w pełnym powagi tańcu rodem z walca, ale „nadawanym” z cyrku.
Część druga konceptu to przede wszystkim artystyczna spowiedź Czajkowskiej. Wpisuje swoich mistrzów w przestrzeń twórczych ścieżek i inspiracji, aby komentarz odautorski znalazł moc. Odwołania do „składni ruchu” poszczególnych twórców, co widoczne było w pełni w „Przedmiocie nieocenionej wartości”, to godna zasłona innej opowieści. Pojemnej, bolesnej. Otwartej.
Joanna Czajkowska, od 25 lat intelektualistka tańca, artystka syntezy, zaprosiła do wniknięcia w kwintesencję odbioru pierwszego widza.