„Strach i nędza 2022” w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Tetrze dla Wszystkich.
Strach i Nędza 2022 w reżyserii Bartosza Szydłowskiego to bardzo osobiste dzieło. Przedstawienie jest, wedle słów twórców i twórczyń, inspirowane filmem Felliniego 8 i pół, tekstem Jakuba Roszkowskiego oraz własnymi doświadczeniami. Metateatralny koncept spektaklu polega na wciągnięciu widza w rozłożony na czynniki pierwsze proces prób, przygotowań i wszystkiego tego, czego widzowie na co dzień nie widzą, oglądając jedynie efekt końcowy często żmudnej i niewdzięcznej pracy.
Reżyser (Michał Czachor) chce wyreżyserować przedstawienie. Ciężko mu jednak wyartykułować swoje pomysły, założenia, plątanina myśli i konceptów paraliżuje go, co odbija się na zaproszonych do współpracy osobach – aktorkach (Marta Zięba i Angelika Kurowska), oraz dramaturgu (Andrzej Szeremeta). W ekskluzywnym wnętrzu (bardzo gustowna scenografia Małgorzaty Szydłowskiej), składającym się m.in. ze skórzanej kanapy i dywanów na podłodze, reżyser, niczym uwięziony w złotej klatce wizjoner, walczy sam ze sobą, z brakiem weny. Przychylna mu młoda aktorka, akolitka wpatrzona w mistrza, próbuje sklecić w całość strzępki informacji, jakie podaje pogrążony w niemocy reżyser. To nie wystarcza bardziej doświadczonej aktorce i pisarzowi, którzy oczekują konkretów, działań, konceptu na którym mogliby zacząć budować spektakl. Przedłużane z premedytacją sceny prób, są często przecinane przez aktorkę zdaniami – wytrychami w postaci pytań „Co mam teraz grać?”, co można rozumieć jako swoiste humorystyczne puszczanie oka do widza. W końcu mimo wszystko jesteśmy w teatrze, na spektaklu o spektaklu.
Przeciągający się do granic wytrzymałości „proces”, którego finalny efekt nie jest nikomu znany, to subtelna aluzja do jedynej w swoim rodzaju metody pracy Krystiana Lupy, która wymaga wyrzeczeń zarówno od aktorów, jak i widzów. Jak wiadomo, arcydzieła rodzą się w wielkich bólach i nie każdy jest gotów na takie poświęcenia (legendarne pośladki Joanny Szczepkowskiej). Przeciwwagą dla pogrążonych w letargu profesjonalistów są pełni wigoru i uroku nowohuccy amatorzy, tak ważni dla historii Łaźni Nowej. Przemykają bokiem sceny, by ukryć się za prowizorycznymi dwoma ścianami w głębi sceny (druga część scenografii Małgorzaty Szydłowskiej, już nie gustowna, a zwykła, prosta, bardziej ludzka). Na ekranie zamieszczonym u góry sceny widzimy, że to właśnie tam, na zapleczu, dzieje się „żywy” teatr, są ciekawe rozmowy, uśmiechy, wszyscy słuchają się nawzajem z uwagą.
Nie oznacza to oczywiście tego, że Bartosz Szydłowski tworzy prostą dychotomię, w której on – reżyser czuje rozczarowanie tym, co nazwalibyśmy teatrem instytucjonalnym, zawodowym. Chodzi raczej o poszukiwanie nowych inspiracji, które mogłyby dać energię do działania. Aktorzy-amatorzy są tutaj symbolem społeczeństwa, głosu ludzi pełnych zapału, pomysłów, własnych historii. To zwykły człowiek, jego los powinien być dopełnieniem intelektualnych rozterek rozgrywających się wśród środowiska tworzącego tzw. kulturę wysoką. Można powiedzieć, że Strach i Nędza 2022 jest esencją tego, czym od zawsze miała być Łaźnia Nowa – miejscem, które pobudza zwykłego człowieka, lokalną społeczność, do twórczych działań, miejscem, w którym profesjonaliści i amatorzy napędzają się nawzajem.
Przedstawienie w reżyserii Bartosza Szydłowskiego, co niewątpliwie można uznać za atut, wymyka się jednoznacznej kategoryzacji. Jest to zarówno opowieść o samym sobie jako artyście, jak i o tym, czym teatr jest i może być. Całość utrzymana w słodko-gorzkim tonie pokazuje również inną, ważną rzecz – kultura, teatr, jego funkcjonowanie jako medium niewygodnego, zmuszającego do krytycznej oceny rzeczywistości, jest w nieustannym zagrożeniu. Teatr bez widza nie istnieje, ale na szczęście akurat nowohucka Łaźnia zawsze mogła na nich liczyć.